Michał Chyliński: Chora ambicja i plan na życie po życiu

– To będzie mój ostatni sezon w karierze. Mam już gotowy plan na życie po życiu. Będę dyrektorem sportowym w Astorii. Razem też z Arturem Packiem będę prowadził siłownię w Bydgoszczy. Gdyby nie Artur, skończyłbym grać z 5-6 lat temu – mówi Michał Chyliński, zawodnik Enea Abramczyk Astorii Bydgoszcz.
Karol Wasiek: Czy po zakończeniu ostatniego sezonu zastanawiałeś się nad zakończeniem kariery?
Michał Chyliński, zawodnik Enea Abramczyk Astorii Bydgoszcz: Tak. Mogę powiedzieć, że bardzo długo “odchorowywałem” porażkę z Miastem Szkła Krosno w wielkim finale I ligi. Musiałem to przegadać ze sobą i z rodziną. Podjąłem decyzję, że nie mogę zakończyć kariery w ten sposób.
Podejmę jeszcze jedną próbę awansu do ORLEN Basket Ligi z zespołem Astorii Bydgoszcz. Zrobię wszystko, żeby jak najlepiej się przygotować do tego sezonu pod kątem fizycznym i zdrowotnym. Chcę pomóc drużynie w walce o miano najlepszej ekipy w I lidze.
W meczu nr 4 w serii finałowej z Miastem Szkła Krosno nabawiłeś się urazu, który wykluczył cię z gry w najważniejszym spotkaniu. Jak wracasz do tych wspomnień z perspektywy czasu?
Może cię zaskoczę odpowiedzią, ale częściej wracam pamięcią do meczu nr 3 w tej serii, który powinniśmy wygrać. Na trzy minuty przed końcem spotkania prowadziliśmy różnicą kilku punktów i powinniśmy wszystko spokojnie kontrolować. Podjęliśmy jednak błędne decyzje i wynik nam uciekł. Ta porażka mocno nam skomplikowała sytuację.
W meczu nr 4 nabawiłem się urazu naderwania mięśnia dwugłowego. Podjęliśmy wszystkie działania, które miały doprowadzić do mojego występu w kolejnym spotkaniu. Po raz pierwszy widziałem sprzęty i maszyny, które miały przyspieszyć proces gojenia. Wyszedłem nawet na rozgrzewkę, ale po pierwszym przyspieszeniu zdałem sobie sprawę, że nie będę pomóc drużynie. Był nadal intensywny ból. Szkoda, bo uważam, że ze mną na parkiecie mielibyśmy większe szanse na zwycięstwo. Obrona rywali inaczej musiałaby się zachowywać. Nasi środkowi byli mocno odcięci w tym meczu, zdobywając razem kilka punktów. Brakowało jednego strzelca, który mógłby samym ustawieniem im mocno pomóc.
Jak się gra w I lidze?
Pierwsze pół roku było trudnym doświadczeniem. Nie umiałem się kompletnie odnaleźć. Gra się dużo mniej taktycznie, choć powiedzmy, że drużyny z TOP 4 pilnują się, by gra była w miarę oparta na taktyce. Jednak pozostałe zespoły, a zwłaszcza te z dołu tabeli, nie zwracały na to większej uwagi, co sprawiało, że działo się wiele rzeczy zaskakujących, które trudno było przewidzieć po wielu latach gry w ekstraklasie.
Kiedyś Tomasz Śnieg powiedział mi, że należy spodziewać się… niespodziewanego na parkietach I-ligowych.
I to jest bardzo trafne spostrzeżenie. Tomek to dobrze określił. Jemu też jest trochę inaczej, bo on gra z piłką w rękach, a tacy zawodnicy w tej lidze – z racji też swojego doświadczenia – mogą wykorzystać błędy w obronie. Ja – jako strzelec – widziałem czasami takie rzeczy, których nigdy w życiu nie doświadczyłem.
Jakie?
Np. jeden z obrońców cały mecz biegał tylko za mną, kompletnie nie zwracając uwagi na zachowania innych graczy w obronie. W ogóle nie pomagał. Po prostu biegał za mną. I tak sobie razem biegaliśmy. Mogliśmy nawet w trakcie meczu sobie pogadać (śmiech). Później – w trakcie sezonu – nieco zmieniłem swoje myślenie i zaczęło mi się grać dużo lepiej.
Ja też już nie mam takiego parcia, by zdobywać po 20 punktów w meczu i być największą gwiazdą zespołu. Chcę pomóc młodszym chłopakom i klubowi.
Kiedyś Damian Kulig mówił mi, że młodzi gracze nie pytają o rady i wskazówki tak jak to miało miejsce w przeszłości. Też masz takie spostrzeżenia?
Tak. To bardziej wygląda w ten sposób, że to ja podchodzę do młodszych graczy niż oni do mnie. Nie wiem, z czego to wynika. Z arogancji, a może z bojaźliwości i nieśmiałości?

Na pewno każdy przypadek jest inny. Są tacy, którym się wydaje, że wszystko wiedzą i nie chcą pytać, ale są też tacy, którzy wstydzą się zapytać o pewne kwestie.
Ja jestem taki – pewnie też jak Damian – że jak coś widzę, to od razu o tym mówię, bo to ma wpływ na grę całego zespołu. Nie ma u mnie z tego powodu żadnych hamulców.
Wróćmy do tematu podjęcia decyzji ws. przyszłości. Który czynnik powodował, że długo zastanawiałeś się nad dalszą grą w koszykówkę?
Zdrowie. Ja już mam spory przebieg (śmiech).
