Nick Johnson: Capela do mnie dzwoni i mówi: „wpadaj na imprezę do Miami”
Mam 32 lata, ale nadal nie powiedziałem ostatniego słowa. Jestem głodny kolejnych sukcesów, dlatego też podpisałem kontrakt z klubem, który deklaruje chęć walki o najwyższe cele. 37 meczów w NBA? To była fantastyczna przygoda. Nadal mam kontakt z Clintem Capelą – mówi Nick Johnson, zawodnik Trefla Sopot.
Karol Wasiek: 14 kwietnia zerwałeś ścięgno Achillesa podczas meczu z Roanne. Dzień później przeszedłeś operację, a już 1 grudnia wystąpiłeś w spotkaniu ORLEN Basket Ligi. 231 dni – tyle trwała twoja przerwa od koszykówki. Niektórzy przecierali oczy ze zdumienia, że tak szybko wróciłeś po tak ciężkiej kontuzji. Jak do tego doszło?
Nick Johnson, nowy zawodnik Trefla Sopot: Gdy zerwałem ścięgno Achillesa każdy powtarzał mi to samo: “data twojego powrotu będzie zależna od pracy, którą wykonasz każdego dnia. Im ciężej będziesz pracował, tym szybciej wrócisz”. Wziąłem sobie te słowa do serca. Wykonałem naprawdę tytaniczną pracę. Poświęciłem mnóstwo zdrowia i sił, by wrócić do pełnej sprawności. Skorzystałem z dostępnych metod, radziłem się też wielu osób, które ten proces przechodziły już wcześniej.
Czy siedem miesięcy to krótki czas? I tak, i nie. Dla sportowca to na pewno bardzo długa przerwa. Niektórzy by powiedzieli, że to wieczność. Ale też należy pamiętać, że w historii jest sporo przykładów na to, że sportowcy wracali do gry po takiej kontuzji właśnie w takim okresie. Aaron Rodgers, zawodnik futbolu amerykańskiego, wrócił do uprawiania sportu po… 4 miesiącach od zerwania ścięgna Achillesa.
Myślę, że trudniejsza – od kwestii fizycznej – była kwestia mentalna. Gdy doznajesz takiej kontuzji w wieku 31 lat, to zawsze pojawiają się pytania. “Czy będziesz w stanie wrócić? Czy nadal będziesz mógł to robić?”. U mnie tych pytań było sporo, ale mogłem – w trudnych momentach – liczyć na pomoc rodziny i najbliższych. Dzięki pomocy tych ludzi w miarę płynnie przeszedłem przez ten okres.
Jak się czujesz się w tym momencie?
Czuję się bardzo dobrze. Moja rekonwalescencja przebiegła zgodnie z planem. W ostatnich regularnie zwiększałem obciążenia i trenowałem też z piłką w różnych układach (1×1, 5×5), by być jak najlepiej przygotowanym do momentu, gdy telefon zadzwoni i usłyszę: “Hej, Nick, widzimy cię w składzie. Przyjeżdżaj!”
Jak zareagowałeś na telefon ze strony Trefla Sopot?
To zabawna historia, bo moja żona grała kiedyś z Polką w czasach studenckich. Od razu skierowaliśmy się do niej z pytaniami na temat klubu i samego miejsca. To akurat w tym momencie jest dla nas bardzo istotne, bo spodziewamy się narodzin trzeciego dziecka. Chcielibyśmy być w dobrym miejscu, w którym jest sporo możliwości dla naszych dzieci, a także dobra opieka medyczna. Usłyszeliśmy, że Sopot jest jednym z najlepszych miejsc do życia w Polsce.
Sportowo także wszystko się zgadzało, bo Trefl jest przecież ekipą grającą w EuroCup. To bardzo prestiżowe rozgrywki, w których miałem okazję już występować. Ucieszyłem się na możliwość powrotu do tych rozgrywek.
Klub jest też mistrzem Polski, więc gra w złotej koszulce zawsze do czegoś zobowiązuje. Dla mnie to duże wyróżnienie, ale wyzwanie, którego jednak się nie obawiam. Przyjechałem tutaj, by dać drużynie sporo jakości i spróbować powalczyć z nią o kolejne mistrzostwo Polski.
Trefla prowadzi też Żan Tabak, bardzo utytułowany zawodnik i trener. Wiele dobrego słyszałem na jego temat.
To także były zawodnik… Houston Rockets.
Ha, ha. Zgadza się! Tuż po przylocie dowiedziałem się, że Żan Tabak w drużynie Toronto Raptors grał razem z Damonem Stoudamire’em. A to był jeden z moich trenerów w przeszłości. Świat koszykarski jest naprawdę bardzo mały (śmiech).
W wolnej chwili będę chciał porozmawiać z trenerem Tabakiem na temat występów w Houston Rockets. Dla mnie to był fantastyczny moment w karierze, coś, co zapamiętam do końca życia. Byliśmy w finale Konferencji Zachodniej, gdzie przegraliśmy z Golden State Warriors, którzy później pokonali Cavaliers. 37 meczów w NBA? To była kapitalna przygoda.
Masz jeszcze kontakt z kimś z dawnych czasów?
Tak! Clint Capela jest moim dobrym kumplem. Latem cały czas do mnie dzwoni i namawia na przyjazd do Miami. “Nick, wsiadaj w samolot i przyjeżdżaj. Będzie dobra zabawa”. Cały czas zapomina, że jestem już mężem i ojcem dwójki dzieci. Clint jest singlem i prowadzi nieco inne życie.
Jak oceniasz swoją dotychczasową karierę w Europie?
Jestem bardzo zadowolony z drogi, jaką przeszedłem i z tego, w których klubach miałem okazję występować. To były mocne zespoły. Trafiłem też na wielu ciekawych i dobrych ludzi, z którymi nawiązałem trwałe relacje. Mam 32 lata, ale nadal nie powiedziałem ostatniego słowa. Jestem głodny kolejnych sukcesów, dlatego też podpisałem kontrakt z klubem, który deklaruje chęć walki o najwyższe cele.
Każdy kto mnie zna to wie, że jestem osobą, która kocha rywalizację i zrobi wszystko, by odnieść sukcesów. Nigdy nie odpuszczam.
Ciekawostką jest fakt, że w Polsce swój pierwszy mecz rozegrałem przeciwko drużynie z Torunia. A ja doskonale pamiętam, że kilka lat temu grałem przeciwko Twardym Piernikom w Basketball Champions League. Pamiętam dwóch zawodników: Keith Hornsby i Kyle Weaver. Moim dobrym kumplem jest Jeremy Senglin, który gra obecnie w Śląsku Wrocław. Dwukrotnie razem byliśmy w zespole Nanterre.
Teraz jestem w Treflu Sopot i chcę z tym klubem zajść jak najdalej. Jestem podekscytowany.
-
Tak
-
Nie
-
Tak198 głosów
-
Nie305 głosów