Miodrag Rajković: Przepraszam kibiców. Śląsk ma w DNA walkę do końca
Chciałbym przeprosić wszystkich fanów w Polsce za to, że musieli oglądać naszą frustrację, a nie grę w koszykówkę. Ludzie kupują bilety po to, by oglądać koszykówkę, a nie takie coś, co pokazaliśmy we wtorek – mówi Miodrag Rajković, trener WKS Śląsk Wrocław.
Trefl Sopot zrobił milowy krok w kierunku gry w wielkim finale ORLEN Basket Ligi. Podopieczni Żana Tabaka ponownie nie dali żadnych szans Śląskowi Wrocław, deklasując drużynę Miodraga Rajkovicia 88:70. W pewnym momencie zespół znad morza miał… 28 punktów przewagi. To była prawdziwa deklasacja.
Trener Miodrag Rajković był wściekły. Spóźnił się nawet na konferencję prasową, bo w szatni musiał z zawodnikami wyjaśnić pewne kwestie. Serbowi – mówiąc delikatnie – nie podobała się – w trakcie meczu – mowa ciała jego koszykarzy, którzy byli sfrustrowani, nie cieszyli się grą, kompletnie zawodząc wrocławskich kibiców. Ci w małej grupce (dopingowali do samego końca) pojawili się w Ergo Arenie.
Przepraszam, że spóźniłem się na konferencję prasową, ale czasami w szatni trzeba wyjaśnić pewne kwestie. To był dobry moment na to, by to zrobić. Chciałbym przeprosić wszystkich fanów w Polsce za to, że musieli oglądać naszą frustrację, a nie grę w koszykówkę. Ludzie kupują bilety po to, by oglądać koszykówkę, a nie takie coś, co pokazaliśmy we wtorek – powiedział Rajković.
To było długie wystąpienie Serba, który nie gryzł się w język. Padły mocne słowa na temat gry i postawy jego zawodników, którzy znów pudłowali (5/23 za 3) i kiepsko dzielili się piłką (13 asyst i 19 strat).
Po pierwszej kwarcie przestaliśmy grać w koszykówkę. Kiedy zespół podąża za wytycznymi, które sobie przygotowaliśmy, to wszystko idzie zgodnie z planem, mamy kontrolę nad meczem. Tak było mniej więcej do 13-14 minuty meczu. Później trener Tabak wykonał świetną robotę, idąc w small-ball. Nasza odpowiedź była katastrofalna – mówił.
Chodziło o grę small-ballem, który poniekąd był wymuszony trzema przewinieniami Geoffreya Groselle’a (Van Vliet był na pozycji centra). Do tego Barnes czy Zyskowski na skrzydle. Śląsk na to nie odpowiedział.
Gra small-ballem nie powinna u nas wywoływać frustracji i zniechęcenia, bo mamy na to odpowiedź w postaci Kulvietisa czy Nuneza. Ćwiczymy to i byliśmy na to przygotowani. Wiemy, jak mamy grać. Mówiłem zawodnikom: nie frustrujcie się, bądźcie skupieni, róbcie to, co sobie założyliśmy. Niestety to nam nie wyszło. Trefl to jeden z najtrudniejszych rywali w tej lidze z racji zorganizowanej gry w obronie i w ataku – podkreślał Rajković.
Czy można mówić o zmęczeniu?
Trefl faktycznie wygląda jak zespół bardziej świeży i agresywny. A taka postawa zawsze daje więcej szans na zwycięstwo. Ale… my nie możemy mówić o zmęczeniu. Reprezentujemy Śląsk i ten klub ma w DNA walkę do samego końca w każdym spotkaniu. Wszyscy w zespole muszą o tym wiedzieć! – odpowiedział Serb.
Z jego słowami zgodził się Litwin Kulvietis, który w tym meczu zdobył siedem punktów.
Zaczęliśmy dobrze, ale co z tego? Na niewiele to się zdało. Wynik mówi wszystko. Nie pokazaliśmy charakteru. Nie podążaliśmy za planem wyznaczonym przez trenera Rajkovicia. Trefl zmienił pewne rzeczy i nie potrafiliśmy na to odpowiednio zareagować. Rywale odjechali na dużą różnicę punktową i było nam bardzo trudno już wrócić do meczu – skomentował.
Trefl Sopot prowadzi 2:0 w serii do trzech zwycięstw. Awans do finału może przypieczętować już w sobotę. Mecz nr 3 o godz. 15:00. Transmisja w Polsat Sport 2.