Polacy wygrywają 2 z 3 meczów EuroBasketu 2022 – kilka szybkich wniosków
Dzisiejszy dzień zakończymy na 2. lub 3. miejscu w grupie D – zależnie od tego, jak potoczy się wieczorny mecz Serbii z Finlandią. Moglibyśmy być na 1. miejscu, gdyby Serbia przegrała z Finlandią różnicą 44 punktów. Tak tylko z kronikarskiego obowiązku. Co jednak istotne – za Białoczerwonymi trzy kluczowe mecze – te, od których w największym stopniu zależeć miał nasz awans do fazy pucharowej. Przed nami już tylko starcie z Serbią, gdzie oczywiście będziemy trzymać kciuki, ale nie liczymy na sensację, oraz dwa dni wcześniej, czyli jutro, starcie z dużo słabszą Holandią. Starcie, które – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – powinno być formalnością. Liczyliśmy to sobie tak: z sześciu drużyn wychodzą aż cztery. Jeśli zakładać wysoce prawdopodobne zwycięstwo nas (oraz wszystkich grupowych rywali) z Holadnią, trzerba ograć kogoś z tercetu Czechy-Izrael-Finlandia, żeby zając czwarte miejsce. Ograliśmy aż dwie z nich. Oznacza to, że jutrzejsze (miejmy nadzieję) zwycięstwo z Holandią, przypieczętuje nasz awans. Tak więc plan minimum już prawie zrealizowany. Jakie wnioski można wyciągnąć na tym etapie turnieju?
Zanim skupimy się na poszczególnych osobistościach, zajmijmy się szerszym oglądem sytuacji. Nasz system defensywny przyprawia o palpitacje serca. Nie dlatego, że jest bardzo zły. Nie – dlatego, że jest ryzykowny, to system spod szyldu „wszystko albo nic”. Stąd tak spektakularne wygrane z Czechami i Izraelem, kiedy wychodzi dobrze, oraz tak druzgocące porażki jak z Finlandią, kiedy nie zadziała tak, jak trzeba.
Igor Milicic bardzo agresywnie stawia swoich zawodników w obronie – nasi reprezentanci często sięgają po podwojenia, często wychodzą wysoko do piłki, chcąc ograniczyć grę rywali na wczesnym etapie akcji. To sprawia, że za plecami czasem pojawiają się spore dziury. Sami zobaczcie (z góry przepraszam za ubogi dobór materiałów video do analizy, FIBA strzeże swoich materiałów znacznie bardziej zacięcie niż NBA – kolejny argument na to, że w NBA się w ogóle nie broni):
Dobór sytuacji nie jest idealny, ale chodzi tylko o działanie prostego mechanizmu. Olek Balcerowski bardzo wysoko wyszedł za zawodnikiem z piłką. Dalej jest też asekurowany przez Mateusza Ponitkę. W sumie trzech naszych graczy jest zaangażowanych bardzo wysoko, zostawiając za plecami przewagę rywali 3/2. Balcerowski miał świadomość, że musi wrócić, ale bardzo trudno było już zdążyć:
Kiedy dochodzi do podwojenia, za tym zawsze idzie rotacja kolejnych obrońców i ktoś zawsze zostaje w rogu bez krycia. W przypadku starć z Czechami i Izraelem zdało to egzamin – naciskani gracze z piłką albo nie znajdowali tych niekrytych strzelców, albo ci strzelcy nie wykorzystywali swoich czystych pozycji. Finowie wykorzystywali, dodatkowo wykorzystując nie najlepiej zorganizowany i nie najbardziej dynamiczny powrót naszych reprezentantów do obrony w kontratakach i pół-kontratakach.
Być może to rozwiązanie ma sporo sensu, kiedy nie mamy w zespole zbyt wielu fizycznie imponujących obrońców. Fizycznie imponujących oczywiście w porównaniu z najlepszymi zawodnikami części przeciwnych ekip. Taki Michał Sokołowski, czy Aaron Cel, czy Michał Michalak, choć w dotychczasowych meczach pokazali parę świetnych posiadań w obronie, pełnych zaangażowania i zdyscyplinowania, w zwykłej obronie 1 na 1 nie zawsze nadążą przy użyciu swoich warunków fizycznych i dynamiki. Można więc próbować nadrabiać agresją i rotacją. Boję się, że przeciwko lepiej dysponowanym rywalom będziemy tracić zbyt wiele niepilnowanych trójek, a agresywny doskok obrońców zbyt często będzie kończył się minięciem, ale nie chcę narzekać, bo póki co w 2 z 3 meczów zdało to koniec końców egzamin.
