Nigdy nie lekceważ serca mistrza – ani jego bardzo długich ramion
Mike Budenholzer pracuje w Milwaukee Bucks już czwarty sezon. To zaskakujące, biorąc pod uwagę, ile razy był już zwalniany przez opinię publiczną po nieudanych dla zespołu z Wisconsin Playoffach. Coach Bud przypiął sobie łatkę trenera, który nie potrafi dokonać usprawnień w serii playoffowej – takiego, który potrafi zbudować wspaniały system w sezonie regularnym, ale kiedy przychodzi do rywalizacji, w której rywal ma czas na przygotowanie się, ten okopuje się w już wypracowanych schematach, nie umiejąc ich zmodyfikować. To zmieniało się z czasem. Dopiero w zeszłym Budenholzer pokazał trochę elastyczności, znajdując sposób na agresywniejszą obronę z wychodzącym wysoko Lopezem i ofensywne rozwiązania, które zabierają Giannisowi piłkę z rąk, ale nie zabierają mu jego siły rażenia. W tym sezonie widzimy już trenera Budenholzera, który taktycznie reaguje na danego rywala w serii. Trener staje się coraz lepszy.
Czym zaskoczył szkoleniowiec Milwaukee w tych Playoffach? Przede wszystkim wyjściowym ustawieniem. Trochę wymuszonym nieobecnością Khrisa Middletona, ale trochę podyktowanym planem defensywnym. Zamiast innego wingmana, do piątki wszedł drugi center. W taki sposób mecze zaczynają Bucks od trzeciego meczu z Bulls, kiedy to zabrakło Middletona – z trzema centrami w piątce (bo jak inaczej traktować wielkiego Greka):
Granie dwoma centrami – Bobbym Portisem i Brookiem Lopezem – to coś, czego nie widzieliśmy w tym sezonie, czego trener Budenholzer nie miał okazji przetestować. Głównie ze względu na to, że przez większość sezonu Lopez pozostawał kontuzjowany. Kiedy jednak wrócił, po prostu wygryzł z piątki Portisa – kiedy widzieliśmy ich na parkiecie wspólnie, to nigdy z Giannisem. Odważne posunięcie, ale się obroniło.
(kurs z dnia 2.05.2022)
Obroniło to bardzo trafne słowo w kontekście zadań, jakie mają wysocy zawodnicy na boisku. Ich obecność, razem z ich długimi łapami, służy głównie kontestowaniu rzutów liderów rywali. W ten sposób kiedy jeden z centrów pozostawał w osi środkowej boiska, do będącego w rogu Jaysona Tatuma zawsze z pomocą dobiec mógł ktoś o długich ramionach:
Tyczy się to jednak nie tylko sytuacji off-ballowych. Kiedy to Tatum z piłką w rękach rozgrywał pick’n’rolla w osi środkowej boiska, nie tylko dostawał po zmianie krycia zdecydowanie wyższego rywala, ale i w przypadku minięcia go, z tyłu przestrzeń przy obręczy zabezpieczał kolejny znacznie większy rywal:
W telegraficznym skrócie – celem Bucks było sprawienie, że Jayson Tatum jak najwięcej swoich rzutów odda przeciwko wyższym od siebie zawodnikom, by musiał rzucać przez ręce. Chyba udało się to całkiem nieźle, skoro Tatum trafił w sumie tylko 6/18 rzutów z gry, co daje skromne 33,3% skuteczności.
„Ich aktywność w każdym punkcie parkietu była bardzo dobra. Giannis, Brook, Bobby, ci goście naprawdę musza robić rzeczy po obu stronach boiska. Muszą walczyć w polu 3 sekund, muszą oddawać rzuty z dystansu. To samo tyczy się naszych obwodowych – gracze z obwodu muszą ograniczać penetracje rywali. Więc cóż, myślę, że defensywnie skupienie było na odpowiednim poziomie.”
– trener Mike Budenholzer
Wystawienie dwóch centrów obok jakby-centra Giannisa musiało jednak mieć sens także po atakowanej stronie boiska. No i miało – głównie za sprawą tego, że zarówno Brook Lopez, jak i Bobby Portis, mogli w każdej chwili wyjść za linię za trzy, by zrobić miejsce do gry pod koszem drugiego z nich, czy dla wjazdu Giannisa. Choć ich sumaryczna skuteczność daleka była od idealnej (2/9, 22,2%), to sam fakt rozciągnięcia gry jest bardzo istotny – to jest grupa centrów, która nie musi sobie zabierać wzajemnie miejsca pod obręczą:
Te podania na obwód często docierały od samego Giannisa. Pod nieobecność Khrisa Middletona, piłka była jeszcze częściej w jego rękach, a on sam znacznie chętniej grał akcje w koźle, jako quasi-rozgrywający. Te akcje po koźle nie zawsze kończą się w jego przypadku dobrymi rzutami (brak mu jednak tej miękkości ruchu a’la Embiid), ale wymuszało to posłanie na niego najlepszego obrońcy, a przeważnie także kogoś z podwojeniem. Stąd aż 12 asyst Greek freaka w tym meczu:
Taka zdecydowana gra na koźle Giannisa otwiera pozycje na obwodzie. Dla Lopeza, Portisa, ale też innych, jak Matthews, Connaughton, czy Grayson Allen. W sumie trafili oni 6/16, co daje przyzwoite 37,5%. Nieźle, biorąc pod uwagę dość agresywnie doskakującą defensywę Celtics.
„Kiedy podajesz im piłkę, nie ma w nich ani grama zawahania. Wiem, że jeśli poślę podanie Graysonowi prosto do rąk, piłka poszybuje w górę. Udowadnia za każdym kolejnym razem, że potrafi trafiać rzuty. Więc kiedy jest otwarty, muszę dostarczyć mu piłkę.”
– Giannis Antetokounmpo
(kurs z dnia 2.05.2022)
Szczerze mówiąc, w serii z bardzo osłabionymi Bulls nie wyglądało to tak, jakby Bucks mieli powalczyć o obronę tytułu. Zwłaszcza, że w innych parach rewelacyjnie zaprezentowali się Boston Celtics i Miami Heat. Pierwszy mecz z Bostonem – tym kapitalnym w ostatnim czasie Bostonem – pokazuje jednak jedną rzecz, o której łatwo czasem zapomnieć. Żeby pokonać słabszego rywala nie zawsze trzeba wspinać się na wyżyny swoich możliwości. To, że na wyżyny Bucks nie weszli w serii z Bulls, nie oznacza, że nie są w stanie wejść na nie, kiedy przyjdzie do gry z bardziej wymagającym rywalem. Zawsze można mieć wątpliwości – często uzasadnione. Można było wątpić w to, czy Jazz trapieni systemowymi problemami defensywnymi dadzą radę powieść serię z Mavericks. Można wątpić w to, czy po słabej (choć wygranej) serii z Raptors, Sixers będą w stanie wejść na wyższy poziom przeciwko mocniejszym Heat. Można było też wątpić w Bucks. Nie można jednak nie doceniać mistrzowskiego doświadczenia i apetytów uspokojonych zdobytym już tytułem. Ci zawodnicy, wiedzący jak smakuje Mistrzostwo NBA, nie mają już tej dzikości w rzucaniu się na każdy mecz jak do walki o życie. Łatwiej jest podejść do gry na spokoju, kiedy już się tu było.
Nie oznacza to oczywiście, że musimy teraz popaść w jakieś przereagowanie. Powiedzmy sobie jasno – Celtics wciąż mogą być faworytami tej serii (choć mecz straty sprawia, że sprawy stają się bardziej wyrównane). Bucks grają bez Khrisa Middletona, czyli de facto swojej drugiej opcji ofensywnej i bardzo dobrego obrońcy, a Celtics po pierwszym meczu, w którym napotkali trudności, na pewno spróbują jakichś usprawnień. Jeśli nawet jednak Celtics mają to wygrać, to Bucks nie oddadzą tego w pięciu meczach. To nie jest taki zespół.