New York Knicks to top4 wschodu? Na to się zanosi!
Do wczoraj dwie najdłuższe serie zwycięstw w całej lidze należały do zespołów z konferencji wschodniej. Drugą najdłuższą mieli – i to jest niespodzianka, o której może kiedy indziej – Washington Wizards z ośmioma wygranymi z rzędu. Dłuższą serię – wynoszącą dziewięć kolejnych wygranych – dzierżyli New York Knicks, zajmując przy tym czwarte miejsce w całej konferencji z bilansem 34-27. Seria skończyła się minionej nocy porażką z rąk Phoenix Suns – nie zmienia ona jednak tego, że nowojorczycy są w gazie. Czy można było przed sezonem spodziewać się, że Knicks będą lepsi z trenerem Thibodeau? Na pewno. Czy można było spodziewać się, że może się to skończyć nawet przewagą parkietu w Playoffach? Takiego scenariusza nie zakładali pewnie nawet najbardziej optymistyczni fani nowojorskiej ekipy.
Przypomnijmy, jak inny był klimat w Nowym Jorku w zeszłym sezonie. Knicks nie byli nawet blisko Playoffów – rozgrywki zakończyli na 12. pozycji na wschodzie, nie łapiąc się oczywiście do Bańki w Orlando. Rozegrali przez to w sumie mniej meczów niż zespoły z wyższych pozycji, więc nie ma co porównywać rekordów. Dość powiedzieć, że do pierwszej ósemki brakowało sporo. Offseason przyniósł kilka zmian, które pozwalały z optymizmem patrzeć na rozgrywki 2020/21. Nowy zarząd, nowy trener, rozwój młodzieży – wszystko wskazywało na to, że będzie lepiej i pierwszy od 2013 roku udział w Playoffach jest jak najbardziej w zasięgu.
Mało kto mógł jednak zgadywać, że Tom Thibodeau ułoży z zawodników Knicks 4. defensywę ligi, a Julius Randle stanie się niekwestionowanym All-Starem i z takiego trochę zbieracza pustych statystyk stanie się pełną gębą liderem. W ostatniej wypowiedzi trener Thibs mocno pochwalił nastawienie swojego najlepszego zawodnika, porównując go pod pewnymi względami do samego Patricka Ewinga:
„Wszystko zawsze zaczyna się od twojego najlepszego zawodnika. Kiedy pracuje w taki sposób, nadaje ton reszcie zespołu. Jest nieustępliwy. To nie przypadek, że gra taki sezon, jaki gra. Kiedy pierwszy raz pojawiłem się tutaj, jeszcze w latach 90′ jako asystent, rozbroiło mnie to, jak Patrick Ewing każdego ranka w wakacje był pierwszym zawodnikiem na hali. Pracował jak szalony. Przygotowywał się do grania, a reszta zespołu robiła to samo. To jest przywództwo – nie to, co mówisz, tylko to, co robisz. Kiedy widzisz taki przykład, to daje pewności siebie całej grupie.”
– Tom Thibodeau
To, że Julius Randle to talent, wiadomo było nie od dziś. Nie wydawało się jednak, że jego talent może przekładać się na wygrywanie. Ten sezon to przykład tego, że wielu zawodników potrzebuje odpowiedniego użycia ich talentu, by stać się efektywnym. Jednym z kluczy do odblokowania potencjału Juliusa było włożenie mu piłki w ręce. Kiedy spojrzeć na jego statystyki – wyższe niż rok temu – szybko można dojść do wniosku, że ich wzrost w dużej mierze związany jest ze zwiększeniem się jego czasu gry. Wyjątkiem są dwie statystyki, co widać, kiedy sprowadzić jego liczby do per36 (przeliczając na 36 minut gry):
sezon | PTS | TRB | AST | STL | BLK | FG% | 3P% |
---|---|---|---|---|---|---|---|
2019/20 | 21,6 | 10,8 | 3,4 | 0,9 | 0,4 | 46% | 27,2% |
2020/21 | 23 | 10,1 | 5,8 | 0,9 | 0,2 | 46,2% | 41,6% |
„Dużą rzeczą był dla nas fakt, że Julius dodał rzut za trzy do swojej gry. Chcieliśmy jednak, żeby wszyscy poprawili się w tym zakresie. W tym i w dzieleniu się piłką. To ważne, żeby trzymać piłkę w ruchu, dostawać się do pomalowanego i odczytać obrońców. Wtedy musisz upewnić się, że podajesz do zawodnika, który ma otwartą pozycję i zaufać swojemu podaniu. Często potrzeba dwóch podań po penetracji… Nie chciałem po prostu, żebyśmy oddawali dzikie trójki. Chciałem upewnić się, że to trójki wysokiej jakości. Myślę, że nam się to udaje. Widać, jaką ma to wartość. Patrząc na to, co się dzieje w lidze, wiemy, że to ważny element, potrzebny do osiągnięcia sukcesu.”
