Michał Szolc: Dziki i Legovich mają cechy wspólne

– Wybór trenera jest zawsze obarczony ryzykiem, ale podobnie jest z zawodnikami. Marco Legovich rozumie i docenia wagę komunikacji, umie budować relacje z kibicami i naszym otoczeniem biznesowym. Zauważyłem, że dziennikarzom i ekspertom zdecydowanie łatwiej przychodzi ocena zawodników, których już znają z naszych parkietów. Do tego mamy tendencję do lekceważenia graczy przychodzących do nas z lig, które uważamy za słabsze. Mam nadzieję, że to się zmieni po pierwszych kolejkach – mówi Michał Szolc, prezes Dzików Warszawa.
Karol Wasiek: Zespół Dzików w sezonie 2025/2026 będzie prowadził Włoch Marco Legovich. Jakie są pierwsze wrażenia z pracy z tym trenerem?
Michał Szolc, prezes Dzików Warszawa: Jak na razie wyłącznie pozytywne. Widzę, jak Marco pracuje ze swoim sztabem i z zawodnikami. Widzę, jak się z nimi komunikuje. To wszystko jest na bardzo wysokim poziomie. W sparingach wypadamy dobrze, choć wyniki nie mają żadnego znaczenia. Nie ukrywam jednak, że bardzo podoba mi się styl gry, już widać, jak ten zespół ma się prezentować. Do tego momentu jestem z tej decyzji bardzo zadowolony.
Uważam, że Marco świetnie odnajdzie się w naszych warunkach. Widzę energię, jaką wniósł do naszej organizacji. Widzę, z jaką ochotą pracuje sztab i zawodnicy. Jedną z moich obaw ze względu na jego młody wiek i relatywnie nieduże doświadczenie było to, czy będzie w stanie zbudować autorytet. Po kilku tygodniach pracy widzę, że nie ma z tym żadnego problemu, ani wśród sztabu, ani wśród zawodników.
Daje z siebie niesamowicie dużo energii. On sam pracuje najciężej i myślę, że to też powoduje, że inni muszą dać z siebie wszystko, bo widzą faceta, który żyje tym 24 godziny na dobę.
Zauważyłeś, że w trakcie sparingu z Arką było dużo krzyku i wszyscy żyli meczem.
To nowe otwarcie Dzików Warszawa. Tego wcześniej nie było.
Nie było. Tak teraz wygląda każdy trening. Marco żyje z zespołem. Biega, skacze, dyryguje. Jakbym był zawodnikiem, to byłoby mi głupio nie dać z siebie wszystkiego, widząc, że trener, który nie musi tego robić, tak ciężko pracuje. Więc ta energia na treningach jest świetna.
Zawodnicy są potwornie zmęczeni, ale trener potrafi wykrzesać z nich siły i ochotę do grania i walki w obronie. Często się mówi o tym, że nowoczesna koszykówka jest szybka, zdobywa się dużo punktów i ma się sporo posiadań. Tylko to się też nie bierze z niczego, na pewno nie z samych umiejętności zdobywania punktów.
Mam wrażenie, że największą radość zawodnicy czerpią z udanych akcji w obronie. Myślę, że to jest spełnienie marzeń każdego trenera, by jego zespół żył i napędzał się dobrą obroną. To w tym momencie jest. Bardzo bym chciał, żeby ta dobra energia została na cały sezon. Bo to się fajnie ogląda i przynosi efekty.
Chciałbym też powiedzieć, że to jest nowe otwarcie na wielu płaszczyznach – choćby dlatego, że mamy zupełnie nowy skład. Wybór trenera jest zawsze obarczony ryzykiem, ale podobnie jest z zawodnikami. Jak na razie – wydaje się – że wszyscy dobrze pasują. Lubią ze sobą grać i spędzać wspólnie czas.
Czym pan kierował się przy wyborze Marco Legovicha? Które elementy zadecydowały o postawieniu na włoskiego szkoleniowca?
