PLK: Szymon Tomczak: Mocno to przeżyłem. W góry po reset głowy
Nie ukrywam, że te ostatnie tygodnie były trudne pod względem mentalnym. Mocno to przeżyłem. Nikt nie chce siedzieć na ławce i być piątym kołem u wozu. Od zawsze starałem się być jak najbardziej ambitnym sportowcem, mimo że często talent „nie dojeżdżał”. W Czarnych chcę pokazać swoją najlepszą twarz – mówi Szymon Tomczak.
Karol Wasiek: Czy byłeś zaskoczony brakiem wyjazdu na Puchar Polski z Treflem Sopot?
Szymon Tomczak, koszykarz Icon Sea Czarnych Słupsk: Tak.
W jakich okolicznościach dowiedziałeś się o braku miejsca w składzie na ten turniej?
Dzień przed wyjazdem zapytałem kierownika, czy jadę z drużyną do Sosnowca. Dostałem konkretną odpowiedź: „bądź gotowy, decyzja zapadnie w czwartek”. Po porannym treningu – w dniu wyjazdu – trener Żan Tabak wraz z dyrektorem ds. sportowych Tomaszem Kwiatkowskim zaprosili mnie na rozmowę. Tam usłyszałem, że nie jadę do Sosnowca.
Dlaczego?
Chodziło o wyjaśnienie mojej sytuacji i określenie, czy chcę dalej grać w Treflu Sopot, czy odejść do innego zespołu.
Czyli mogłeś zostać?
Tak, bo miałem gwarantowany kontrakt.
Ambicja sportowa wygrała?
Tak. Nikt nie chce siedzieć na ławce i być piątym kołem u wozu. Od zawsze starałem się być jak najbardziej ambitnym człowiekiem i sportowcem, mimo że często talent „nie dojeżdżał”, było widać braki. Nadrabiałem to ambicją. Oczywiście mogłem zostać i przysłowiowo „leżeć na plaży”, ale zależało mi na graniu i odgrywaniu ważnej roli w zespole. Nie ukrywam, że trener Mantas Cesnauskis bardzo mnie chciał w drużynie.
Masz do kogoś żal z Trefla Sopot?
Nie. Nie czuję złej krwi. Taki jest sport i biznes. Wiem, że trener chciał Geffa Groselle’a. Rozumiem to. Dla mnie to również cenna lekcja na przyszłość. Chcę dodać, że nie żałuję wcześniejszej decyzji o dołączeniu do Trefla.
Co działo się z Szymonem Tomczakiem, gdy drużyna z Sopotu była w Sosnowcu? Wiem, że twój agent był na turnieju, nawet widziałem, jak toczył rozmowy z innymi klubami. A gdzie ty byłeś?
Ja – by o tej sytuacji nie myśleć – pojechałem do moich przyjaciół w Legnicy. Pojechałem w piątek. Pochodziłem po górach. Chciałem zresetować głowę i nie ukrywam, że bardzo mi to pomogło. Wróciłem w niedzielę i już wtedy sytuacja była wyjaśniona. Agent wykonał dobrą pracę.
Nie ukrywam, że te ostatnie tygodnie były trudne pod względem mentalnym. Mocno to przeżyłem. Pod koniec swojego pobytu w Sopocie nawet nie brałem udziału w treningach 5vs.5. Ale to nie jest tak, że w tym czasie nic nie robiłem. Pracowałem indywidualnie. Z tego miejsca chciałbym podziękować moim młodszym kolegom za pomoc. Poświęcili mi sporo czasu.
Na samym finiszu ile ofert miałeś na stole?
Wiem, że cztery kluby były mocno mną zainteresowane.
Wybrałeś Czarnych, bo…?
Bo trener, bo kibice. Bardzo lubię grać w gorących halach. Fajnie będzie poczuć magię „Gryfii” już jako zawodnik Czarnych Słupsk. Uważam, że w tym zespole dostanę dużą szansę, by rozwinąć swoje umiejętności.
Dużo rozmawiałem z byłymi graczami tego klubu: Kubą Musiałem i Schenkiem, a także Mikołajem Witlińskim. Każdy z nich wypowiadał się pozytywnie na temat trenera i organizacji klubu. Zostałem miło przyjęty. Czuć, że klub dba o to, by w zespole była rodzinna atmosfera.
Czarni są także zaawansowani w walkę o udział w fazie play-off.
Tak. To też był ważny argument. Zależało mi na tym, by być w klubie, który o coś walczy, a nie tylko funkcjonuje w lidze.