Dużo więcej nadziei przysparza nasza gra ofensywna. W momencie, w którym to piszę, Polska jest na 7. miejscu (spośród 24 ekip) pod względem skuteczności rzutów za 3, trafiając 36,7% rzutów. Próba nie jest wysoka, bo oddajemy 26,3 rzuty dystansowe na mecz, co plasuje nas na dopiero 15. pozycji, ale to ważne, że to, co rzucamy, wpada na niezłym procencie. Zasługa w tym przede wszystkim naszego najlepszego na ten moment punktującego AJ Slaughera, który trafia średnio 4/8,3 z dystansu na mecz (48%!). Większość z tych prób to rzuty po koźle, po dryblingu, akcje indywidualne. Kiedy AJ złapie luz, to sama przyjemność go oglądać:
Trudno też na tym turnieju zarzucić Slaughterowi coś, co często bywa mu zarzucane (często zasadnie), a mianowicie że kiedy jest na parkiecie, gra tylko pod siebie. Średnia asyst na poziomie 2,7 na mecz dla nominalnego rozgrywającego nie jest oczywiście powalająca, ale nie zawsze chodzi o podanie kończące – czasem wystarczy niewchodzenie w grę 1 na 1, a wprawienie piłki w ruch, jak tutaj:
Poza tym, nieraz widzimy Slaughtera w grze off-ball, kiedy kozłującym jest Mateusz Ponitka, grający akcje dwójkowe z Aleksandre Balcerowskim. Czasem pisze się i mówi o nim „Olek”, ale na tym turnieju to Aleksander – Pan Aleksander Balcerowski. Dawno nie widziałem w naszej kadrze czegoś tak bardzo fun-to-watch, jak dwójkowe akcje Balcerowskiego z Ponitką. Przegląd pola Balcerowskiego jest kapitalny na jego pozycji. Zazwyczaj dostajemy klasycznego picka, w którym Olek Pan Aleksander wchodzi w short-roll i z okolic linii rzutów wolnych – podwajany – znajduje podaniem ścinającego zawodnika z narożnika. Czasem sam bierze piłkę w ręce wyżej od kosza, wchodzi w kozioł i znajduje partnera podaniem.
Balcerowski naprawdę robi różnice kombinacją warunków fizycznych – którymi góruje nad większością oponentów – oraz wyszkolenia technicznego. Z pomocą przychodzi mu nieco bardziej niż zwykle zaawansowana ofensywa naszego zespołu. To jest koszykówka reprezentacyjna i czasu na wprowadzanie skomplikowanych ofensywnych schematów jest mało. Mam jednak wrażenie, że po jakimś czasie pracy trenera Milicicia widzę więcej kombinacyjnej gry. Trochę więcej niż zwykle. Wciąż ciężko uświadczyć strzelców wychodzących po słabej stronie parkietu po zasłonach, ale są momenty jak ten – kiedy oprócz prostego picku na szczycie dzieje się coś ekstra. W tym wypadku zasłona Cela dla rolującego Balcerowskiego:
W tym wszystkim nie można pominąć Mateusza Ponitki. Tu jedna trudno napisać coś odkrywczego, bo jego wysoki poziom zaangażowania (oraz koszykarskich umiejętności) to historia, która powtarza się od wielu lat. Ponitka daje to, co dawał na większości dużych turniejów – przegląd pola, agresywne wejścia pod kosz, okazjonalnie groźne trójki. Charakter, który chyba oddziałuje na resztę ekipy.
Jaka jest jednak konkluzja? Jutro wygrana z Holandią i awans z grupy? Najpewniej. Byłoby to osiągnięcie, który większość z nas zakładała chyba jako podstawowy pan na ten EuroBasket. Już teraz jednak widzimy, że plan ten zostanie (najpewniej!) zrealizowany w bardzo dobrym stylu, naprawdę efektownie. Czy ta efektowność w grupowych zmaganiach to paliwo, które może pozwoli nam zajechać dalej? W 1/16 Finału zmierzymy się z jednym z zespołów z grupy C. Wszystko wskazuje na to, że trzy pierwsze miejsca zajmą tam Grecy, Chorwaci i Włosi – w jakiejkolwiek kolejności. O ile nie zajmiemy więc pierwszego miejsca w grupie (a na to Serbia nam nie pozwoli), zmierzymy się z kimś z tego grona. Poprzeczka zawiśnie więc wysoko. Tak jak pisałem wcześniej – obawiam się, że przeciwko wyraźnie lepiej wyszkolonym, albo wyraźnie lepszym fizycznie ekipom, nasz defensywny system, mający na celu przykryć pewne braki, może okazać się bronią obosieczną.
Dużo powie nam czwartkowe starcie z Serbią. W końcu to jedni z faworytów do końcowego triumfu, więc z kim mamy się sprawdzić, jak nie z nimi. Pozostałe mecze Polaków:
- Polska – Holandia 6.09 (wtorek) 14:00
- Polska – Serbia 8.09 (czwartek) 21:00