NBA podjęła kroki, mamy przybliżone daty powrotu do gry!
Jak donoszą m. in. Adrian Wojnarowski czy Shams Charania, liga opracowała już plan działania w kwestii powrotu do gry – a przynajmniej w kwestii przybliżonego terminarza.
Wydaje się, że w kwestii powrotu do grania zaczynamy dostawać pewne konkrety. Tych od dłuższego czasu trochę brakowało. Jasnym zaczęło się jednak stawać, że zawodnicy chcą już wrócić do rywalizacji. Wyrazem tego była niedawna wypowiedź LeBrona Jamesa, którego można chyba z racji autorytetu potraktować trochę jak reprezentatywny głos graczy:
„Zdecydowanie nie poddajemy się w kwestii tego sezonu. Nie tylko ja, ale też koledzy z zespołu, cała organizacja, chcemy grać. Jest wielu koszykarzy, których osobiście znam, i którzy chcieliby grać. Choć oczywiście nie chcemy narażać w żaden sposób zdrowia żadnego z zawodników, nikogo z rodziny zawodników i tak dalej. To jest pandemia, o której nie mamy dużego pojęcia – nie da się jej kontrolować. (…) Widzimy już wiele sportowych wydarzeń – UFC, mecze piłki nożnej, słyszy się o tym, że zaraz ma ruszyć baseball. Wiem jak inspirująca potrafi być koszykówka. Wiem jak inspirujący jest sport sam w sobie. Tak szybko jak to tylko możliwe, chcielibyśmy przywrócić fanom koszykówkę.”
No i wygląda na to, że powrotu jesteśmy dziś bliżej – według doniesień kilku już renomowanych 'donosicieli’ jak Adrian Wojnarowski czy Shams Charania, mamy już orientacyjne daty, które należy potraktować poważniej niż dotychczasowe gdybanie. Mówi się o tym, że 1 czerwca liga wyda zespołom wytyczne, na podstawie których będą one mogły zebrać zawodników – którzy w czasie zawieszenia rozgrywek przebywają w różnych miejscach – oraz rozpocząć oficjalne treningi przed wznowieniem sezonu. Oficjalnie zielone światło do pełnej aktywności ma pojawić się w połowie czerwca, natomiast same rozgrywki ruszyć mają w połowie lipca – nie później niż przed końcem tego miesiąca. Cały ten okres to kilkuetapowy plan powrotu, dający około tygodnia na zabranie zespołu, około dwóch tygodni na indywidualne workouty i około trzech tygodni na pełnoprawne, zespołowe już przygotowania do gry.
Problematyczny może być już pierwszy etap, a wiec zebranie zespołów. To, że nie każdy w czasie pandemii przebywa w mieście, w którym stacjonuje jego klub, wydaje się oczywiste. Część zawodników natomiast przebywa poza granicami USA, co jest bardzo kłopotliwe przy zamkniętych obecnie granicach państwowych. Zamknięta jest nawet granica z Kanadą, co staje się przeszkodą dla całej organizacji Toronto Raptors. Nie obędzie się bez przymusowych izolacji po przekroczeniu granic – stąd czas, jaki da liga na ściągnięcie koszykarzy. Adrian Wojnarowski z ESPN twierdzi, że w całym tym procesie w czterech największych sportowych ligach w USA pomóc ma administracja prezydenta Donalda Trumpa, zapewne gwarantując pewne ułatwienia formalne.
Wciąż dyskutowanych jest wiele szczegółów – począwszy od miejsca wznowienia sezonów. Faworytem jest ośrodek Disney’a w Orlando, również dzięki temu, że ESPN, czyli bardzo ważny medialny partner ligi, należy do koncernu Myszki Miki. Nie ma też jeszcze pewności co do tego, w jakim kształcie wrócą rozgrywki – czy rozegrany zostanie turniej play-in, czy do gry wrócą wszystkie zespoły, czy tylko te walczące o tytuł, czy Playoffy zagrane będą w klasycznym formacie itd.
Problemów wciąż jest sporo. Głównym z nich jest oczywiście bezpieczeństwo. Mrzonką jest przecież twierdzenie, że uda się tak dużą grupę ludzi, jaka będzie potrzebna do ruszenia tej machiny, zamknąć w sterylnej bańce chroniącej przez zarażeniami. Ryzyka nie da się w 100% wyeliminować i z tego tytułu rodzą się pytania. Co w przypadku, gdy u któregoś z zawodników w trakcie tej odizolowanej dogrywki sezonu wykryty zostanie wirus? Zostanie z bańki wywieziony? Szansa na to, że kogoś w międzyczasie zarazi i tak jest duża. A wirus będzie miał możliwość dostania się do bańki – sam Adam Silver przekonuje, że nie zależy mu na tym, żeby zamknąć tę ogromną grupę pod kluczem, a bardziej na tym, by móc przeprowadzać regularne badania.
Pierwsze o czym myślimy to oczywiście zawodnicy, ale jako młode i silne organizmy, to nie oni stają przed największym ryzykiem. Najgorzej wirusa znoszą osoby starsze, które gdzieś w sztabach zespołów się siłą rzeczy znajdują. Nie ma ich wiele, ale są i należy brać ich bezpieczeństwo pod uwagę. Wśród najbardziej zagrożonej grupy, a więc osób powyżej 65 roku życia, jest trzech głównych szkoleniowców – Gregg Popovich, Mike D’Antoni i Alvin Gentry. Ten ostatni już zapowiedział, że ryzyko nie powstrzyma go przed powrotem do pracy:
„To nie powstrzyma mnie w żaden sposób przed wykonywaniem mojej pracy. Zamierzam do tego oczywiście podejść z należytą ostrożnością. Będę w to jednak w pełni zaangażowany z punktu widzenia rywalizacji i z każdego innego punktu widzenia.”
W podobnym tonie wypowiada się agent Mike’a D’Antoniego:
„To nie jest coś, o co się specjalnie martwimy. Mike [D’Antoni] był przez te wszystkie lata w bardzo dobrej kondycji. Robi wszystko, by pozostać w zdrowiu i utrzymywać swój system odpornościowy w dobrej formie.”
Na naszych oczach toczy się bardzo interesująca próba walki z żywiołem. Żywiołem, którego nie sposób w pełni opanować. Wiara w to, że uda się bez zagrożenia wrócić do gry opiera się głównie na przeświadczeniu, że NBA będzie w stanie szybko, w masowej ilości przeprowadzać testy na obecność koronawirusa. Duży problem polega na tym, że metody szybkiego testowania są wciąż badane i nie są jeszcze najpewniejszym sposobem wykrywania choroby. Omawiana metoda polega na sprawdzaniu obecności w organizmie przeciwciał. Nie zagłębiając się w medyczne szczegóły, na których zdecydowana większość z nas się nie zna, przekaz jest jak do tej pory taki, że lekarze nie są jeszcze pewni do tego, co oznaczają konkretne wyniki takiego testu. W dużym uproszczeniu, nie jest on w pełni miarodajny.
Prawda jest niestety brutalna – niezależnie od tego, kiedy liga zdecyduje się na powrót do gry, ryzyko będzie. Ono niestety nigdy nie spadnie do 100% i prędzej czy później, przy zachowaniu pełni ostrożności, trzeba będzie wrócić do życia, do grania, do szeroko pojętej rozrywki i sportowych emocji. Czy ten moment jest teraz? Nie wiem i niestety chyba nikt z nasz nie wie, kiedy dokładnie jest „ten moment”. Możemy co najwyżej spojrzeć w statystyki i zinterpretować je tak, jak nam się wydaje. Największy przyrost zachorowań w USA miał miejsce 24 kwietnia, kiedy przybyło ponad 36 tysięcy zarażonych. Od tego czasu ta dzienna liczba nie była już wyższa. Może oznacza to, że najgorsze już za Amerykanami. A może oznacza to, że wtedy wykonano po prostu najwięcej testów. A może nic to jeszcze nie oznacza. Ja tego nie wiem – zakładam, że większość z Was tego nie wie, natomiast w kontekście wznowienia sezonu najważniejsze pytanie brzmi, czy Adam Silver wie. Pozostaje nam wierzyć, że tak i że powrót naszej ulubionej ligi odbędzie się bez szkody dla kogokolwiek.