Michał Jankowski: Budżet między 14. a 16. miejscem w lidze rok do roku
Filip Kenig, niedawny kandydat na stanowisko prezesa PZKosz, przedstawił mi konkretną tabelę z finansami klubów. Byłem bardzo zaskoczony liczbami, które tam zobaczyłem. Nie spodziewałem się, że aż tak nisko plasujemy się z budżetem. Mniej więcej pomiędzy 14. a 16. miejscem pod kątem budżetowym rok do roku – mówi Michał Jankowski, prezes Energa Icon Sea Czarni Słupsk.
Karol Wasiek: Czy decyzja o zakończeniu współpracy z Mantasem Cesnauskisem zapadła tuż po przegranym spotkaniu z AMW Arką Gdynia?
Michał Jankowski, prezes Energa Icon Sea Czarni Słupsk: Można powiedzieć, że dojrzałem do tej decyzji. Prawdą jest to, że porażka z Arką Gdynia była momentem, w którym wiedziałem, że nie ma innej drogi. Zespół nie funkcjonował, trener sprawiał wrażenie jakby nad tym już nie panował.
Nie będę ukrywał, że to była jak dotąd najtrudniejsza decyzja w roli prezesa. Razem z Mantasem Cesnauskisem tworzyliśmy ten projekt. Razem awansowaliśmy do PLK, razem przeżyliśmy zarówno dobre, jak i złe chwile. Łezka w oku się kręci, gdy o tym mówię, bo to kawał wspólnej historii.
Finalna rozmowa była trudna, emocjonalna, ale też konieczna. Formuła współpracy po prostu się wyczerpała. Doszliśmy do ściany. Trener Cesnauskis podszedł do sprawy ze zrozumieniem. Nie było złej krwi.
Czy była już rozmowa o warunkach rozstania?
Nie. Umówiliśmy się na rozmowę w momencie, gdy emocje nieco opadną. Jestem przekonany, że dojdziemy do porozumienia, które będzie satysfakcjonowało obie strony.
Czy to prawda, że już wcześniej sondował pan rynek trenerski?
Od 2-3 lat agenci byli aktywni w tej sprawie, wysyłając mi kandydatury różnych trenerów. Ja jednak za każdym razem wybierałem Mantasa Cesnauskisa, z którym wspólnie tworzyliśmy ten projekt. Tak naprawdę po każdej porażce byłem zasypywany różnymi ofertami ze strony agentów. A nawet czasami bywały takie sytuacje, że sami trenerzy bezpośrednio się do mnie odzywali. Z grzeczności rozmawiałem z każdym, ale nikomu żadnych obietnic nie składałem.
Dlaczego wybór padł na Roberta Stelmahersa?
Było kilku kandydatów. Mogę zdradzić, że na stole miałem 4-5 konkretnych nazwisk. Z trenerem Stelmahersem bardzo szybko doszliśmy do porozumienia pod względem finansowym i koncepcyjnym. Na duży plus był fakt, że trener Stelmahers zadeklarował, że jest gotowy podjąć pracę z dnia na dzień. Rozpoczęliśmy rozmowy w poniedziałek wieczorem, a już w środę Łotysz prowadził trening. Ponadto przedstawił mi wizję zmiany funkcjonowania zespołu, która w mojej ocenie jest realna.
Czy Gronek i Rajković byli w gronie kandydatów?
Nie. To spekulacje internetowych portali.
W ostatnich dniach gorąco zrobiło się po pana wypowiedzi w “Radiu Gdańsk”, gdzie powiedział pan, że Czarni są na samym dole tabeli PLK pod względem finansowym. Zacznę od takiego pytania: czy nie za często mówi pan o kwestiach budżetowych? Mam wrażenie, że te wypowiedzi sprawiają, że obrywa pan rykoszetem.
Oczywiście, że mogę się odcinać i nic nie mówić. Natomiast oczekuje się ode mnie ciągłych personalnych zmian w składzie – zarówno na ławce trenerskiej, jak i wśród zawodników, a to niestety wiąże się z olbrzymimi kosztami, na które nas zwyczajnie nie stać. Ponadto próbuję za każdym razem tłumaczyć, że nasza obecność w ORLEN Basket Lidze jest efektem ciężkiej pracy każdego dnia. Od obecnego sezonu mamy sponsora tytularnego w postaci GRUPA Energa, co jest dużym sukcesem, mamy duże wsparcie z miasta, ale należy pamiętać, że Słupsk nie jest wielkim miastem przemysłowym. Podstawą całego budżetu pochodzi tak naprawdę od 80 lokalnych przedsiębiorców. To nie lada wyzwanie przekonać wszystkich do tego, by wspierali słupską koszykówkę w tych niełatwych – pod względem ekonomicznym – czasach.
