PLK: Victor Sanders: Mówiłem trenerowi: „Weźmy Kyzlinka, potrzebujemy go!”
Trener pytał mnie, co sądzę na temat tego transferu. Wszystko było jasne i klarowne. Odpowiedziałem wprost: „potrzebujemy Tomasa!” Taki transfer może nam jedynie pomóc. Nie oszukujmy się, ale trudno byłoby ciągnąć drużynę na swoich barkach przez cały sezon. Uczymy się siebie nawzajem, dogrywamy szczegóły współpracy, ale wszystko idzie zgodnie z planem. Nie ma żadnych zgrzytów i nieporozumień między nami – mówi Victor Sanders, zawodnik Anwilu Włocławek.
Karol Wasiek: Spotkanie z Krajową Grupą Spożywczą Arką Gdynia było zacięte do samego końca, ostatecznie wygraliście 89:85. Nie było wam łatwo!
Victor Sanders, zawodnik Anwilu Włocławek: Arka wysoko postawiła nam poprzeczkę. Twardo walczyli do samego końca. Uważam, że zagrali bardzo dobry mecz. Trafiali z trudnych pozycji. Uważam, że spotkania po przerwie pucharowo-reprezentacyjnej nigdy nie należą do łatwych. Wielu zawodników wyjechało z Włocławka i udało się na zgrupowanie różnych kadr narodowych.
Ja z kolei pojechałem na kilka dni do Stanów Zjednoczonych. Co prawda brakowało nam nieco rytmu w grze, co jest oczywiście zrozumiałe po takiej przerwie, ale generalnie uważam, że pokazaliśmy się z całkiem niezłej strony. Nasza gra mogła się podobać. Była lepsza niż przed tą przerwą.
Trener Frasunkiewicz po meczu ze Stalą na Pucharze Polski powiedział, że drużyna potrzebuje odpoczynku mentalnego i resetu głów. Czy te kilka dni wolnego wpłynęły na was pozytywnie?
Jak najbardziej! Uważam, że ten czas był nam bardzo potrzebny. Podczas Pucharu Polski czuliśmy ogromną presję, oczekiwania względem nas były naprawdę wysokie. Myślę, że indywidualnie wypadliśmy nieźle, ale nie zagrało to pod względem drużynowym i wynikowym.
Pojawiła się frustracja, dlatego ten odpoczynek był potrzebny do tego, by zrozumieć, że sezon jest długi i przed nami najważniejszy cel: walka o mistrzostwo Polski. Trzeba wrócić do tej gry, z której byliśmy znani: poświęcenie, zaangażowanie i zespołowość.
Anwil Włocławek – po dojściu Tomasa Kyzlinka i Zigi Dimca – jest nowym zespołem. Czy ten proces budowy i aklimatyzacji nowych zawodników jest już za wami?
Tomas to świetny zawodnik obwodowy, Ziga jest z kolei odpowiednim uzupełnieniem strefy podkoszowej pod kątem gabarytów i siły. Należy pamiętać, że razem zagraliśmy zaledwie kilka meczów, więc ten proces wciąż trwa. Bardzo spokojnie podchodzimy do tego procesu. Nikt nie wpada w panikę. Nie ma żadnych nerwów i obaw. Z bilansem 18:3 jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli. Mamy świadomość, że najlepszą wersję Anwilu mamy oglądać w fazie play-off.
Chciałbym zapytać o współpracę z Tomasem Kyzlinkiem. W kuluarach można usłyszeć o „zgrzytach” na linii Kyzlink – Sanders. Jak to wygląda z twojej perspektywy?
Wygląda to rewelacyjnie. Tomas to świetny zawodnik, który trafia trudne i ważne rzuty. Nie boi się brać na siebie odpowiedzialności w kluczowych momentach. Nie jest żadną tajemnicą, że potrzebowaliśmy w zespole drugiego takiego zawodnika, który umie kreować pozycje dla siebie po koźle. Czasami zrobić coś z niczego. Zwłaszcza w najważniejszych momentach meczu. Uczymy się siebie nawzajem, dogrywamy szczegóły współpracy, ale wszystko idzie zgodnie z planem. Powtórzę: nie ma żadnych zgrzytów i nieporozumień między nami!
Czy to prawda, że trener Frasunkiewicz – przed dokonaniem tego transferu – rozmawiał z tobą na temat tego zawodnika i korzyści, jakie może przynieść ten ruch?
Tak. Odbyliśmy kilka rozmów. Trener pytał mnie, co sądzę na temat tego transferu. Wszystko było jasne i klarowne. Odpowiedziałem wprost: „potrzebujemy Tomasa!” Taki transfer może nam jedynie pomóc. Nie oszukujmy się, ale trudno byłoby ciągnąć drużynę na swoich barkach przez cały sezon. Oczywiście mógłbym to zrobić, ale myślę, że z pomocą Tomasa i innych kolegów jesteśmy jeszcze mocniejsi jako zespół przed fazą play-off.
Mówisz o dobrej komunikacji z trenerem Frasunkiewiczem. To dlatego siadasz na jego miejscu na ławce rezerwowych, by mieć z nim jeszcze lepszy kontakt w trakcie meczu?
Fajnie, że o to pytasz. Już ci mówię: chcę być cały czas zaangażowany w grę. Kiedyś – gdy byłem młodszy – zawsze siadałem na samym końcu ławki rezerwowych i nie do końca byłem zaangażowany. Chciałem to zmienić. Cieszę się, że we Włocławku trafiłem na ludzi, którzy mi w tym pomogli.
W trakcie meczu dużo rozmawiam z asystentami: Grzegorzem Kożanem i Piotrem Blechaczem. Pytam ich, jak widzą poszczególne akcje. Trochę patrzę na mecz okiem trenerskim. Uczę się tego. To ciekawe doświadczenie. To też dobre dla trenera Frasunkiewicza, który nie musi mnie wołać na zmianę z końca ławki rezerwowych.
Czy i jak podczas pobytu we Włocławku zmieniłeś się jako człowiek?
Wiele osób mnie o to pyta. Odpowiadam za każdym razem tak samo: jestem takim samym człowiekiem. Nie zmieniłem się. Wiem, że niektórzy ludzie wciąż uważają mnie za negatywnego i szalonego człowieka. Nawet czasami na boisku zdarzają się sytuacje, że rywale mówią do mnie coś na ten temat Trudno. Nie mam na to wpływu. Popełniłem błąd i muszę się z tym mierzyć. Nikt z nas nie jest nieomylny. Jestem wdzięczny, że jestem zdrowy i nadal mogę grać w koszykówkę i robić to, co kocham. To moja pasja.
Czy zrobiłeś postępy jako zawodnik od momentu transferu do Polski?
Tak. Brakowało mi wcześniej tej koszykarskiej wolności. Trener „kupił” moje umiejętności, w pełni zaufał i powierzył mi rolę lidera zespołu. Podoba mi się fakt, że w naszym zespole wszystko jest poukładane, role są dobrze podzielone, każdy wie, co ma robić i za co jest odpowiedzialny.
Potrafi też przemawiać w szatni i zmotywować do jeszcze lepszej gry i zaangażowania. Jestem zadowolony z pobytu we Włocławku. Mam tu wszystko, by się rozwijać i zrobić kolejny krok do przodu w karierze. Nie wybiegam za bardzo do przodu, nie myślę o tym, gdzie będę za 5-6 miesięcy. Liczy się tu i teraz.