Mikko Larkas: Nie widzę powodu, by obrażać dorosłych facetów
– Mój sposób trenowania i prowadzenia zespołu opiera się na nauczaniu i uświadamianiu ludziom, co jest przyczyną, a co konsekwencją. Wolę taki sposób działania zamiast krzyczenia lub obrażania kogoś. Musimy zaufać zawodnikom, których wybraliśmy. Oni muszą być traktowani jak ludzie. Potem można od nich wymagać – mówi Mikko Larkas, trener Energi Trefla Sopot.
Karol Wasiek: Czy to prawda, że latem rozmawiał pan z dwoma klubami z Trójmiasta: AMW Arką i Energą Treflem Sopot?
Mikko Larkas, trener Energi Trefla Sopot: Tak, to prawda. Oba kluby były ze mną w kontakcie. Najpierw AMW Arka, później Energa Trefl Sopot. Gdynianie zdecydowali się pójść w inną stronę, a ja ostatecznie wylądowałem w Sopocie, z czego jestem bardzo zadowolony.
Myślę, że Trefl miał kilka opcji na to stanowisko, z ja z kolei miałem kilka innych propozycji, ale wspólnie uznaliśmy, że pójdziemy w jednym kierunku. Nie ukrywam, że fakt grania w FIBA Europe Cup był jednym z najważniejszych czynników, dla których zdecydowałem się przyjąć tę ofertę. Zależało mi na tym, by grać dwa mecze w tygodniu. Byłem wcześniej asystentem w Strasburgu, który był uczestnikiem Ligi Mistrzów. Chciałem tego spróbować i doświadczyć na własnej skórze.
Jak wyglądały rozmowy z Energą Treflem Sopot?
Mieliśmy kilka wideorozmów, które dotyczyły przeróżnych tematów. Rozmawialiśmy oczywiście o koszykówce, pomyśle na zespół i konkretnych zawodnikach, ale też o tym, jakim jestem człowiekiem. Podobało mi się to, że rozmowy były oparte na lojalności i szczerości.
Jaka była pana wiedza na temat rozgrywek ORLEN Basket Ligi przed podpisaniem umowy?
Na bieżąco obserwowałem rozgrywki PLK, bo kilku zawodników z tej ligi trafiło do Francji, w której pracowałem przez dwa ostatnie sezony. Było też kilka transferów w drugą stronę, co powoduje, że naturalnie śledzi się tę ligę. Znałem też kilkunastu graczy, którzy występowali w PLK.
Zabawna historia jest taka, że nigdy wcześniej nie byłem w Polsce. Pierwszy raz do kraju przyjechałem w momencie, gdy podpisałem umowę z Energą Treflem Sopot.
Pierwsze wrażenia z pobytu w Trójmieście są znakomite. Oczywiście praca pochłania dużo czasu, ale staram się być aktywny i odwiedzać nowe miejsca. Nie ukrywam, że Gdańsk zrobił na mnie spore wrażenie. To miejsce jest absolutnie wyjątkowe.
Wcześniej w Treflu Sopot przez trzy lata pracował Żan Tabak, który wygrał mistrzostwo, brązowy medal i Puchar Polski. Nie jest łatwo zająć miejsce po takim szkoleniowcu.
Wiem, że wyniki zespołu były bardzo dobre, a trener Tabak jest lubiany i szanowany przez ludzi pracujących w organizacji. Mam ogromny szacunek do trenera Tabaka i wyników, które tutaj osiągnął. Teraz czas napisać nowy rozdział.
-
Tak
-
Nie
-
Tak9 głosów
-
Nie8 głosów
On miał swój specyficzny styl. Prowadził drużynę twardą ręką. Po pierwszych meczach można zauważyć, że pan dużo spokojniej reaguje na wydarzenia boiskowe, choć też zdarzają się momenty, gdy nie unika pan krzyku. Jak może pan opisać swoją filozofię prowadzenia zespołu?
Szczerze? Nie widzę powodu, by krzyczeć na dorosłych facetów, którzy są profesjonalistami. Oczywiście, mecz to emocje i to może się zdarzyć każdemu, jednak oni znają się na koszykówce i wiedzą, co mają robić.