– Tom Thibodeau
Rzeczywiście, widać w rzutach za trzy Knicks, że wynikają one z konkretnego pomysłu na grę, nie z potrzeby chwili. Są oni w top10 zarówno pod względem ilości trójek oddawanych z rogów boiska, jak i w skuteczności takich trójek. To właśnie rzuty z rogów najczęściej są próbami z czystych pozycji, wynikającymi z niedostatecznie szybkiej rotacji defensywy. Trójek ze szczytu Knicks oddają z kolei najmniej w lidze – kiedy jednak je oddają, trafiają na skuteczności 37,8%, co daje 6. miejsce w lidze. Sumarycznie – są na 28. miejscu pod względem ilości trójek i na 5. miejscu pod względem ich skuteczności. Nowojorczycy wiedzą kiedy rzucać, żeby trafiać i nie tyczy się to tylko Juliusa Randle.
Aż czterech zawodników Knicks trafia powyżej 40% rzutów z dystansu – siedmiu trafia powyżej 38%, co jest naprawdę mocnym wynikiem, a oni się ciągle rozkręcają. W kwietniu tylko Clippers są od nich skuteczniejsi zza łuku (42,9% – 42,4%). Dla porównania w styczniu trafiali tylko 34,6%, zajmując 25. miejsce – potrzebowali czasu na wdrożenie systemu. Właśnie w tym rzecz, że ofensywa Knicks to nie tylko Julius Randle – choć on jest jej osią, to oczywiste. Randle rozdaje piłki ze środka, on stawia zasłony i zasłony dostaje (!), ale byłoby ciężko, gdyby nie obwodowi, którzy mogą co którąś akcję sami wykreować pozycję do rzutu. Największe zasługi w tej kwestii ma RJ Barrett, który – trochę prywaty – nie przekonywał mnie od początku kariery. Jego rozwój jest jednak niezaprzeczalny i poza dobrą obroną wspomaganą długimi ramionami, zaczyna on coraz śmielej dostarczać też wartości ofensywnych. Poza coraz lepszym rzutem, grozi też wjazdem do kosza, gdzie przyjemnie obserwuje się połączenie fizycznej siły z czuciem piłki:
Aż dziwne, że Barrett tak rzadko dostaje się na linię – to tylko 4,9 rzutów wolnych w przeliczeniu na sto posiadań, co sytuuje go na 49. miejscu w lidze. Chciałoby się więcej.
Barrett nie jest na szczęście osamotniony. Wspiera go – jak się okazuje – trafiony wybór w drafcie 2020, czyli młody Immanuel Quickley, oraz z drugiej strony bieguna, doświadczony Derrick Rose. Zwłaszcza to, jak pod okiem dawnego trenera z czasów gry w Bulls odnajduje się właśnie 32-letni Rose, jest historią budującą. Jeśli wierzyć samemu zawodnikowi – a parkiet zdaje się to potwierdzać – jako weteran nieźle dogaduje się on z młodym składem:
„Dajemy z siebie wszystko dla tego zespołu. Już kiedy tutaj przyszedłem, tak było. To jeden z powodów, dla których chciałem tu trafić, widziałem że to głodny zespół. Tego typu młode drużyny przypominają mi niektóre moje dobre ekipy, w których grałem, jak sam byłem młodszy. Próbuję się po prostu dopasować – widzieć, czego potrzebuje drużyna i wypełnić te pustki.”
– Derrick Rose
Pamiętacie słowa Toma Thibodeau z lutego, kiedy sprowadzał Rose’a do Nowego Jorku?
„Wierze w tego gościa. Znam go już od dawna. Mówiłem to wielokrotnie – kiedy jest zdrowy, to jeden z najlepszych zawodników w lidze.”