W ciągu trzech sezonów udało mi się praktycznie podwoić budżet, ale przede mną wciąż olbrzymie wyzwania. Docierają do mnie wyssane z palca artykuły o milionach płynących do klubu i trudno mi jest wtedy zachować milczenie. Doskonale pan wie, że tzw. „rzetelność dziennikarska” dawno omija świat polskiej koszykówki.
Idąc dalej. Widzę, że w słupskim środowisku jest wielu tzw. „doradców”, którzy w swoim mniemaniu wiedzą, jak należy prowadzić takie przedsiębiorstwo, jakim jest klub sportowy. Ja powielam pewne wzorce, które są praktykowane na całym świecie. W dużo większych klubach sportowych – także piłkarskich.
Co ma pan na myśli?
Np. śniadania biznesowe. Kibice ze Słupska mocno krytykują tę inicjatywę, ale nie rozumieją tego, że to jest konieczność. To jest coś, co pozwala wzajemnie integrować się środowisku biznesowemu. Możemy się wzajemnie spotykać, omawiać kolejne plany. Mam możliwość bezpośredniego dotarcia do wszystkich sponsorów zgromadzonych wokół Czarnych Słupsk. To pomaga temu, że hojnie wspierają klub i są gotowi robić to dalej. Będę to kontynuował, bez względu na to, czy to się komuś podoba czy nie, tym bardziej, że są to również spotkania sponsorowane i wynikają z zapisów w umowach sponsorskich. Wielu prezesów innych klubów PLK pytało mnie, jak mi się udaje robić tak licznie obsadzone biznesowo eventy – oni to rozumieją.
Też należy pamiętać o tym, że moja praca w roli prezesa to coś znacznie więcej niż tylko budowanie budżetu i kontrolowanie finansów. Robię tu rzeczy, które w klubach konkurencyjnych wykonują inne osoby, na które my w chwili obecnej nie możemy sobie pozwolić. Takie są po prostu realia.
Naprawdę Czarni Słupsk mają budżet na poziomie 14/16 miejsca w tabeli? Aż trudno w to uwierzyć.
Filip Kenig, niedawny kandydat na stanowisko prezesa PZKosz przedstawił mi konkretną tabelę z finansami klubów. Byłem bardzo zaskoczony liczbami, które tam zobaczyłem. Nie spodziewałem się, że aż tak nisko plasujemy się z budżetem. Mniej więcej pomiędzy 14. a 16. miejscem pod kątem budżetowym rok do roku.
Czyli play-off w strefie marzeń?
Niekoniecznie. Robię oszczędności dotyczące wszystkich pozostałych aspektów klubowych, dzięki temu 70-80 procent budżetu możemy wydać na zawodników. To pozwala funkcjonować w PLK. Przez 2 sezony się udało, może więc i tym razem będzie podobnie?
70-80 procent na skład. To bardzo dużo.
Wiem, ale nie ma innej drogi, by podjąć rywalizację w PLK. Zdaje sobie też sprawę z tego, że brakuje nam środków na promocję, zaplecze i marketing i wiele innych aspektów. Nie mogę jednak obecnie tego zmieniać, bo wtedy nie zbudowałbym drużyny do gry na tym poziomie.
Jest też krytyka ze strony kibiców za wspólne zdjęcia po wygranych meczach.
Nie rozumiem tego. Kogo to boli? Poza faktem, iż jestem prezesem, jestem również właścicielem tego klubu, jego sponsorem. Żyję tym klubem 24/7. Przyglądam się codziennym treningom, budzę się myśląc o klubie i zasypiam myśląc o klubie. Cieszę się ze zwycięstw i przeżywam porażki. Zdjęcie w szatni po wygranym meczu jest już tradycją, którą zapoczątkowaliśmy w I lidze od pierwszej wygranej w Krakowie. Nie zamierzam od tego odchodzić, chyba że trener Stelmahers będzie miał swoje zdanie na ten temat.
-
Tak
-
Nie
-
Tak287 głosów
-
Nie389 głosów