Musimy zaufać zawodnikom, których wybraliśmy. Oni muszą być traktowani jak ludzie. Potem można od nich wymagać.
Mój sposób trenowania i prowadzenia zespołu opiera się bardziej na nauczaniu i uświadamianiu ludziom, co jest przyczyną, a co konsekwencją, zamiast krzyczenia lub obrażania kogoś.
Staram się okazywać szacunek zawodnikom i moim asystentom. Taki właśnie jestem. Myślę, że kiedy dbasz o ludzi wokół siebie, oni też ci się odwdzięczą. Trzeba też ufać zawodnikom.
Oczywiście potrafię się wkurzyć, gdy coś nie działa. Częściej robię to na treningach niż na meczach. W trakcie spotkań staram się reagować na bieżąco i wprowadzać drobne zmiany.
Podobnie jest z sędziami. Z nimi też staram się rozmawiać w sposób kulturalny. Można się z nimi nie zgadzać w sposób kulturalny, a także zadawać im pytania w taki sam sposób, zachowując oczywiście szacunek.
Nie chodzi tylko o to, żeby powiedzieć: „jesteś do niczego albo jesteś złym człowiekiem”. Oni wykonują swoją pracę. Każdy ma swoją rolę do wykonania.

Z pana słów jasno wynika, że bardzo ważny jest dobór odpowiednich ludzi. Czy rekrutowanie i proces budowania zespołu jest najważniejszy?
Tak. 95% tej pracy to rekrutacja. Źle wybierzesz graczy i kończysz w sytuacji, w której musisz dokonywać zmian i zaczynasz wszystko od nowa.
Byliśmy dość rygorystyczni w trakcie rekrutacji. Przeprowadziliśmy bardzo szeroki scouting tych graczy, sprawdzając ich pod kątem sportowym, charakterologicznym i mentalnym. Z każdym z nich rozmawiałem, mówiąc, że będziemy chcieli grać w jasno określony sposób.
Mogę zdradzić, że bardzo długo zajęło nam rekrutowanie Mindaugasa Kacinasa. Ciągle się wahaliśmy, zadając sobie przeróżne pytania. W końcu go pozyskaliśmy i jesteśmy z niego bardzo zadowoleni.
To taki “nieoczywisty bohater” Trefla Sopot na początku sezonu.
Idealny facet. Umie się dopasować do roli i potrafi grać na wielu pozycjach. Wszechstronny obrońca i inteligentny zawodnik. Zawsze jest w odpowiednim miejscu, dobrze czyta grę. Myślę, że jak dotąd spisuje się znakomicie.
Czy wszechstronność u graczy to jeden z elementów, na który zwraca pan uwagę?
Tak. Szukałem zawodników, których w trakcie meczów mogę ustawić na 2-3 różnych pozycjach. To był jeden z czynników, który był istotny podczas budowania składu.
Jakie jest pana podejście do wprowadzania młodych zawodników do gry?
Jestem z nich bardzo zadowolony. Widzę, że świetnie pracują i cały czas się rozwijają. Naprawdę zasługują na minuty. Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem.
Prosimy ich, żeby grali i dawali z siebie wszystko, upewniając się, że grają w obronie we właściwy sposób. Mają walczyć na 100 procent w każdym posiadaniu. Uważam, że jeśli ustawi się tych młodych graczy tylko w kącie i powie: „jeśli piłka do ciebie trafi, to rzucaj”, to wtedy jest trudno. Ci gracze muszą być traktowani jak normalni zawodnicy w rotacji.
Oni wiedzą, że dostaną swoje minuty za każdym razem, kiedy na to zasłużą. Mogą grać w każdym spotkaniu.
Szczerze? Jestem zdania, że trudno przegrać meczu koszykówki w ciągu pięciu minut, niezależnie od tego, kto jest na boisku. 35 minut to wciąż wystarczająco dużo czasu, by nadrobić to, co się ewentualnie straciło w ciągu tych pięciu minut. Potrzebujemy młodych zawodników, bo gramy dużo meczów.