– Tom Thibodeau o sprowadzeniu Rose’a
Słowa „jeden z najlepszych w lidze” wciąż brzmią jak spora przesada, ale nie można odmówić Tomowi, że ściągnięcie do pomocy starego znajomego (znowu), tym razem okazało się strzałem w dziesiątkę.
O ofensywie Knicks – głównie przez pryzmat gry Juliusa Randle – już trochę wcześniej pisaliśmy. W końcu dobra gra Knicks to nie tylko kwestia ostatnich kilku meczów:
Tym co jednak przerzuca Knicks ponad poziom przeciętności, jest ich defensywa. Tom Thibodeau posklejał ją z grupy zawodników, w której próżno szukać wielu takich, których określilibyśmy mianem „świetnego obrońcy”. RJ Barrett ma w tej dziedzinie spory potencjał:
Poza nim Mitchell Robinson – też dobry defensor, niestety nie gra on przez kontuzję. A dalej? Najbliżej miana dobrego obrońcy jest Nerlens Noel, z którego Thibodeau wyciąga absolutne maksimum jego możliwości, czyniąc z niego zawodnika z top4 zaawansowanych statystyk takich jak Defensive Box Plus/Minus, czy Defensive Win Shares. Niezależnie od tego, co dokładnie one oznaczają, zajmuje tam miejsce wśród takich zawodników jak Gobert, Giannis, czy Butler.
Co sprawia, że taka grupa jest w stanie bronić – nie bójmy się tego powiedzieć – powyżej swoich możliwości? Pierwszym, co przychodzi do głowy, jest oczywiście wzmożone zaangażowanie. To trener Thibodeau zawsze potrafił ze swoich zawodników wyłuskać. To niebywałe, jak wysoko i agresywnie wychodzą do zawodników z piłką obrońcy Knicks – także tacy, jak Immanuel Quickley, czy Derrick Rose, którzy specjalistami po tej stronie parkietu nie są:
Żaden zespół nie broni tak skutecznie rzutów za trzy, których rywale trafiają przeciwko Knicks tylko 33,8% – to najmniej w całej lidze. Poza agresywną postawą obwodowych obrońców, istotne są też zadania podkoszowych, którzy często agresywnie podwajają, wychodzą do piłki, by za chwilę wrócić głębiej, zagęszczając środek. Thibodeau byłby pewnie zachwycony, mając w składzie Deandre Aytona, który wyrasta powoli na największego w całej lidze specjalistę w tej dziedzinie. Ma jednak Mitchella (akurat nie teraz), Noela, Randle’a, czy nawet Taja Gibsona, którzy rozumieją, jak to robić. Niech świadczy o tym nawet ta akcja z zeszłej nocy, która koniec końców zadecydowała o porażce Knicks. Chris Paul jakimś cudem trafił ten rzut, ale Randle zmienił krycie i absolutnie dał radę na przeciwko rozgrywającego:
Z tych 42 centrów w lidze, którzy średnio na mecz kontestują przynajmniej 10 prób z dystansu, czołówka prezentuje się następująco:
zawodnik | % skuteczności rywali za 3 | liczba bronionych prób na mecz |
---|---|---|
1. Rudy Gobert | 31,5% | 13,1 |
2. Julius Randle | 31,9% | 16,7 |
3. Mitchell Robinson | 32,2% | 13,1 |
4. Clint Capela | 33% | 12,6 |
5. Nerlens Noel | 33,5% | 10,5 |
Nie ma w tym przypadku – obrona Knicks jest agresywna, wybiegana, zdecydowana. Zespół Toma Thibodeau nie może być inny. Można oczywiście zadawać pytania o to, jaki jest end-game tego zespołu – jak wysoko taka grupa, pod takim trenerem, ma szanse zajść? Agresywna, wychodząca do wszystkiego obrona to spektakularny system, który przy odpowiednim prowadzeniu może zatuszować wiele braków, ale koniec końców te braki są. Na pewien konkretny poziom można wejść tylko wtedy, kiedy uda się je załatać, nie zasłonić. Czy stanie się to przez wolną agenturę, czy przez szybki rozwój młodych zawodników – ciężko wyrokować. Kiedyś ten młody, szalony zespół przestanie być młody i szalony, a wtedy trzeba będzie wymyślić coś innego – coś, co nie leży już w kompetencjach trenera Thibodeau. To jednak pieśń przyszłości – teraz warto cieszyć się widokiem tak grających Knicks, bo dawno tego nie widzieliśmy, a NBA była naprawdę spragniona mocnych Knicks.