Nuggets biorą Game 1 Finałów; triple-double Jokicia, zbyt duży Aaron Gordon
Za nami pierwszy mecz Finałów NBA 2023! Zgodnie z przewidywaniami padł on łupem Denver Nuggets – bardziej wypoczętych, z wyższym i dłuższym składem i z Nikolą Jokiciem na pokładzie. Nikolą Jokiciem, który już po pierwszej połowie miał na koncie double-double z 10 punktów i 10 asyst (3/3 z gry, 0 strat):
MIA – DEN – 93:104 [0-1]
Trener Erik Spoelstra nie zaskoczył żadnym szalonym, defensywnym schematem. Miami Heat wyszli na parkiet broniąc klasycznie, każdy swego, z Bamem Adebayo ustawionym na Nikoli Jokiciu i tak grali przez większość meczu. Bywał on mniej lub bardziej agresywnie podwajany, na zasłonach zmieniano krycie, jednak każda decyzja defensywna Heat zdawała się generować jakieś problemy. Ukłony dla Denver, że każdą defensywną reakcję Heat byli w stanie wypunktować.
Jokic zdobywający punkty na Adebayo, albo notujący asysty z podwojeń – to jedna sprawa. Drugą jest świetna, przytomna postawa Aarona Gordona, który po cichu był jednym z głównych bohaterów tego meczu. Z jednej strony świetna obrona na Jimmim Butlerze (wymiennie z innymi, w tym Michaelem Porterem Jr.), a z drugiej konsekwentne wykorzystywanie miss-matchów. Przy akcjach dwójkowych Murray’a z Jokiciem co rusz na Gordonie lądował niższy Caleb Martin/Max Strus/Gabe Vincent, a ten jechał z niskimi oponentami do kosza. W sumie trafił 7/10 z gry na 16 punktów, z czego aż 12 w pierwszej kwarcie, która ustawiła tempo meczu:
Wspomniany Jimmy Butler nie zagrał swojego najlepszego meczu. Nuggets rzucali na niego wyższych od niego obrońców i choć dostarczył on dobrych 7 zbiórek i 7 asyst, zatrzymał się na skromnych 13 punktach i skuteczności 6/14 z gry.
Ofensywa Heat nie miała łatwej przeprawy. Caleb Martin tym razem był niewidoczny (1/7 z gry), Duncan Robinson nie wniósł wiele z ławki (1/5 z gry), a Gabe Vincent owszem, ciągnął grę na swoim koźle (19 punktów, 7/14 z gry), ale było to za mało. To wszystko powinny być dodatki, które pozwoliłyby mecz wygrać. Dodatki, bo głównym pomysłem na zdobywanie punktów (kto zagląda do zakładki Typy NBA mógł się tego spodziewać) był Bam Adebayo.
Po słabej ofensywnie serii z Celtics, to jest jego czas. To jest czas Bama Adebayo na atakowanie nisko i ostrożnie ustawionego Nikoli Jokicia, na granie akcji dwójkowych, na rozrzucanie piłki po penetracjach. Bam Adabyo zrobił co w jego mocy. Wykorzystywał przewagę siły przy zmianach krycia, sprawnie wymieniał się piłką z obwodowymi. W sumie zdobył 26 punktów, 13 zbiórek i 5 asyst:
Mecz od początku pokazywał przewagę Nuggets. Pierwsza kwarta zakończyła się ich 9-punktowym prowadzeniem, druga 17-punktowym prowadzeniem, trzecia 21-punktowym prowadzeniem… Tak aż do początku czwartej kwarty, która trochę jeszcze wstrząsnęła tym meczem. Nie wywróciła go do góry nogami, ale wstrząsnęła.
Na boisko wchodzi profesor Kyle Lowry. Gra trzy zasłony z Bamem Adebayo. Daje asystę do rogu, sam trafia dwie tróje w twarz nie wychodzącego wysoko Jokicia. Nagle różnica spada do 10 punktów na 10 minut przed końcem. Wygląda jak zalążek potencjalnego comebacku:
W czwartej kwarcie trener Spoelstra zaczął trochę więcej kombinować. W końcu nie miał nic do stracenia. Pojawiły się posiadania, w których Butler krył Jokicia z Bamem dochodzącym z pomocy, pojawiła się obrona strefowa, pojawił się też Haywood Highsmith.
Wyobraź sobie, że na początku sezonu ktoś mówi Ci, że x-factorem w Finałach NBA będzie Haywood Highsmith. Zanim go wyśmiejesz, zdążysz zapytać jeszcze: „kto?!” – a to nie był wariat, tylko profeta.
Ten pierwszy mecz uwidocznił jedną rzecz – jak duże braki we wzroście mają Miami Heat. To nie powinna być niespodzianka. Pisaliśmy o tym w trakcie sezonu regularnego, kiedy Heat nie szło. Denver nam o tym przypominają.
Spoelstra znów nie dał pograć Kevinowi Love, którego nogi są chyba zbyt wolne na tym poziomie rozgrywek. Kiedy Bam schodził odpocząć, nie zostawał na boisku small-ball – na parkiecie musiał być wysoki, grał Cody Zeller (kiepskie 8 minut). Przeciwko Jokiciowi, Gordonowi, długiemu Porterowi Jr., skład Heat błagał o centymetry i kilogramy. Dlatego mecz kończył Highsmith, który mierzy co prawda tylko około 2 metrów, ale ma długie ręce i jest silny jak tur.
Robił w tym meczy wszystko. Bronił nisko, bronił wysoko, trafiał rzuty. W sumie trafił 7/10 z gry, zdobywając z ławki 18 punktów:
Highsmith miał nawet posiadania, w których bronił Jamala Murray’a. Coś trzeba było zrobić z tym Murray’em, który w akcjach dwójkowych z Jokiciem czuł się jak ryba w wodzie. Ściągający podwojenia Jokic generował mu sporo wolnej przestrzeni. Murray więc ją wykorzystywał. W sumie zdobył 26 punktów, 6 zbiórek i 10 asyst, trafiając 11/22 z gry:
Gwiazdą był jednak on, tak jak się spodziewaliśmy. Pierwsze triple-double w debiucie w Finałach NBA od czasów Jasona Kidda (2002). Nikola Jokic zanotował 27 punktów, 10 zbiórek i 14 asyst i chyba nie pokazał jeszcze nawet pełni mozliwości: