Nick Johnson: Flirt z triple-double trwa od lat

– Jeszcze nigdy nie udało mi się osiągnąć triple-double. Było około 20 meczów, gdy byłem naprawdę blisko. Moja forma rośnie z każdym tygodniem. Konkurs wsadów? Nie namówisz mnie! – mówi Nick Johnson, zawodnik Trefla Sopot.
Karol Wasiek: Czy osiągniesz w tym sezonie triple-double?
Nick Johnson, zawodnik Trefla Sopot: Ha, ha. Dobre pytanie. W meczu z PGE Spójnią byłem o jedną zbiórkę od triple-double, choć uważam, że ta dziesiąta zbiórka, która ostatecznie nie została mi zaliczona, powinna trafić na moje konto. Oglądałem tę akcję i uważam, że to była moja zbiórka (śmiech).
Czy miałeś już kiedyś triple-double w zawodowej karierze?
W mojej zawodowej karierze jeszcze nigdy nie udało mi się osiągnąć triple-double. Było około 20 meczów, gdy byłem naprawdę blisko. A to brakowało asysty, a to nie miałem zbiórki. Można powiedzieć, że od lat flirtuję z triple-double (śmiech). Myślę, że w końcu się uda, choć należy pamiętać, że to tylko statystyki.
Imponująca jest zwłaszcza liczba zbiórek z pozycji rozgrywającego.
Bo jestem „dużym” graczem obwodowym. Staram się obserwować sytuację na parkiecie i przewidywać też pewne sytuacje. Na pewno mam w głowie to, że mogę kolegom – z pozycji rozgrywającego – pomóc na zbiórce i dać trochę energii. Często też piłki po rzutach z dystansu odbiją się daleko od kosza i mogę do nich dopaść. Zbiórki od zawsze były ważnym elementem mojej gry.
Oglądałem twoje klipy z czasów studenckich i często kończyłeś swoje akcje nad koszem. Może chciałbyś wystąpić w konkursie wsadów podczas Pucharu Polski?
Ha, ha. Myślę, że mógłbym jeszcze coś ciekawego zaprezentować, ale potrzebowałbym prawdopodobnie z pięć dni wolnego, żeby wziąć udział w konkursie wsadów. A chyba dobrze wiesz, że trener Tabak by na to nie poszedł (śmiech). Nie namówisz mnie!

Czy forma Nicka Johnsona rośnie z tygodnia na tydzień?
Tak. Czuję się dobrze. Wraca mój rytm grania. Rzuty coraz częściej wpadają do kosza. Ale najważniejsze jest to, że jestem agresywny w grze, mogę grać na kontakcie. Czyli tak jak grałem przed doznaniem kontuzji ścięgna Achillesa.
Wielu ekspertów zachwyca się twoją grą, podkreślając dużą wszechstronność.
Miło słyszeć takie opinie. Nie ukrywam, że czuję dumę z tego powodu, że jestem zawodnikiem wszechstronnym (“all-around player”). Mogę ci zdradzić, że byłem wcześniej w kilku ekipach, w których aż tak bardzo nie musiałem poświęcać się w obronie, bo trenerzy nie wymagali tego ode mnie. Zależało im na korzystaniu z moich ofensywnych atutów – punkty, kreowanie gry, atakowanie tablicy.
Dlaczego końcówkę meczu ze Śląskiem oglądałeś z perspektywy ławki rezerwowych?
Byłem zmęczony, na dodatek pojawił się lekki problem zdrowotny. To nic groźnego, ale wraz ze sztabem medycznym podjęliśmy decyzję, by nie ryzykować. Cieszę się, że koledzy w ważnych momentach stanęli na wysokości zadania. Dopingowałem ich z ławki, przekazałem swoje uwagi.
Długo po meczu ze Śląskiem rozmawiałeś z Jeremim Senglinem.
Tak. To mój dobry kumpel. Graliśmy kiedyś w zespole Nanterre. Od tamtego czasu jesteśmy w stałym kontakcie. Miło było go zobaczyć i powspominać stare czasy. Jeremy zagrał świetne zawody.
-
Tak
-
Nie
-
Tak26 głosów
-
Nie18 głosów