Pierwszy pojedynek Cunninghama i Greena, Alperen Sengun wjechał jak szef do Ligi Letniej
Minionej nocy w ramach Ligi Letniej w Las Vegas odbył się mecz pomiędzy Pistons a Rockets – a więc pomiędzy drużynami, które wybierały z kolejno pierwszym i drugim numerem ostatniego draftu. Mieliśmy więc szansę obejrzeć bezpośrednie starcie dwóch najwyżej wybranych debiutantów, ale też kilku innych młodych, ekscytujących graczy.
Choć to tylko wakacyjne rozgrywki, już wypowiedź Jalena Greena przed meczem zwiastowała, że ten mecz akurat będzie miał jakieś znaczenie – przynajmniej ambicjonalne, dla samych zawodników:
„Będę dalej pracował, dalej doskonalił się w swoim fachu. Za każdym razem, kiedy wychodzę na parkiet – zwłaszcza w Detroit – zamierzam przyjść do gry. […] Tak, oczywiście, że w jakiś sposób czuję, że poszedłem z numerem drugim, a powinienem był pójść z jedynką. Ale to dobrze. Pokażemy im [w meczu z Pistons]. To będzie dobry mecz. Pierwszy kontra drugi pick, to jest to, co ludzie chcą zobaczyć.”
– Jalen Green
No i zobaczyliśmy pojedynek Cade’a Cunninghama z Jalenem Greenem i był on całkiem przyjemny dla oka. Zwłaszcza, że wiele posiadań chłopaki rozegrali przeciwko sobie. Dzięki temu mieliśmy trójki Cunninghama nad Greenem:
Bloki Cunninghama na Greenie:
Ale też trójki Greena na Cunninghamie:
Cade Cunningham zagrał lepiej niż w pierwszym meczu. Zdobył 20 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty i 3 przechwyty, trafiając lepsze niż ostatnio 8/18 z gry. Rockets wygrali z Pistons i Jalen Green indywidualnie chyba wypadł też lepiej niż jego rywal. Zdobył 25 punktów, 5 zbiórek, 3 asysty i trafił 6/11 rzutów z gry. Ich występy trudno porównać o tyle, że Cunningham w znacznie większej mierze prowadzi grę, kiedy jest na boisku. Fakt, że nie skutkowało to do tej pory zbyt wieloma asystami nie oznacza, że nie kontroluje on dobrze tempa gry. Pewną przewagę Greena w tym meczu może jednak sugerować fakt, że aż 11 razy dostał się na linię rzutów wolnych (z czego 10 trafił). Cunningham na linię dostał się okrągłe 0 razy – sam faulował przy tym aż 7 razy (w Lidze Letniej limit fauli to aż 10). Nie jest to jednak jeszcze miejsce na wyciąganie wniosków – jedyny, który przychodzi do głowy to ten, że obaj mają skubani talent:
Na parkiecie było jednak więcej talenciaków. Na przykład Alperen Sengun, MVP ligi tureckiej, który przebojem wszedł w Ligę Letnią. Linijka z minionej nocy – 21 punktów, 8 zbiórek, 3 asysty, 4 bloki w 25 minut. Plus-minus na poziomie +22 i znowu 4 bloki – nie spodziewałem się, że przy jego ograniczonym wzroście i fizyczności, będzie tak dobrze nadrabiał wyczuciem.
Jednym ze znaków zapytania były umiejętności rzutowe Senguna. W dwóch meczach trafił łącznie 1/3 zza łuku – była to jednak nie byle jaka trójka:
Gość jeszcze średnio zna angielski, ale jest świetny:
A Eric Gordon nadal nie wie kto to jest – shame on you, Eric!
W tym zalewie debiutantów zeszłoroczny debiutant, Killian Hayes, nie pozwala o sobie zapomnieć. Linijka na którą składa się 6 punktów i 3 asysty to nic wyjątkowego, ale defensywnie Hayes robi robotę:
Gwiazdą dnia był jednak Romeo Langford. Celtics wystawili skład rezerwowych z NBA [Pritchard-Edwards-Nesmith-Langford-Fernandes], który łatwo rozprawił się ze składem wystawionym przez Nuggets. Pritchard zdobył 21 punktów, 8 zbiórek i 12 asyst – nie gorszy był Aaron Nesmith, który zdobył 33 punkty i 7 zbiórek. Langford zdobył tylko 8 punktów, ale dwa z nich wyglądały tak:
Klasyk o tej porze roku, czyli wymiatający Bol Bol. Szczudłowaty syn Manute Bola zdobył 26 punktów i 8 zbiórek, trafił przy tym 8/12 rzutów z gry, w tym aż 3/4 z dystansu. Działa na wyobraźnię. Rok temu po bardzo dobrym preseason, Bol praktycznie nie dostawał minut w sezonie regularnym (łącznie 160 minut przez cały rok). Zobaczymy, czy tym razem będzie podobnie:
Z wczorajszych występów, na uwagę zasługuje jeszcze wybrany w drafcie przez Kings Davion Mitchell. Rozgrywający nie tylko zanotował 10 punktów i 9 asyst nie popełniając żadnej straty (nietypowe dla debiutanta!), ale świetnie pokazał się też po bronionej stronie parkietu. Gdyby nie fakt, że w Sacramento jest już dwóch młodych, żądnych minut rozgrywających, można by uznać, że Kings chyba fajnie wybrali w drafcie:
Zaskoczyłza to wybrany dopiero z 48. numerem draftu Sharife Cooper. 20-letni rozgrywający nie tylko zdobył 21 punktów i 9 asyst, ale trafił też buzzer-beatera, dającego Hawks tę niezwykle ważną wygraną w meczu Summer League. Można się pośmiać, ale prawda jest taka, że buzzer-beater nawet w takich warunkach pokazuje, że gość potrafi wziąć na siebie ciężar gry, co dla rozgrywającego jest bardzo istotne: