Paweł Turkiewicz: Brutalna prawda, dystans i hardcorowe festiwale [WYWIAD]

Paweł Turkiewicz: Brutalna prawda, dystans i hardcorowe festiwale [WYWIAD]

Paweł Turkiewicz: Brutalna prawda, dystans i hardcorowe festiwale [WYWIAD]
Paweł Turkiewicz / foto: Andrzej Romański / PLK

Żona mi czasami mówi: “Paweł, odpuść, ugryź się w język, zachowaj więcej dyplomacji”. Może przez to ktoś mnie nie lubi? Ja nie mam z tym problemu, bo na końcu dnia chcę spojrzeć w lustro. Mówię, co myślę. Nie zmienię się. Oczekuję też tego z drugiej strony. Najbardziej nie lubię, gdy ktoś opowiada coś za plecami – mówi Paweł Turkiewicz, trener Tauron GTK Gliwice.

Karol Wasiek: Muszę przyznać, że mocno mnie pan zaskoczył wypowiedzią na konferencji prasowej po meczu z Anwilem Włocławek. Mówił pan tak: “Wiem, że wszyscy boją mówić się o sędziowaniu, ale trzeba o tym głośno mówić. Musi być taka sama linia sędziowania. Ja sam się w tym gubię i nie wiem, co mam mówić zawodnikom”. Czym się pan kierował wypowiadając te słowa?

Paweł Turkiewicz, trener Tauron GTK Gliwice: Przede wszystkim zacznę od tego, że nie miałem złych intencji. Siedziało to we mnie i chciałem naświetlić problem. Po prostu wyraziłem swoje zdanie, bo w tym meczu przelała się czara goryczy. Brakowało tam spójności i jednej linii sędziowania. Wiem, że te słowa odbiły się szerokim echem, bo później dzwonili do mnie trenerzy. Mówili: “Paweł, super, że to powiedziałeś”.

Nikt nie chce o tym głośno mówić, bo…

Jest obawa o karę finansową i późniejsze relacje z sędziami?

Tak jest, ale ja przecież nie powiedziałem nic strasznego. Powiedziałem jedynie o tym, że chciałbym, by w meczach PLK była jedna linia sędziowania. Wszystko po to, by zawodnicy byli w stanie się do tego dopasować. Bo jeśli jest mecz, w którym jedna drużyna gra fizycznie, często używając rąk w obronie, to ja z tym nie mam problemu, ale pod warunkiem, że działa to w dwie strony, a nie tylko w jedną. Bo moi zawodnicy też często grają twardo, na pograniczu przewinienia. I ja to wiem i mam tego świadomość.

Wszyscy popełniamy błędy – trenerzy, zawodnicy, prezesi i sędziowie. Ale sędziowie muszą mieć świadomość, że jeden-dwa gwizdki w meczu mogą mieć kolosalne znaczenie dla przyszłości klubu czy trenera. Każdy gwizdek w trudnym spotkaniu dużo waży.

Dlatego poruszałem ten temat, by sędziowie też wiedzieli o tym, że podlegają ocenie i nie tylko przez komisarza, ale też przez trenerów, zawodników i ludzi ze środowiska. Sędziowie są bardzo ważnym i nieodłącznym elementem tej dyscypliny. Ale… nie są najważniejsi.

Ktoś kiedyś powiedział: “najlepsi sędziowie są ci, których nie widać w trakcie meczu”. I to na tym powinno polegać. Wiem, że w tym zawodzie łatwo nie jest, bo jest problem z dopływem nowych sędziów.

Czy na konferencji prasowej po meczu z Anwilem Paweł Turkiewicz był sobą w 100 procentach, czyli “mówię prawdę, która może być niewygodna dla wielu”?

Tak. Żona mi czasami mówi: “Paweł, odpuść, ugryź się w język, zachowaj więcej dyplomacji”. Może przez to ktoś mnie nie lubi? Ja nie mam z tym problemu, bo na końcu dnia chcę spokojnie spojrzeć w lustro. Mówię, co myślę. Nie zmienię się. Oczekuję też tego z drugiej strony. Najbardziej nie lubię, gdy ktoś opowiada coś za plecami.

Ludzie obrażają się na prawdę?

Uważam, że ludziom generalnie brakuje dystansu. Czasami dobrze otrzymać informację, że się nie nadajesz, bo jest szansa zaprojektować sobie nową ścieżkę życiową. Tak samo jest z zawodnikami. U jednego trenera może nie funkcjonować, a u innego wygląda rewelacyjnie. Jestem zdania, że przekaz z informacją: “tutaj nie pasujesz” może być pomocny, by ktoś poszedł w inną stronę i się rozwinął. Wiadomo że nikt nie lubi słuchać złych rzeczy na swój temat, ale nie ma sensu obrażać się na prawdę. Traktujmy to jako bodziec do zastanowienia się nad samym sobą. Także w życiu codziennym.

Ja sam nie jestem idealny i popełniam masę błędów. Jeśli ktoś mi powie: “Paweł, robisz to źle”, to na pewno wezmę to pod uwagę i spróbuję to zmienić.

Jak przez lata zmienił się Paweł Turkiewicz?

Staram się spokojniej reagować na boiskowe wydarzenia i mieć większy dystans do wszystkiego. Ktoś mi niedawno powiedział: “życie jest zbyt krótkie, by się tak denerwować”. Podobno każdy nerwowy mecz zabiera 2 lata z życia.

Powiem szczerze, że nienawidzę jak ktoś do mnie podchodzi po meczu – gdy jestem cały rozemocjonowany – i mówi: “Super walczyliście, niewiele zabrakło do zwycięstwo”. Ta informacja jest mi do niczego niepotrzebna. To bez sensu. Jestem typem trenera, który woli brzydko grać, a wygrywać. Zwycięstwa są esencją sportu.

Kiedyś przyjechał do nas Anwil Włocławek z trenerem Igorem Miliciciem. Przegraliśmy niewielką liczbą punktów, w końcówce zabrakło nam jakości i chłodnej głowy. Chodziłem wściekły po korytarzu i pamiętam, że podszedł do mnie trener Milicić, który powiedział: “Paweł, super gracie, gratulacje”. Myślałem, że go rozszarpię. Jakie to ma znaczenie, że super graliśmy, a nie wygraliśmy?

Pamiętam taki obrazek z zeszłego sezonu, gdy aż pan klęknął po kolejnej nieudanej akcji swojego sezonu.

Faktycznie taki obrazek miał miejsce. To wynika z faktu, że jestem bardzo zaangażowany i staram się jak najwięcej wycisnąć z zawodników. Chcę, by robili kolejne kroki do przodu. Może problem jest z tym, że niektórzy chcieliby tylko pozytywne słowa słyszeć na swój temat. Tak się jednak nie da.

Pamiętam, że kiedyś trener Andrej Urlep powiedział mi: “warto chodzić na treningi do słabych trenerów, by nie powielać tych samych błędów i nie działać w ten sposób”.

Kiedyś też byłem z trenerem Kamińskim na dużej konferencji trenerskiej w Pradze. Przemawiał wtedy Żeljko Obradović. Myślisz, że coś powiedział ciekawego? Powiedział tak: “to wszystko proste rzeczy. W obu narożnikach mam strzelców za 1-2 mln dolarów i można grać. Wy się niczym ode mnie nie różnicie. Po prostu ja biorę gości za wielką kasę, którzy trafiają. I tyle. Nie ma w tym większej filozofii”.

Nie będę ukrywał, że poprzedni sezon dał mi się mocno w kość. Zwłaszcza sytuacja z jednym zawodnikiem spowodowała, że nie było najlepszej atmosfery w zespole, co miało też przełożenie na wyniki. Uznałem, że czas coś zmienić. Zależało mi na tym, by nasza kultura grania była bardziej poukładana i zorganizowana. Cieszę się, że zawodnicy uwierzyli w to i w kilku meczach udało nam się zaskoczyć rywali.

Mam wrażenie, że mało się mówi o wynikach i grze GTK Gliwice. Jesteście z boku, często pomijani.

I… to bardzo dobrze. Nie potrzebujemy rozgłosu. “Tisze jediesz dalsze budiesz” (im ciszej jedziesz, tym dalej zajedziesz – przy. red.). Jesteśmy małym klubem, który budżetowo zawsze jest na dole. Teraz jest podobnie. Staramy się racjonalnie wydawać pieniądze.

Budżet GTK rośnie?

Nie. Gliwice są bogatym miastem, ale na razie nie ma mowy o tym, by nasz budżet był większy. Mnie osobiście cieszy fakt, że na naszych meczach – po zwycięstwach – pojawia się dużo więcej kibiców. Są sold-outy, a w klubie zastanawiamy się, co zrobić, by jeszcze mocniej poszerzyć miejsca dla fanów.

Szanuję naszych kibiców za chłodne podejście do tematu. Nikt nikogo nie wyzywa i nie zwalnia po porażkach. Wręcz przeciwnie. Kibice cieszą się, że mogą oglądać mecze GTK, jeżdżą za zespołem po całej Polsce.

Jaki jest Paweł Turkiewicz na co dzień? Mam wrażenie, że mało się o panu mówi.

Żona mi często powtarza: “Paweł, powinieneś być aktywny w mediach społecznościowych, pokazywać się na różnych platformach”. W 100 procentach ma rację, ale ja nie czuję tego. Unikam wywiadów. Lubię pracę w ciszy. Nigdy nie miałem parcia, by o sobie opowiadać. Znamy trenerów, którzy robią szum wokół siebie, a często za tym nic nie idzie.

Zawsze uważałem, że boisko wszystko weryfikuje, choć nigdy nie miałem możliwość poprowadzenia zespołu z wielkim budżetem. Zawsze to była kombinatoryka, by nie powiedzieć, że “rzeźbienie w….”. Jestem już do tego przyzwyczajony.

Niektórzy mówią, że Paweł Turkiewicz jest niedostępny i wycofany.

Może coś w tym jest. Mogę zdradzić, że mam znajomych spoza koszykówki, którzy są dla mnie odskocznią od tego wszystkiego. Po sezonie jeździmy na festiwale muzyczne. Ja słucham ostrej muzy! To są hardcorowe festiwale w Holandii czy w Czechach. Potrzebuję resetu od koszykówki.

Ale to nie jest tak, że ja nie mam kolegów w tej branży. Mamy grupę trenerów. Rozmawiamy w lepszych i w gorszych momentach. Nie ukrywam, że sam dzwonię do innych i to w trudnych momentach. Dlaczego to robię? Bo wiem, że sam tego oczekuję, gdy jestem w takim momencie. Mam ochotę się wtedy wygadać.

Jak pan ponownie trafił do GTK Gliwice?

Sam byłem zaskoczony, że ponownie trafiłem do GTK. Byłem już jedną nogą w Śląsku, ale nagle zaczęły pojawiać się inne oferty – np. z Zastalu. Miałem tam zostać koordynatorem grup młodzieżowych. Pamiętam, że zadzwonił do mnie prezes Zięba i powiedział: “musimy się spotkać na obiad”. To była szybka rozmowa, na której dogadaliśmy warunki współpracy. Powiedziałem, że mogę wziąć tę pracę, ale pod warunkiem, że przeniosę się z całą rodziną. Ale nie na rok, tylko na dłużej. Wyszedłem z opcją pięcioletniej współpracy, na którą prezes Zięba się zgodził. Myślę, że jest między nami duża doza szacunku i wzajemnego zaufania.

Oczywiście w tej umowie są zawarte klauzule po obu stronach. Na pewno nie będę chciał zostawiać “spalonej ziemi” po moim odejściu. Za bardzo cenię ten klub i ludzi tam pracujących. Zaproponowałem: “jeżeli nie będzie szło, to ja zejdę do akademii, a wy poszukacie innego trenera”. Chcę być uczciwym. Tym się kieruje w życiu.

Który zespół będzie wyżej w tabeli na koniec sezonu 2024/2025?
218 użytkowników już oddało swój głos Ankieta
  • MKS
  • GTK
  • MKS
    100 głosów
  • GTK
    118 głosów
Wczytywanie…