W zeszłym sezonie było mi ciężko, bo nie przepracowałem okresu przygotowawczego ze względu na problemy z Achillesem. Uważam, że jak się tego okresu nie przepracuje, to trudno zbudować tę odpowiednią formę sportową i fizyczną. Zwłaszcza że w pierwszej lidze gra się bardzo dużo, więcej nawet niż w ORLEN Basket Lidze. Dużo było tych terminów środowych, więc terminarz naprawdę był mocno napięty. Przez to nie było czasu na trening i wszystko było takie mocno szarpane. Dopiero pod koniec sezonu złapałem odpowiednią formę.
Dużo miałem już tych urazów w trakcie sezonu, co z pewnością odczuwam.
A głód grania – w wieku 39 lat – nadal jest?
Szczerze? Ta moja chora ambicja wzięła górę i doprowadziła do tego, że jeszcze jeden sezon rozegram na parkietach I-ligowych. Chcę przyczynić się do awansu do PLK.
Uważam, że Bydgoszcz zasługuje na ekstraklasę. Tu jest boom na koszykówkę. Kibice żyją tym sportem. Klub jest gotowy na powrót do PLK pod każdym względem – organizacyjnym, infrastrukturalnym, sportowym. Jest też zaplecze w postaci dwóch hal, siłowni.
Co kryje się za określeniem “chora ambicja?”
To jest coś, z czym borykam się przez całą karierę.
Tak to jest, gdy jesteś zbyt ambitny. Teraz mogę przyznać, że w młodości miałem sporo urazów właśnie ze względu na zbyt dużą liczbę treningów. Trenowałem za dużo, za długo i za mocno. Nie odpoczywałem wtedy, kiedy powinien to robić. Nie dostałem od pana Boga atletyzmu i innych elementów i za wszelką cenę chciałem to nadrobić pracą. Czasy wtedy też były inne, nie było tak dużej wiedzy i nie zawsze się tę pracę wykonywało odpowiednio.
Przyszedł moment, gdy poznałeś Artura Packa.
I śmiało mogę powiedzieć, że był to moment przełomowy w mojej karierze. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Gdybym z nim nie współpracował, to pewnie od pięciu lat bym nie grał w koszykówkę. Ja już grając we Włocławku – a to było z 9-10 lat temu – czułem się słabo fizycznie. Było dużo urazów, ciało mnie bolało i psychicznie też przez to cierpiałem.
Artur Pacek postawił mnie na nogi. Uważam, że dzięki cierpliwej i żmudnej pracy z nim, nadal mogę biegać, a zaraz przecież będę miał 40 lat na karku.
Żałuję, że wcześniej nie zacząłem z nim współpracy, bo byłbym zdrowszym i lepszym koszykarzem. On zmienił moją świadomość, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne.
Czy to prawda, że Artur Pacek jest też częścią twojego planu na “życie po życiu”?
Tak. Z Arturem Packiem otwieramy siłownię w Bydgoszczy. Choć to nie będzie taka typowa siłownia, w której kupuje się karnet i trenuje się po swojemu. Stawiamy na coś większego. Po wykupieniu karnetu każdy otrzyma plan rozpisany przez Artura. To będzie miejsce, gdzie będą treningi indywidualne lub grupowe pod okiem trenerów z fachową wiedzą. Do tego rehabilitacja pod okiem fizjoterapeutów.
To nie jest mój jedyny plan na “życie po życiu”. Prezes Bartłomiej Dzedzej mówił o tym już wcześniej, że po zakończeniu kariery sportowej będę dyrektorem sportowym w Enea Abramczyk Astorii Bydgoszcz. Mam nadzieję, że nastąpi to już na parkietach ORLEN Basket Ligi.
Znamy się już bardzo długo i też szanuję twoją pracę przez lata, więc chciałbym w tym wywiadzie złożyć pewną deklarację. Cieszę się, że możemy o tym porozmawiać jako pierwsi.
Zamieniam się w słuch.
To będzie mój ostatni sezon w roli zawodowego koszykarza. Więcej grać nie będę. Na pewno. Proszę podkreśl: “na pewno”. Nie ukrywam, że cieszy mnie fakt, że mam już zaplanowane życie po życiu.
Czyli plan jest prosty: ostatni sezon grania, awans i budowanie składu na grę w ORLEN Basket Lidze?
W mojej głowie tak to wygląda! (śmiech) Choć… awans do PLK jest szalenie trudnym zadaniem. Nie myślałem, że to jest aż tak trudne. Bo w PLK jest trochę inaczej. Wejdziesz do strefy medalowej i trochę to ciśnienie spada, bo plan minimum jest wykonany. A w I lidze tego nie ma. Bo musisz wygrać finał, by osiągnąć sukcesów. Sama obecność w półfinale i finale niczego ci nie daje.
Czy na temat roli i funkcjonowania dyrektora sportowego rozmawiasz już z Aaronem Celem?
Tak. Aaronowi zadaje mnóstwo pytań, gdy się widzimy czy rozmawiamy przez telefon. Od lat żyjemy w świetnych relacjach. On ma za sobą niesamowity debiut w roli dyrektora sportowego na poziomie PLK. Mogę liczyć na jego pomoc. Nie ukrywam, że już od dłuższego czasu przygotowuję się do tej roli. Oglądam zawodników, patrzę na rynek, orientuję się w sytuacji agentów. Uczę się też negocjacji. Staram się poszerzyć swoją wiedzę na różnych płaszczyznach.
-
Tak
-
Nie
-
Tak164 głosów
-
Nie118 głosów