Czy kontuzje Ziona i Ingrama to jedyny powód fatalnej serii Pelicans?
Jeszcze 15 stycznia New Orleans Pelicans zajmowali 3. miejsce w konferencji zachodniej i zastanawialiśmy się po cichu, jak duży będzie ich potencjał w Playoffach. Po 5 porażkach z rzędu Pelicans spadli na czwarte miejsce, które okupowali aż do 27 stycznia. Ostatnie pięć dni to jednak pikowanie głową w dół bez zabezpieczeń. Po kolejnych 4 porażkach – w sumie to już 9 z rzędu – Pelicans spadli na 10. pozycje i obecnie ledwo łapią się na miejsce w turnieju Play-In. Pokazuje to jak ciasna jest tabela zachodu, skoro można w 5 dni tak szybko zlecieć, ale też – co chyba ważniejsze – to, jak duży jest kryzys, w którym znaleźli się Pelicans.
Jasnym jest, że do kryzysu przyczyniły się kontuzje. To czynnik chyba najważniejszy, ale nie jedyny (o czym chwilę później). W trakcie serii 9 porażek z rzędu, Pelicans wystawili aż 5 różnych pierwszych piatek. Poszukiwania trenera Greena nie zakończyły się jednak znalezieniem optymalnej rotacji. Musi boleć nieobecność Ziona Williamsona, który – kiedy grał – miał po chichu naprawdę mocny sezon. Nie ma go już od 15 meczów, a Pelicans w tym czasie zdołali wygrać zaledwie 3 razy. W całym sezonie w meczach bez Ziona Pelicans są 9-14. Liczby pokazują, że jest on potrzebny. W przeliczeniu na 100 posiadań, z nim na parkiecie zespół jest lepszy o +9,6 punktu – to najwyższy wskaźnik w drużynie. Do tego przez dłuższy czas w grze nie było Brandona Ingrama.
Nieobecność obu tych zawodników to nie tylko kłopot na płaszczyźnie rzutów, które oddają liderzy. Zanika bez nich ruch piłki – Ingram i Williamson to najlepsi asystujący Pels po CJ McCollumie. Ofensywa siada, kiedy wypada dwóch graczy mających tak duży wpływ na ruch piłki. Po wypadnięciu z gry Ziona, Pelikany przestały trafiać 8,8 trójki na mecz ze szczytu boiska na skuteczności 37,%, a zaczęły trafiać tylko 7,4 trójki na skuteczności 32%. Bynajmniej nie dlatego, że Zion Williamson świetnie rzucał z dystansu, a dlatego, że skutecznie podawał tam piłkę:
Idąc dalej, zanim z gry wypadł Brandon Ingram, Pelicans zajmowali solidne 12. miejsce w ligowej stawce pod względem liczby popełnianych strat. Po jego wypadnięciu z gry zajmują już 28. miejsce. Nie ma w tym przypadku. Brandon Ingram to zawodnik niedoceniany, jeśli chodzi o jego podania z podwojeń, ale i podania w ogóle:
Brak Ziona i Brandona Ingrama – który wrócił, ale przez ostatnie 3 mecze zrzuca rdzę – wpływa oczywiście na braki ofensywne, ale trener Willie Green widzi też problem po drugiej stronie parkietu. Tak mówił na konferencji po porażce z Washington Wizards:
„Były w meczu momenty, w których na parkiecie mieliśmy zawodników, którzy w moich oczach nie próbowali wystarczająco bardzo – wystarczająco dla naszego zespołu. Dla mnie nie jest to rzecz podlegająca negocjacjom. Nie mogę mieć na parkiecie gości, którzy nie dają z siebie 110%. […] Nasze podejście musi być lepsze. Moje podejście musi być lepsze. Muszę przygotować tę drużynę do grania.”
– trener Willie Green
Trener miał dużo racji. Tylko pobieżnie przejrzałem sobie drugą kwartę, w której Wizards uzyskali nad Pelicans przewagę, której już nie oddali. Wystarczyło włączyć kilka kolejnych akcji. Tutaj dwa razy z rzędu nikt nie myśli o tym, żeby zastawić pod koszem Taja Gibsona:
Chwilę później ten sam Taj Gibson stawia zasłonę na skrzydle i napotyka obronę, która kompletnie nie wie, jak się w tej akcji dwójkowej zachować:
Dosłownie akcję później to samo, tylko z drugiej strony:
Wiecie, na czym polega problem? Ja nie musiałem przeszukiwać tych akcji w ich ostatnich meczach – to jest kilka posiadań rozegranych na przestrzeni kilku minut. Gdybym włączył inny mecz z tej serii dziewięciu porażek, istnieje duża szansa, że też trafiłbym na taką serię błędów.
„Musimy odnaleźć swoją defensywna prezencję. W tej chwili nie bronimy tak, jak jesteśmy w stanie to robić. To są rzeczy, na które mamy wpływ. Jako drużyna możemy podjąć decyzję, że chcemy bronić lepiej. Po prostu tego nie robimy.”
– trener Willie Green
Zion i Ingram to nieźli obrońcy, ale nie najlepsi w składzie Pelicans i to nie na nich opierała się ta do pewnego czasu jedna z lepszych defensyw w lidze. Ich brak nie jest usprawiedliwieniem tego zjazdu po bronionej stronie.
Niech stracę. Cofnę się do innego przegranego przez Pelicans meczu. Weźmy porażkę z Orlando Magic i znów przenieśmy się do kwarty, w której Pels stracili prowadzenie. Tym razem będzie to czwarta kwarta. Chwytaj popcorn.
Pierwsza stacja akcja, Bol Bol z łatwością trafia po pick’n’rollu:
Zwróćmy od razu uwagę na jedną rzecz. Jeśli Bol Bol nie ma większych problemów z trafieniem spod kosza, a jednocześnie ma czterech (!) kolegów na otwartych pozycjach… To gdzie są obrońcy?:
Podpowiem:
Kolejna akcja – chyba nie trzeba tu dużo dopowiadać, bardzo nieskładny powrót do obrony w pół-kontrataku:
Na koniec tej wspaniałej sekwencji mierzący 196 cm Jalen Suggs zbiera piłkę przy trzech obrońcach i trafia z faulem:
Chyba wystarczy, żeby zrozumieć, że słowa trenera Greena mają pokrycie w rzeczywistości.