Dokument o Malice at the Palace wylądował na Netflixie – czy warto obejrzeć?

Dokument o Malice at the Palace wylądował na Netflixie – czy warto obejrzeć?

Dokument o Malice at the Palace wylądował na Netflixie – czy warto obejrzeć?
Photo by Allen Einstein/NBAE via Getty Images

Netflix wyprodukował pięcioodcinkowy, dokumentalny serial „Untold”. W ramach każdego z epizodów, serial będzie przybliżał jakąś kontrowersyjną historię ze świata sportu, która w ten czy inny sposób została w przestrzeni publicznej niedopowiedziana. Na platformie wylądował już pierwszy, godzinny odcinek, który traktuje o niesławnej „Malice at the Palace”, czyli bójce, czy może raczej zamieszkach, jakie wywiązały się w 2004 roku w meczu pomiędzy Pistons a Pacers. Ja jestem świeżo po seansie, a to jest krótki tekst, który możesz potraktować jako recenzję.

Dla kontekstu – Malice at the Palace to nazwa, jaką nadano wydarzeniom z dnia 19 listopada 2004 roku. Pochodzi ona od nazwy ówczesnej hali Detroit Pistons, The Palace, gdzie miało miejsce zdarzenie. W trakcie meczu pomiędzy Indianą Pacers a Detroit Pistons właśnie, doszło do przepychanki pomiędzy Ronem Artestem a Benem Wallacem, która eskalowała w większą bójkę. Ta przeniosła się z czasem także na trybuny. Jest to raczej niechlubna karta w historii NBA, choć niektórzy oldschoolowi kibice lubią ją wspominać z sentymentem, jako przykład tego, jak to kiedyś koszykarze byli twardzi, a dziś są mięczakami, bo w ruch nie idą pięści. Kwestia podejścia. Przejdźmy do rzeczy.

YT/Netflix

Format czasowy odcinka – godzina z kilkoma minutami – został bardzo dobrze dobrany i wykorzystany. W tym czasie przybliżony został szerszy kontekst – najpierw to, jak zebrał się skład Indiany z Ronem Artestem, Jermainem O’Nealem i Stephenem Jacksonem (czyli trzema głównymi uczestnikami całej akcji); to w jakim położeniu byli Pacers, a konkretnie jak silne były mistrzowskie aspiracje w sezonie 2004/05 i jak bardzo chciano ukoronować kończącą się karierę Reggiego Millera w Indianapolis pierścieniem mistrzowskim. Było też miejsce na zarysowanie dynamiki pomiędzy aspirującymi Pacers, a broniącymi tytułu Pistons – prawdopodobnie dwoma najtwardszymi i najbardziej szalonymi wówczas ekipami. Przede wszystkim było jednak sporo czasu na to, by krok po kroku, klatka po klatce, zrelacjonować przebieg tego złożonego jednak zdarzenia. Wszystko to opatrzone zostało wypowiedziami samych zainteresowanych, którzy po latach, w ramach retrospektywy opowiadają widzowi o tym, w jakim położeniu znajdowali się wtedy, jakie szargały nimi emocje. To zajrzenie z dystansu w głąb swoich gorących, młodych głów przez uczestników wydarzenia, stanowi chyba największą wartość godzinnego seansu.

Znajduje się też czas na dywagacje o konsekwencjach bójki – nie tylko o samych karach zawieszenia dla zawodników i na ich skutkach, ale też o procesie szukania winnych wśród kibiców, całym szeregu prawnych i wizerunkowych konsekwencji dla ligi NBA, które poskutkowały m. in. wprowadzenie bardziej rygorystycznego, obowiązującego do dziś dress-code’u, który wyklucza wszelkie elementy wizualne kojarzące się z kulturą uliczną. W ramach tej jednej godziny udało się więc zawrzeć bardzo sprawną syntezę tamtych wydarzeń, wraz z całym niezbędnym kontekstem. Sprawia to, że będzie to nie tylko doświadczenie ciekawe dla fanów koszykówki, którzy znają lub pamiętają Malice at the Palace i żądni są poznania kolejnych szczegółów. Odcinek skomponowano tak – co jest znamienne dla tych wszystkich koszykarskich, dokumentalnych produkcji Netflixa – że historia w nim pokazana może zainteresować swoją wielowątkowością i kontekstem także koszykarskiego laika.

Ten odcinek to miło spędzona godzina, ale nie mogę pominąć jednego, wyraźnego minusa. Jest nim polskie tłumaczenie. Co do zasady jestem wyrozumiały dla tłumaczy, którzy zmuszeni są posługiwać się specjalistyczną, sportową nomenklaturą, na co dzień nie mając z nią styczności. Kiedy jednak 'permiter defender’ jest przetłumaczone jako 'podstawowy atakujący’, a 'big-man’ (w kontekście pozycji koszykarskiej) jako 'dorosły facet’, no to coś jest nie tak. Jeśli potrzebujesz tłumaczenia, lepszym wyjściem będą więc napisy, które można skonfrontować z wypowiadanymi oryginalnie kwestiami.

To ostatnie to jednak detal, który co do zasadny nie zmienia znacznie odbioru. Piszę ten tekst właśnie dlatego, że pierwszy odcinek netflixowego „Untold” to godzina dobrze spędzonego czasu i jeśli jeszcze nie widzieliście, a macie taką możliwość, to dla fana NBA (a skoro tu jesteś, to można już coś chyba zakładać) jest to coś wartego uwagi.