NBA Analiza: Kto na fali wznoszącej, a kto w dołku przed Playoffami?
Playoffy lada moment – za niespełna dwa tygodnie. Nie wiem jak Wy, ale ja się trochę już jaram tą perspektywą. Dlatego dziś zrobimy sobie szybki „heat chceck” czyli przyjrzymy się temu, kto jest na ostatniej prostej gorący, a kto ma mniejsze lub większe kłopoty. Nie ma to związku z Miami Heat… Chociaż do nich też dziś zajrzymy.
☝Dallas Mavericks
Luka Doncic i jego banda to absolutna rewelacja ostatnich dni w NBA. Wśród całego zastępu zespołów, które wciąż jeszcze o coś walczą, Mavericks wyróżniają się najbardziej na plus, a 13 wygranych w ostatnich 15 meczach to efekt naprawdę solidnej pracy i to nie Luki Doncicia (choć oczywiście jest on świetny), a całego zespołu.
Co może szokować – w ostatnich 15 meczach Dallas Mavericks są najlepszą obroną w NBA, tracąc tylko 106 punktów na 100 posiadań.
Otóż to – właśnie w defensywa zapewnia Dallas ostatnie świetne wyniki, nie ofensywa pod wodzą Doncicia (choć ona oczywiście też jest składowa sukcesu). Dlatego w tych ostatnich meczach obok Luki Doncicia i Kyrie Irvinga najważniejszymi zawodnikami są – co pokazują też wskaźniki plus/minus – Daniel Gafford, PJ Washington i Derrick Jones Jr..
Zwłaszcza ten ostatni – w duecie z Dante Exumem – świetnie funkcjonuje na obwodzie. Zwróć tylko uwagę jak w ostatnim meczu z Warriors przechodził przez zasłony za Stephem Currym i jak sprawnie otrzymywał pomoc z podwojenia:
Dallas Mavericks znaleźli w końcu klucz do sukcesu i z perspektywy czasu trzeba naprawdę pochwalić ich Trade Deadline i działania sprzed sezonu. Dziurę na pozycji centra załatali świetnym dla nich Danielem Gaffordem, który zatrzymuje rywali przy obręczy na skuteczności 62,5% – dokładnie tyle, co Victor Wembanyama. Z ławki młody Derick Lively, który też daje radę – obaj skupiają się na obronie obręczy, której wcześniej… No nie było.
Jonesa Jr. i Exuma na obwodzie wspiera PJ Washington – w końcu długi, kompetentny obrońca na skrzydle. Obok Doncicia i Irvinga, to on kontestuje najwięcej trójek ze szczytu w zespole. Top on bowiem albo kryje najlepszych skrzydłowych rywali, albo po prostu doskakuje z pomocą/rotacją, jak wyżej przy Currym.
Mamy w końcu kompetentny defensywnie skład wokół Luki Doncicia… Który sam też poczynił pewne defensywne postępy. Będą groźni w Playoffach. Moją jedyną obawą jest trener Jason Kidd i jego umiejętność (jej brak?) znajdowania taktycznych odpowiedzi na działania rywali.
Co by się nie działo, warto tych Mavs obserwować, bo na tym etapie wyglądają jak czarny koń.
-
Tak!Finał Konferencji jest w ich zasięgu!
-
Nie…Awans do drugiej rundy to w tym roku ich sufit
-
Tak!122 głosów
-
Nie…55 głosów
🔻Milwaukee Bucks
Dużo się ostatnio mówi i pisze o Milwaukee Bucks i nic dziwnego. Wszystko wokół tego zespołu od kilku meczów krzyczy całym sobą: KŁO-PO-TY!
Forma Bucks przed Playoffami jest naprawdę alarmująca. Cztery porażki z rzędu, 7 w ostatnich 10 meczach. Cytując klasyka: „Tu jest wszystko coś nie tak”. Są urazy kluczowych graczy: Lillard dopiero co wrócił po kontuzji pachwiny, Pat Beverley ma problemy z nadgarstkiem, a Khris Middleton właśnie skasował sobie zęba w meczu z Knicks. Jest trener nie mający pojęcia co robić: Doc Rivers w ostatnich dniach zabłysnął głównie obwinianiem sztabu medycznego i obsługi drużyny. No i jest kompletny brak zorganizowania.
Milwaukee Bucks w ostatnich 15 meczach stanowią statystycznie dopiero 22. defensywę NBA. Więcej trójek ze szczytu wpuszczają w tym czasie tylko tankujący Utah Jazz. To jest wynik kompletnego braku zorganizowania. Na samym końcu sezonu taka drużyna powinna chodzić jak w zegarku, rotować na autopilocie.
Tymczasem – tylko z minionej nocy. Jaki był tu pomysł Damiana Lillarda? Oddanie łatwej pozycji:
Albo tu – co robi Jae Crowder w miejscu, w którym robi? Dlaczego znajduje się w polu 3 sekund? Rozumiem, ze ktoś czeka na dojście z pomocą do Brunsona, który na pewno wygra pojedynek 1 na 1 (bo wygrywał tej nocy jak zły), ale dlaczego nie jest to podkoszowy, tylko obrońca, który powinien pilnować słabej strony? Nie wiem – efektem znowu czysta trójka:
Przykłady można mnożyć. Przerażające – z perspektywy Milwaukee – jest to, że problem ten widać od samego początku sezonu. Wtedy był jednak do usprawiedliwienia: Nowy skład z Damianem Lillardem, nowy trener – potrzebują chwili, żeby się dotrzeć. Minął jednak prawie cały sezon, przyszedł na ratunek defensywny spec Doc Rivers… A tu zero poprawy.
Jak mają w Playoffach rywalizować w serii, spełniać założenia nowe taktyczne przygotowane na konkretnego rywala, jeśli przez cały sezon nie ogarnęli „ustawień domyślnych”?
Bucks długo utrzymywali się na drugiej pozycji wschodu, ale na sam koniec sezonu z niej spadną. W środę mecz z Celtics, którzy chyba pokażą Bucks przed Playoffami czy to może być w ogóle rywalizacja. W czwartek z kolei mecz z Magic, którzy prześcigną ich w tabeli. Na to się zanosi.
☝Golden State Warriors
Nie jest to dzisiaj najgorętsza drużyna w NBA. Porównując jednak z dyspozycją sprzed kilku tygodni, widać duży, duży postęp. Warriors od 10 meczów w końcu są zespołem z TOP5 efektywności defensywnej. W końcu znaleźli balans, są zmotywowani, rzuty wpadają. Wiosna.
We wspomnianych 10 meczach udało im się wygrać 7 razy i jest to niezły wynik. Zwłaszcza wtedy, kiedy weźmiemy pod uwagę terminarz: Udało im się w tym czasie wygrać 1 z 2 meczów z rozpędzonymi Mavericks, wyjazdowy mecz w back-to-back z Orlando Magic, czy z bezpośrednim wówczas rywalem o miejsce w Play-In czyli Rockets (wówczas w serii 12-3, trudny rywal).
Pozytywne obrazki w Golden State to między innymi w końcu regularnie grający Trayce Jackson-Davis (wyjściowa piątka od siedmiu spotkań), dość świeżo wyglądający w swoich minutach prawie 39-letni Chris Paul no i w końcu w formie Klay Thompson.
Steve Kerr długo miał z nim problem. Ten popełniał głupie błędy, nie trafiał rzutów, obrażał się za przesunięcie na ławkę… Ale chyba w końcu odnalazł rytm. Po 35% skuteczności z dystansu w lutym, przyszło 40% w marcu i 42,5% w kwietniu – wraz z tym pierwszy raz w tym sezonie powyżej 20 punktów na mecz.
Po ostatnim meczu, w którym zdobył 32 punkty:
„Czułem się dziś fizycznie naprawdę świetnie. Nic mnie nie bolało. Myślę, że to przełożyło się na grę. […] Przez 82 mecze nie będziesz przygotowany na 100% każdej nocy. No wiesz, ile opuściłem w tym sezonie, z trzy czy cztery mecze? To niesamowite po ponad dwóch latach rehabilitacji. To coś, z czego moge być dumny, jak wytrzymały jestem w tym sezonie.”
– Klay Thompson
🔻Sacramento Kings
Tu mowa o kryzysie nie tak oczywistym, bo przecież Kings nie notują żadnej potwornej serii porażek. Ich wyniki w ostatnich meczach są… Przeciętne. Wygrali 5 z 10 ostatnich meczów, notując w tym czasie 13. ligowy NetRating – ze środka stawki. Kiedy jednak przyjrzymy się terminarzowi…
Jest poniżej przeciętnej.
Wygrane z Magic czy Clippers są oczywiście dość wartościowe, ale poza tym były to zwycięstwa z Jazz, Sixers bez Embiida i fatalnymi Nets. Wcześniej wygrane z Raptors czy Grizzlies, ale w międzyczasie porażki: wpadka z Wizards, wysoka porażka z Knicks, dwie z rzędu porażki z Mavericks. To w całym tym tłoku miejsc 4-10 na zachodzie, gdzie jest niezwykle ciasno i każdy walczy o każdą kolejną wygraną, jest dość niepokojące.
Niepokojące zwłaszcza ze względu na kontuzje. Nie liderów, ale graczy bardzo ważnych. Ofensywa oparta o akcje dwójkowe Sabonisa i Foxa potrzebuje dobrych strzelców; Kings długo starali się, żeby takowych sprowadzić. Tymczasem z gry wypadli Kevin Huerter i Malik Monk – najpewniej już do końca sezonu.
Bez nich robi się naprawdę ciasno. A w Playoffach, gdzie rywale będą na nich przygotowani taktycznie – może być jeszcze ciaśniej:
☝Philadelphia 76ers
Tutaj sprawa jest prosta: Wrócił Joel Embiid i chyba mało kto się spodziewał, że po trwającej ponad 2 miesiące rehabilitacji kolana będzie z miejsca wyglądał AŻ TAK DOBRZE. Trener Nurse co prawda stosuje wszelkie przejawy ostrożności i zaczyna od wystawiania JoJo na pół godzinki, nie wystawia go w meczach back-to-back, ale to całkowicie normalne.
Kiedy jednak Embiid gra, to GRA. Wygląda dobrze fizycznie, jest szczupły (lubił nabierać masy przy okazji kontuzji) i nie widać po nim rdzy.
Wrócił i mobilnością w obronie 1 na 1 od razu wygrał Sixers mecz:
Co jednak równie ważne, pod nieobecność Joela udało się po cichu zbudować wokół niego naprawdę ciekawy skład. Abstrahując od świetnego w tym sezonie Tyrese Maxey’a – są two-way gracze na skrzydłach w osobach Tobiasa Harrisa i Kelly’ego Oubre, są strzelcy w osobach Buddy’ego Hielda i nagle właśnie Oubre (50% za trzy w marcu!) i zaczyna to wyglądać jak w końcu solidne grono orbitujące potencjalnie wokół Embiida.
Pytanie oczywiście na ile uda się to wszystko spiąć klamrą na Playoffy, bo jest to jednak na wiosnę zupełnie nowa drużyna. Wygląda to jednak obiecująco.
🔻Miami Heat
Miał być „Heat chceck” no i jest – okazuje się, że Heat wcale nie są tacy gorący, jak wskazywałaby na to ich nazwa. Są dość letni, żeby nie powiedzieć chłodni.
Statystyki z ostatnich 15 meczów trochę zakłamują rzeczywistość. Wygrali w tym czasie 8 spotkań, ale były to między innymi dwa zwycięstwa z Pistons, wygrana z Blazers i Wizards. Na tym etapie sezonu – przy tylu tankujących ekipach – trzeba zwracać na to uwagę.
Ofensywa Miwami Heat wygląda jednak miałko.
Zdecydowana większość rzutów Heat oddają, kiedy na zegarze zostaje 15 sekund lub mniej. To nie tylko efekt taktyki, która nie opiera się na grze z kontrataku. To jest problem z dojściem do pozycji rzutowej w ataku pozycyjnym. To jedna z najwolniejszych w lidze ekip i jedna z najsłabiej rzucających za trzy. Można uznać, że to oldschool i twarda gra do kosza, ale bez szybkich strzelb trudno wygrywać trudne mecze. Potrzebujesz po prostu graczy, którzy trafią dwie-trzy szybkie trójki, żeby utrzymać przewagę czy nadgonić wynik. Tak działają długie mecze NBA.
Stąd właśnie takie problemy Heat w clutch time. W całej lidze tylko Detroit Piston i Washington Wizards mają gorszy NetRating w clutch time, czyli w wyrównanych końcówkach meczów. Heat są w tych sytuacjach aż -15,7 na 100 posiadań. Powrót Tylera Herro powinien trochę pomóc, ale sam Tyler Herro drużyny nie zbawi. Jimmy Butler wygląda, jakby w końcu się postarzał. Terry Rozier nie wygląda w nowym klubie tak dobrze. Brakuje strzelb. Aż chciałoby się zajrzeć do alternatywnej rzeczywistości, w której Damian Lillard jednak ląduje na Florydzie.