Marco i Dziki mają wiele cech wspólnych. Gotowość do ciężkiej pracy, ambicja, determinacja, chęć nieustannego rozwoju. Marco potrafi też spojrzeć szerzej, niż wyłącznie przez pryzmat swojej trenerskiej tablicy – rozumie i docenia wagę komunikacji, umie budować relacje z kibicami i naszym otoczeniem biznesowym. Do tego jest bardzo otwarty i serdeczny względem ludzi, niezależnie od ich statusu i roli. Ma też w sobie mnóstwo dobrej energii, którą zaraża otoczenie.
Mówił pan o autorytecie zbudowanym przez trenera. Nie zrobił tego poprzez wiek i doświadczenie. Wiedza to jego największy atut?
Marco osiągnął to poprzez wiedzę, uczciwość, otwartość i podejście do zawodników. Trener nie ma problemu, by skarcić graczy, ale natychmiast wyjaśni im, dlaczego to zrobił, czego od nich oczekuje i co mogą zrobić lepiej.
Wszyscy byli bardzo zaskoczeni faktem, że po tygodniu pracy każdy zawodnik miał indywidualne spotkanie z całym sztabem szkoleniowym. Tam zaprezentowano mu osobisty plan rozwoju na ten sezon.
Każdemu zawodnikowi pokazano, co powinien poprawić na bazie zaawansowanych statystyk. Pokazano mu także analizę jego poprzednich sezonów.
Nawet dla Amerykanów było to niespotykane. Dla mnie olbrzymią satysfakcją jest fakt, że weterani w postaci Grześka Grochowskiego i Michała Aleksandrowicza, którzy zjedli zęby na polskiej koszykówce, odkrywają ją na nowo. Oni nawet nie wiedzieli, że tak można.
Jak wyglądało konstruowanie tego zespołu? Czy miałeś coś do powiedzenia w tym procesie?
Ja miałem w tym procesie tak naprawdę najmniej do powiedzenia. Trener Legovich otrzymał do dyspozycji budżet i to on odpowiadał za budowanie drużyny. Podobał mi się fakt, że od samego początku w tę pracę był zaangażowany cały sztab, także nasz skaut Michał Słysz, który był bardzo pomocny w tym procesie. Trener korzystał z jego informacji.
Wszyscy asystenci brali udział w analizie graczy, co uważam, że było to dla nich świetną nauką. Piotrek Pamuła też w tym uczestniczył jako członek sztabu.
To była praca zespołowa, ale oczywiście końcową decyzję podejmował Marco Legovich. Dużym atutem był fakt, że on doskonale wiedział, jakich graczy chce w swojej drużynie. Jednocześnie uczył swój sztab patrzenia na zawodników. Mówił im, czego należy szukać, jak należy patrzeć na zaawansowane statystyki i jak analizować ich grę.
Jakich graczy szukał na rynku?
Takich, którzy czerpią frajdę z gry w defensywie. Takich, którzy są w stanie wytrzymać dużą intensywność. Liczba posiadań znacznie wzrośnie w porównaniu do zeszłego sezonu.
Na pewno Marco szukał też graczy dobrze rzucających, co też widać w naszej grze. Strzelców tutaj nie brakuje. Jednocześnie potrzebował też atletów, którzy są w stanie podnieść poziom fizyczności w grze Dzików Warszawa.

Jak było z polskimi graczami, których trener Legovich nie znał?
Tutaj Marco w dużej mierze musiał opierać się na zdaniu ludzi, których mieliśmy już w organizacji. Poza tym, od momentu, kiedy podjęliśmy decyzję o jego zatrudnieniu, on bardzo intensywnie zaczął oglądać polską ligę, więc tacy gracze jak Grzesiek Kamiński nie byli dla niego anonimowi.
On Grześka oglądał, wiedział doskonale, czego się może po nim spodziewać i nie miał wątpliwości, że właśnie tego zawodnika chce pozyskać.
Marco bardzo w niego wierzy. Dużo ze sobą rozmawiają. Wiemy, że dla Grześka gra w kadrze Polski jest jednym z celów. Zadaniem sztabu jest pracować nad jego niedoskonałościami po to, by zawodnik jeszcze w tym sezonie lub po jego zakończeniu otrzymał powołanie do reprezentacji.
Czy to prawda, że latem był pan nieco poirytowany faktem, że dziennikarze / eksperci mało mówili o ruchach transferowych Dzików Warszawa?
Poirytowany to mocne słowo. Ale zauważyłem, że dziennikarzom i ekspertom zdecydowanie łatwiej przychodzi ocena zawodników, których już znają z naszych parkietów. Do tego mamy tendencję do lekceważenia zawodników przychodzących do nas z lig, które uważamy za słabsze. Stąd też pewnie mniejsze zainteresowanie naszym składem. Ale to nie jest problem. Mam nadzieję, że to się zmieni po pierwszych kolejkach.
Jakim budżetem na zawodników dysponował Marco Legovich? Czy może pan podać kwotę?
Między 3 a 3,5 mln złotych brutto.

Czy to jest kwota większa od tej, która była w poprzednim sezonie?
To kwota odrobinę większa, pewnie finalnie o około 10%.
Koszty organizacji wzrosły bardziej, z racji tego, iż ciągle chcemy podnosić jakość tego, co robimy. Mam na myśli głównie organizację meczów domowych.
Jak wygląda proces pozyskiwania sponsorów?
Z każdym sezonem jest coraz lepiej. Po pierwsze – udaje nam się przedłużać dotychczasowe kontrakty, co jest bardzo budującą informacją. Po drugie – udaje nam się zwiększać zaangażowanie dotychczasowych partnerów. Po trzecie – cały czas dochodzą nowi, co sprawia, że każdy kolejny sezon jest bardziej komfortowy.
Rosną Dziki Warszawa, rosną też rozgrywki ENBL, do której dochodzi coraz więcej drużyn z całej Europy.
Tak, to prawda. W następnym sezonie wystąpi aż 27 zespołów, czyli o 50% więcej niż w poprzednim sezonie.
Zmieniono format rozgrywek. W tym momencie jest jedna duża tabela, coś podobnego jak w piłkarskiej Lidze Mistrzów. Jest faza ligowa. Później jest TOP16, w którym odbędzie się jeden mecz. W TOP8 – dwa, a następnie jest Final Four. Wygląda to ciekawie.
Myślę, że jakość tych zespołów rośnie z każdym sezonem. Wiem, że pracowano nad pozyskaniem jednego mocnego włoskiego zespołu, ale to się ostatecznie nie udało. Ciągle czekamy na ostatniego przeciwnika.
Dla naszego klubu granie w europejskich rozgrywkach jest dużym wyzwaniem organizacyjnym, ale też krokiem do przodu w rozwoju. Myślę, że dla zawodników także, bo mogą się sprawdzić na arenie międzynarodowej. Po to się gra w koszykówkę.
Na koniec chciałbym zapytać o komentarz do wywiadu Krzysztofa Szablowskiego, byłego trenera Dzików Warszawa. Jak pan zareagował na tę rozmowę?
Rozmawiałem z trenerem Szablowskim podczas Eurobasketu. Nie ma między nami złej krwi. Tym bardziej, że on w swoim wywiadzie wielokrotnie podkreślał, że dobrze mu się pracowało w naszej organizacji. On zakończył pewien rozdział, my również. Ma swoje nowe wyzwania, my mamy swoje.
Chyba nikt nie oczekiwał, że będziemy wiecznie pracować razem. Ja wiem, że byliśmy ze sobą mocno związani. Pracowaliśmy cztery sezony. Krzysiek zrobił świetną pracę. Wprowadził nas do ekstraklasy. Zagrał z nami w europejskich pucharach.
Natomiast my też się chcemy rozwijać jako organizację. On też się chce rozwijać jako trener. Czasami jest tak, że drogi się po prostu rozchodzą i nie ma w tym naprawdę drugiego dna.
-
Tak
-
Nie
-
Tak11 głosów
-
Nie4 głosy