Musimy dzielić się minutami, a także mądrze zarządzać różnymi sytuacjami. Jeśli któryś z doświadczonych zawodników dozna urazu lub coś złego stanie się drużynie, to mamy już koszykarzy, którzy są przyzwyczajeni do gry. Nie musimy brać młodego chłopaka i mówić mu: “hej, teraz musisz grać 10 minut”. W ten sposób trudno wprowadzić takiego zawodnika do gry.
W pierwszych meczach tego sezonu można było dostrzec, że Trefl stara się grać szybko, zespołowo i agresywnie w obronie. Myślę, że słowo intensywność dobrze oddaje to, co chcecie robić na boisku. Czy taka jest pana filozofia koszykarska?
Od samego początku przygotowań mówiłem zawodnikom, że będziemy starać się grać szybko i dzielić się piłką. Lubię gdy, gracze czują wolność na parkiecie, a nie są przywiązani do konkretnych ustawień. Nie lubię, gdy koszykówkę sprowadza się do partii szachów i wszystko jest z góry zarządzane poprzez wprowadzenie restrykcyjnych i surowych zasad.
Chcę korzystać z umiejętności graczy, a nie mówić, że czegoś nie potrafią. Błędy zawsze będą się zdarzały, bo to nieodłączny element gry.
Nie martw się błędami. One są lekcją na przyszłość. Trzeba wyciągać wnioski po nich, z zaznaczeniem, że zawodnicy są ludźmi, a nie robotami. Tak właśnie postrzegam życie i koszykówkę.
Myślę, że gramy naprawdę prostym systemem. Główny nacisk kładziemy na szybkość i bycie efektywnym na boisku. To jest mój styl grania. Cieszę się, że wszyscy to zaakceptowali i starają się grać w ten sposób.
To nowoczesna koszykówka, która jest oparta na dużej intensywności i szybkości.
Zgadza się. Wiem, że tradycjonaliści powiedzą, że w ten sposób się nie gra, bo nie mamy miliona zagrywek w swoim playbooku (śmiech). Uważam, że koszykówka nie wróci już do takiego grania. Tempo będzie rosło. Będzie więcej rzucania, punktów, mobilności, a mniej typowo poukładanej gry. Myślę, że koszykówka zmierza w kierunku bycia sportem interwałowym.
Bilans w meczach oficjalnych: dziewięć zwycięstw i dwie porażki jest imponujący.
Zgadza się. Jestem naprawdę zadowolony z tego, jak nam idzie do tej pory, ale oczywiście są momenty w meczu, kiedy mamy zaniki pamięci lub nie wiemy, co robimy. Pracujemy ciężko na treningach, by dążyć do bycia zespołem jeszcze bardziej efektywnym.
Jakie są pana pierwsze wrażenia z gry w ORLEN Basket Lidze? Co się panu rzuciło w oczy?
Uważam, że zmiana przepisu o Polaku na parkiecie sprawiła, że obcokrajowcy odgrywają duże role. Mecze są bardzo wyrównane, każdy może ograć każdego. Myślę, że finalnie przełoży się to na rozwój ligi, która będzie bardziej konkurencyjna i wyrównana. Będziemy oglądali różne style gry.
Choć nie musisz mieć na parkiecie polskiego zawodnika, to nadal uważam, że posiadanie ich w składzie jest bardzo istotne. Cieszy mnie fakt, że ja takich mam w swojej drużynie.
PLK to bardzo fizyczna liga. Mecze przypominają bitwy. Jeśli będziemy grać w ten sam sposób i będziemy próbowali robić to samo, co inni, to nie będziemy w stanie rywalizować, bo nie mamy do tego odpowiedniego składu.
Z drugiej strony, grając szybciej, myślę, że rywale najpierw muszą nas złapać. Więc jeśli ktoś chce nas spowolnić, to najpierw musi nas dogonić. Uważam, że inne drużyny potrzebują czasu, żeby się do tego przystosować.
Mam nadzieję, że nadal będziemy skuteczni w uciekaniu (śmiech).