Michał Nowakowski: Czarni mają mocny skład
Po podpisaniu kontraktu w Słupsku na drugi dzień otrzymałem telefon ze Szczecina z wiadomością: “Misiu, to może jednak byśmy wrócili do rozmów”. Było już jednak za późno na negocjacje. Bycie kapitanem w Czarnych jest wyróżnieniem, ale też wyzwaniem – mówi Michał Nowakowski, nowy koszykarz Energa Icon Sea Czarni Słupsk.
Karol Wasiek: Czy wysoka wygrana na koniec okresu przygotowawczego z Krajową Grupą Spożywczą Arka Gdynia jest powodem do zadowolenia?
Michał Nowakowski, kapitan Energa Icon Sea Czarni Słupsk: Tak, ale należy mieć świadomość, że to tylko sparing. W sparingach widzimy zaskakujące wyniki. Raz drużyny przegrywają wysoko, by następnego dnia wysoko wygrać. To sinusoida. My np. przegraliśmy z Anwilem -23, a następnego dnia pokonaliśmy Śląsk Wrocław. Pokonanie tak mocnego rywala to dobry prognostyk, ale o niczym nie świadczy.
Prawdziwe granie zaczyna się 4 października. Wtedy poznamy prawdziwą twarz drużyn w ORLEN Basket Lidze. Także twarz Energa Icon Sea Czarnych Słupsk.
Nie ukrywam, że wszyscy już myślimy o inauguracyjnym meczu z PGE Spójnią. Chcemy jak najlepiej wypaść przed słupskimi kibicami i z przytupem rozpocząć nowy sezon.
Jaka ma być twarz zespołu ze Słupska? Eksperci typują was do miana rewelacji rozgrywek. Co na to Michał Nowakowski?
Właśnie ostatnio słuchałem podcastu w “Strefie Chanasa” i tam Czarni Słupsk zostali całkiem fajnie ocenieni. Oby zasiadający tam eksperci mieli rację (śmiech). Po meczu z Arką mówiłem do Quincy’ego Forda, że Jamelle Hagins był tym brakującym puzzlem w naszej układance. Brakowało nam atletycznego centra, który dobrze radzi sobie w grze na tablicach. Jamelle ma w sobie mnóstwo energii. Dobrze został przyjęty przez szatnię.
Czarni w sezonie 2024/2025 mają grać szybko i bardzo dynamicznie. Ciekawie wygląda Loren Jackson, który jest porównywany do Jerela Blassingame’a ze swoich najlepszych czasów. To faktycznie może być podobna postać. Miałem okazję kiedyś grać z “Blassem” i widzę te podobieństwa.
Mówisz, że oglądałeś program w “Strefie Chanasa”. A czy czytałeś wywiad z Arkadiuszem Miłoszewskim?
Tak. Miło mi się zrobiło, że trener w ten sposób się o mnie wypowiedział. Ja też mogę w samych superlatywach wypowiedzieć się o naszej współpracy w Polonii 2011 Warszawa i w Kingu Szczecin, gdzie zdobyliśmy Superpuchar i wicemistrzostwo Polski. Bardzo żałuję, że nie udało nam się zdobyć mistrzostwa, mimo że w finale prowadziliśmy 3:1 z Treflem Sopot. Fajnie, że mogłem być częścią organizacji: “King Szczecin”. Dziękuję trenerowi Miłoszewskiemu i prezesowi Królowi za otrzymaną szansę, także w rozgrywkach Basketball Champions League.
Czy trener Miłoszewski powiedział prawdę w wywiadzie?
Tak. Spotkaliśmy się po zakończeniu rozgrywek i odbyliśmy rozmowę. Zapytałem wprost, czy mnie trener widzi w zespole na kolejny sezon. “Nie wiem, muszę się zastanowić” – usłyszałem. Sęk w tym, że już wtedy prowadziłem zaawansowane rozmowy z innymi klubami. Bardzo szybko potoczyły się te rozmowy. Mogę też zdradzić jedną tajemnicę.
Zamieniam się w słuch.
Po podpisaniu kontraktu w Słupsku na drugi dzień otrzymałem telefon ze Szczecina z wiadomością: “Misiu, to może jednak byśmy wrócili do rozmów”. Odpowiedziałem, że niestety jest już za późno.
Czy w Czarnych masz lepszy kontakt pod względem finansowym niż w Kingu?
Tak.
Dlaczego – oprócz kwestii finansowej – wybrałeś ofertę Czarnych Słupsk?
Czarni bardzo mnie chcieli. Jeszcze w trakcie minionych rozgrywek dochodziły do mnie sygnały o zainteresowaniu ze strony tego klubu. Zrobiłem mały research na temat klubu, organizacji i ludzi w nim pracujących. Słyszałem same dobre rzeczy. Odbyłem też ważne rozmowy z trenerem Cesnauskisem i Mirosławem Lisztwanem, którzy zapewniali mnie, że będę ważnym ogniwem zespołu, a klub jest stabilny finansowo.
Mówi się, że King będzie walczył o mistrzostwo Polski. Na papierze faktycznie wyglądają bardzo mocno, ale pamiętajmy, że papiery nie grają. Rozdawanie medali przed sezonem nigdy nie kończy się dobrze. Uważam, że Czarni Słupsk też mają mocny skład i będą w stanie namieszać w ORLEN Basket Lidze.
Michał Nowakowski jako kapitan zespołu. To coś nowego.
Zostałem postawiony przed faktem dokonanym! Trener zakomunikował mi wprost: “Misiek, ty będziesz kapitanem, bo dobrze dogadujesz się z Polakami i Amerykanami”. Próbowałem coś rozmawiać, ale trener powiedział: “nie chcę tego słuchać” i wyszedł z hali (śmiech).
Bycie kapitanem jest na pewno wyróżnieniem, ale też wyzwaniem. Nie mogę już myśleć tylko o sobie, meczu, ale o całej drużynie. Muszę odpowiednio zmotywować chłopaków. Przygotowanie odpowiednich przemówień będzie nie lada wyzwaniem! Za każdym razem trzeba przygotować coś nowego, by zmotywować i odpowiednio nakręcić zespół do walki.
Podobno czytasz dużo książek, więc będziesz miał skąd czerpać inspiracje.
Zgadza się. Lubię też dużo gadać. Myślę, że przyjdzie taki moment w sezonie, że chłopacy będą mnie popędzali, żebym skończył swoją przemowę. Nasłuchałem się Andrzeja Mazurczaka podczas pobytu w Kingu, więc mniej więcej wiem, co mam mówić.
Zdaje się, że on jest bardzo konkretny w swoich przemowach.
Tak! Kiedyś padł ten wątek w naszej rozmowie. On ma nowszy procesor, a ja mam większą pamięć RAM i pamięć liczoną w TB. Potrzebuję nieco więcej czasu, by wszystko odkopać (śmiech).
Mazurczak był dobrym kapitanem, ale w podobny sposób mogę wypowiedzieć się o Kamilu Łączyńskim. To osoby, które wytoczyły drogę, którą chcę podążać jako kapitan.
Nie będzie – podczas przemowy – bariery językowej?
Nie. Bardzo dobrze posługuję się językiem angielskim. Nie mam żadnych problemów. Myślę po angielsku. Nie mam chwili zawahania. Możesz kiedyś zapytać gości z poprzedniego sezonu: Woodsona, Mazurczaka, Żołnierewicza czy Borowskiego o pewną anegdotę. Podpowiem: “French Mike”, “German Mike” czy “Italian Mike”. Myślę, że przyjęliby to z dużym uśmiechem.