Pacers nie mogą dłużej balansować na linie przeciętności – muszą spaść
Nie ma chyba w NBA drużyny, która dzierżyłaby proporzec przeciętności tak dumnie, jak Indiana Pacers – drużyny która tkwi w limbo średnich wyników tak głęboko, że ich wizyta w Finałach Konferencji dekadę temu jest wymieniana jako jedno z największych osiągnięć w historii organizacji (po przyłączeniu do NBA rzecz jasna, wiem, że Pacers trzykrotnie wygrywali ligę ABA, nie odbieram im tego). Nie chciałbym, żeby kibice Indiany się na mnie obrazili (jeśli są tu jacyś, to dajcie znać, nie jest Was chyba wielu), ale obserwując co się w Indianapolis dzieje, trudno nie zachodzić w głowę, co tam się właściwie dzieje.
Indiana Pacers są obecnie o jedną wymianę od tankowania. Ich obecny skład nie zaprowadzi ich do Playoffów, ale nie zapewni też bilansu słabszego od całej grupy tankowców pokroju Thunder, Rockets i im podobnych. To nie jest sytuacja optymalna. Nie wygrywasz, to chociaż przegrywaj, żeby ugrać coś w darfcie – uniwersalna zasada NBA. Pacers jednak uporczywie nie chcą tankować. Pisząc 'uporczywie’, mam na myśli historyczną wręcz awersje. Bennedict Mathurin, którego wybrali z 6. numerem draftu 2022, to ich najwyżej wybrany w drafcie zawodnik od… 1988 roku.
Wnioskując jednak po słowach prezydenta klubu, Kevina Pritcharda, Pacers mają dość prosty plan na wyjście z kryzysu:
„Dwa lata temu zaczęliśmy zmieniać nasz kompas. […] Mamy wyjątkową sytuację, w której mamy grupę dobrych, młodych, świetnie zapowiadających się graczy, którzy przyszłego lata będą atrakcyjni dla wolnych agentów. A będziemy mieli jeszcze więcej miejsca w salary cap. Będziemy agresywnie dysponować naszym salary, czy to w trakcie trade deadline, czy jeszcze wcześniej, albo po prostu zostawimy sobie to miejsce na przyszły sezon, by mieć masę miejsca na podpisywanie wolnych agentów.”
– Kevin Prichard
No i jest to jakiś pomysł. Ryzykowny, bo nie pamiętam mocnego wolnego agenta, który przyszedłby do Indiany. Ta grupa młodych, zachęcających graczy to też pewne wyolbrzymienie, bo poza świetnym Tyrese Haliburtonem, trochę wieje pustkami. Wspomniany Mathurin może okazać się solidnym graczem, a Chris Duarte w pierwszym sezonie po mocnym starcie szybko obniżył loty i na koniec złapał kontuzję. Poza tym nie ma w Indianie zbyt wiele. Ktoś powie, że jest Myles Turner, ale jego umowa kończy się po przyszłym sezonie, a nikt chyba nie spodziewa się, że zostanie w Pacers. Nie po tych wszystkich ciągnących się od dawien dawna spekulacjach transferowych. Spekulacjach, które nie zamieniają się w konkrety, a chyba już powinny.
Indiana Pacers nie zamierzają tankować – chcą za rok podpisać silnych graczy. Jednego próbowali pozyskać już teraz – to oni zaoferowali Deandre Aytonowi 133 miliony dolarów za 4 lata, co Suns zdecydowali się wyrównać. Była to szansa na coś ciekawego. Po podpisaniu takiej umowy, Pacers mogliby pozwolić odejść wspomnianemu Turnerowi, wymienić umowę Buddy’ego Hielda na schodzące kontrakty i za rok mieć jeszcze pieniądze, żeby dodać kogoś mocnego do duetu Haliburton-Ayton. Do walki o tytuł pewnie by ich to nie włączyło, ale to już zalążek naprawdę solidnej ekipy. To jednak przeszłość – Suns nie dali Aytonowi odejść.
Innym planem – jak do tej pory nieudanym – było pozyskanie Russella Westbrooka. Oczywiście nie po to, żeby ten uczynił z Indiany lepszy zespół. Sęk w tym, że Pacers mieli miejsce, by schodzący kontrakt Westbrooka przejąć, razem z jakimiś pickami w drafcie. Za rok przeszło 47 milionów kontraktu Westbrooka schodzi z salary, a Pacers zostaliby z niewyobrażalnie dużą kasą do wydaniu na rynku wolnych agentów i pickami, które przy okazji by dostali. W zamian za RW#0 i pick w drafcie, do Lakers powędrować miała umowa Buddy’ego Hielda i schodzący kontrakt Mylesa Turnera. Ta wymiana ma jeszcze prawo się wydarzyć, ale na ten moment wygląda na to, że rozmowy upadły.
Jak widać, w żadnym z planów Pacers nie ma miejsca na Mylesa Turnera, ani na Buddy’ego Hielda. Aż dziw bierze, że ten duet na tym etapie offseason cały czas formalnie jest jeszcze w Indianie. Zespół musi znaleźć wymianę dla Turnera, żeby nie stracić go za darmo. Zabawne – jeszcze rok temu, kiedy Indiana wymieniała Domantasa Sabonisa do Kings za Haliburtona, wydawało się, że oznacza to postawienie długoterminowo na Mylesa Turnera. Trzeba też znaleźć wymianę dla Buddy’ego Hielda, bo o ile nie jest to zły zawodnik, to jednak jego 20 milionów rocznie przez jeszcze dwa lata mocno ogranicza możliwości pozyskania wzmocnień w wolnej agenturze. Są to jednak wymiany, które trzeba rozegrać mądrze i szybko, żeby plan Pritcharda na przyszłoroczne okienko miał rację bytu.
Co do tego okienka… Wolna agentura 2023 zapowiada się raczej przeciętnie. Fakt – jest LeBron James i jego decyzja może budzić spore emocje, ale nikt nie spodziewa się chyba, że dołączy do Indiany Pacers. Poza tym jest Kyrie Irving, D’Angelo Russell, a zależnie od podjętej lub niepodjętej opcji na rynek mogą (choć nie muszą) wejść James Harden, czy Khris Middleton. Z zawodników, o których ktoś mógłby pomyśleć, że mogą być game-changerami, to chyba tyle. Może jeszcze Nikola Vucevic, albo Gary Trent Jr. z opcją gracza, ale to już szukanie na siłę. Jakiej wielkiej rewolucji dokona więc Indiana ze swoją nieprzyzwoicie dużą gotówką do wydania? Nie wiem. Może jakieś sign’n’trade, może jakieś trójstronne wymiany z przyjmowaniem wysokich umów – nie wiem. Mam nadzieję, że zarząd Pacers wie.