Mistrz Polski buduje w dużej ciszy. Ile będzie jeszcze transferów?
Trefl Sopot, aktualny mistrz Polski w ORLEN Basket Lidze, jak na razie zakontraktował zaledwie dwóch nowych zawodników i przedłużył umowę z Aaronem Bestem. Sprawdziliśmy, co dzieje się w szeregach zespołu, który pod koniec września zadebiutuje w rozgrywkach w EuroCup. Słyszymy, że klub zamierza przeprowadzić jeszcze 5-6 transferów.
Zniecierpliwieni kibice Trefla Sopot dopytują o kolejne ruchy transferowe. Szefowie mistrza Polski jak na razie zakontraktowali tylko Bartosza Jankowskiego (trafił z Czarnych Słupsk) i Treya McGowensa, dla którego będzie to debiut na europejskich parkietach. Do tego przedłużono także kontrakt z Kanadyjczykiem Aaronem Bestem. W składzie Trefla są także Polacy: Jakub Schenk, Jarosław Zyskowski, Geoffrey Groselle i Mikołaj Witliński.
Do kadry Trefla Sopot – przed sezonem 2024/2025 – ma dołączyć jeszcze pięciu, a może nawet sześciu nowych zawodników. Taką informację przekazał nam Tomasz Kwiatkowski, menedżer ds. sportowych w zespole mistrza Polski. Zapytaliśmy go, dlaczego klub dość wolno – biorąc pod uwagę inne zespoły w PLK – działa na rynku transferowym. Z czego to wynika?
Otrzymaliśmy bardzo konkretną informację na temat podziału zawodników na dwie grupy: tych, którzy są już na pewnym ugruntowanym poziomie finansowym (i z niego nie zejdą z racji gry w EuroCupie) i tych, którzy chcą się pokazać w EuroCup i są w stanie zejść z poziomu finansowego.
Sęk w tym, że nie można mieć w zespole tylko ludzi z tej drugiej grupy. W Treflu o tym wiedzą i w ten sposób konstruują zespół, by była to mieszanka zawodników z obu wyżej wymienionych grup. Tyle tylko, że to sporo kosztuje, a do tego trzeba pamiętać, że start w EuroCupie – pod względem organizacyjno-logistycznym – wiąże się z dużym wydatkiem.
Karol Wasiek: Ilu jeszcze zawodników Trefl Sopot chce pozyskać przed sezonem, by mówić o zamkniętym składzie?
Tomasz Kwiatkowski, menedżer ds. sportowych: 5 lub 6, żeby docelowo mieć 12-13 zawodników w codziennej grupie treningowej.
Czy spodziewaliście się tego, że zatrudnianie graczy do drużyny z poziomu EuroCup pójdzie nieco łatwiej? Coś was – jako klub – zaskoczyło w tym oknie transferowym?
Nie jesteśmy zaskoczeni tym, jak wygląda rynek. Udział w takich rozgrywkach jak EuroCup ma znaczenie dla koszykarzy i polskiemu klubowi rzeczywiście jest łatwiej z nimi rozmawiać, ale w tym przypadku trzeba ich umownie podzielić na dwie grupy.
Pierwsza to zawodnicy, którzy już na tym poziomie funkcjonują, mają wyrobioną tam, określoną markę. Oni rzadko zgadzają się obniżyć swoje dotychczasowe wynagrodzenie. Po prostu znają swoją wartość rynkową i nie chcą jej obniżać, bo są ligi, gdzie kluby nawet z miejsc 9-16 płacą dużo więcej niż w PLK, a na co dzień gra się z silnymi rywalami i jest się „widocznym” na rynku.
Udział w takich rozgrywkach jak EuroCup czy BCL powoduje jednak, że biorą oni pod uwagę grę w Polsce, czego bez pucharów by nie zrobili, ewentualnie za dużo wyższą kwotę od normalnie oczekiwanej. Chyba że jest już blisko początku nowego sezonu, a oni są nadal bez pracy – dlatego kluby czekają aż ceny na rynku spadną. Jednak w ten sposób ryzykuje się, że tych dostępnych zawodników będzie coraz mniej.
Druga grupa to ci, którzy są po dobrym sezonie na niższym poziomie lub chcą zadebiutować w Europie przychodząc z G-League, albo nawet z NCAA, ale mając dobre opinie scoutów. Generalnie gracze z perspektywą rozwoju. Oni dzięki udziałowi w EuroCup zgadzają się w pierwszym sezonie grać za mniejsze pieniądze niż mogliby otrzymać w innych ligach, bo to dla nich „okno wystawowe”.
Kłopot polega na tym, że aby zbudować zespół, który ma wygrywać, w jego składzie nie mogą znaleźć się sami gracze z tej drugiej grupy. My jednak mamy ten komfort, że zostali z nami doświadczeni zawodnicy z poprzedniego sezonu, czyli Kuba Schenk, Jarek Zyskowski, Geoffrey Groselle, Mikołaj Witliński i Aaron Best. Już teraz w naszym składzie mamy świetnych – jak na warunki PLK – zawodników, którzy udowodnili swoją wysoką wartość. To pozwala nam trochę zaryzykować, tak jak np. z Treyem McGowensem.
Trzeba również pamiętać, że udział w EuroCup to ogromny wysiłek dla klubu, przekładający się na dużo wyższe wydatki. Podejmując to wyzwanie nie kierowaliśmy się ułatwieniem w zatrudnianiu zawodników, a raczej szansą na rozwój klubu jako organizacji i zaistnienie w towarzystwie, do którego polskim klubom niełatwo się dostać.
Jaką przyjęliście koncepcję na budowę drużyny? Jak ta drużyna – w zamyśle – ma wyglądać? Co ma być jej znakiem rozpoznawczym?
Chcielibyśmy utrzymać nasz styl, czyli twardą, fizyczną i bardzo intensywną obronę, a w ataku zespołowość i wykorzystanie silnych stron poszczególnych graczy. Wiemy, że poziom czołówki polskiej ligi będzie jeszcze wyższy, walka o pozostanie na szczycie zawsze jest trudniejsza niż pierwsze wejście, a do tego EuroCup jest prawdziwym wyzwaniem sportowym.
Nasz okres przygotowawczy nie będzie tak długi jak byśmy chcieli, dlatego staramy się zachować trzon zespołu, żeby łatwiej było pracować z nowymi koszykarzami. Jednak to jak będziemy chcieli grać okaże się dopiero po skompletowaniu składu. Żan Tabak jest bardzo elastycznym trenerem, jeżeli chodzi o pomysły ofensywne. Oczywiście ma swoje preferencje, ale potrafi tak ułożyć system ataku, żeby był on jak najlepiej dopasowany do tego co potrafią zrobić na parkiecie zawodnicy, w czym się czują najlepiej.