Marek Popiołek: Gratulacje od Kamińskiego. Telefon do Gielo
Trener Wojciech Kamiński także przysłał wiadomość z gratulacjami. Nie ma między nami żadnej złej krwi. Cały czas jesteśmy w kontakcie. To prawda, że wykonałem telefon do Tomasza Gielo. Uważam, że przydałby się nam jeszcze jeden zawodnik podkoszowy, który zaostrzyłby rywalizację w zespole i dodał energii – mówi Marek Popiołek, trener Legii Warszawa.
Karol Wasiek: Czy po wygranym meczu z Arged BM Stalą w Pucharze Polski miał pan takie poczucie: „mam tę robotę na dłużej?”
Marek Popiołek, trener Legii Warszawa: Nie. Powtórzę to, co mówiłem podczas Pucharu Polski i na konferencji prasowej po tym spotkaniu. Nie zaprzątałem sobie tym głowy. Byłem w pełni skoncentrowany na osiągnięciu jak najlepszego wyniku w danym spotkaniu. Uważam, że takie myślenie dało dobre efekty, bo nie wybiegaliśmy zbyt daleko do przodu, nie pompowaliśmy też niepotrzebnie balonika. A czy po meczu ze Stalą myślałem o przyszłości? Odpowiem szczerze: nie.
Jak to?
Bo byłem takiego zdania, że jakakolwiek decyzja zapadnie, to będę dalej działał na sukcesy Legii.
Kiedy i jak wyglądała kluczowa rozmowa z prezesem Jankowskim w kontekście przyszłości?
W poniedziałek po godzinie 15 doszło do spotkania w siedzibie klubu. Z prezesem Jankowskim podsumowaliśmy te dwa ostatnie tygodnie i doszliśmy wspólnie – tak chyba można powiedzieć – do takiego wniosku, że najlepszą decyzją będzie moja dalsza praca z tym zespołem, co najmniej do końca tego sezonu.
Czy to prawda, że pan już wcześniej został poproszony o zrobienie analizy gry zespołu i przedstawienie swoich pomysłów na „uzdrowienie” sytuacji?
Tak. Dostałem takie polecenie od prezesa Jankowskiego, gdy pełniłem jeszcze funkcję trenera tymczasowego. Wtedy miałem myśleć nie tylko o tym, jak drużyna powinna wyglądać z dnia na dzień, jak planować treningi i kolejne spotkania, ale miałem też myśleć pod kątem przyszłości i zastanawiać się, czego drużyna potrzebuje w dłuższym wymiarze. Jednym z tematów były wzmocnienia. Jeśli tak, to na jakich pozycjach. Przedstawiłem swoją analizę pod kątem teraźniejszości i przyszłości. Po prostu wykonałem polecenie służbowe i tyle.
W Sosnowcu – podczas Pucharu Polski – obecny był także Miodrag Rajković, który był jednym z kandydatów na trenera Legii Warszawa. Jak jego obecność na trybunach, i w tym samym hotelu, wpływała na pana pracę?
Sporo osób mnie o to pytało i zwracało na to uwagę. Dostałem informację, że był tam na zaproszenie starych znajomych z PLK, a nie na zaproszenie Legii Warszawa. Myślę, że w tym biznesie to normalne, że trenerzy bez pracy „mają chrapkę” na przejęcie innych posad. To nie może nikogo paraliżować.
To tak jakby zawodnik, który przestrzelił rzut wolny, szukał wymówek w postaci obecności 4 tysięcy kibiców na trybunach. Sztuką w sporcie jest działać pod presją, w sytuacjach nerwowych, kiedy są duże oczekiwania. Odpowiadając na pytanie: starałem się koncentrować na swojej pracy. Wyszło świetnie.
Co dla pana oznacza praca w roli pierwszego trenera Legii Warszawa, klubu, który ma bardzo duże cele i aspiracje?
Prawdą jest, że nigdy takiej drużyny nie prowadziłem, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Nie ukrywam, że przez lata – swoją ciężką pracą – pracowałem na taką szansę. Praca w Legii na stanowisku pierwszego trenera to duży zaszczyt, ale też wielka odpowiedzialność. Mam tego świadomość.
Ostatnie tygodnie pokazały jednak, że nie wystraszyłem się pracy w trudnych warunkach. Zacząłem działać najlepiej jak umiem, a zawodnicy świetnie na to odpowiedzieli. Należy podkreślić ich świetną dyspozycję podczas finałowego turnieju o Puchar Polski. Teraz trzeba zrobić kolejny krok do przodu.
Jak pan nadrobi brak doświadczenia w pracy z drużyną o tak dużym potencjale?
Zacznę od tego, że mnie cieszy fakt, iż klub ma duże cele. Tak właśnie wygląda zawodowy sport. Wiem, że znajdą się tacy, którzy zarzucą mi brak doświadczenia. Odpowiem w ten sposób: ewentualne braki doświadczenia będę starał się nadrabiać energią i entuzjazmem.
Nie boi się pan tego, że minie ten słynny „miesiąc miodowy” i pojawią się problemy z dotarciem do zawodników?
Musimy dbać o to, by cały czas podtrzymywać tę dobrą energię. I mówię także o sobie i całym sztabie szkoleniowym. Jestem zdania, że trenerzy muszę tę drużynę odpowiednio nakręcać. Uważam, że ten sukces w Pucharze Polski jest takim fundamentem do kolejnych sukcesów. A gdy pojawią się dołki i kryzysy, to trzeba będzie te mecze z Sosnowca pokazywać jako przykład spotkań, gdzie drużyna grała na miarę swojego potencjału.
Spłynęło sporo gratulacji, gdy pojawiła się informacja o tym, że zostaje pan w Legii do końca tego sezonu? Telefon był rozgrzany do czerwoności?
Tak. Nie będę ukrywał, że otrzymałem bardzo dużo gratulacji. Nawet od osób, które na co dzień nie siedzą w koszykówce. Było sporo pozytywnych wiadomości.
Trener Wojciech Kamiński także wysłał gratulacje?
Tak. Po przegranym meczu w Gdyni, a przed Pucharem Polski odbyliśmy dość długą rozmowę. W trakcie turnieju też wysyłał sms-y z gratulacjami.
Czyli nie ma między wami „złej krwi”?
Nie. Gdy byłem jego asystentem, to starałem się pracować najlepiej jak tylko umiałem. Trenerowi Kamińskiemu bardzo wiele zawdzięczam, sporo się od niego nauczyłem. Cieszę się, że nadal jesteśmy w kontakcie.
Wróćmy do tematu: transfery. Jaką pozycję bądź pozycje należy w Legii wzmocnić?
Uważam, że przydałby się nam jeszcze jeden zawodnik podkoszowy, który zaostrzyłby rywalizację w zespole, dodałby energii i poprawił walkę na zbiórce.
Czy jest pan w trakcie przeglądania kandydatur?
Jest jeszcze zbyt wcześnie, by o tym mówić, bo w poniedziałek – podczas tego spotkania – rozważaliśmy różne scenariusze. Musiałem poczekać na konkretne wytyczne ze strony klubu. Nie jest tajemnicą, że wszystko rozchodzi się o finanse i o to, na jakiego ewentualnie gracza możemy sobie pozwolić. W środę poznałem ramy, w jakich możemy się poruszać. Teraz jestem na etapie przeglądania rynku i selekcji zawodników. Trzeba będzie podjąć bardzo mądrą decyzję, bo to kluczowy moment sezonu.
Czy prawdą jest, że wykonał pan telefon do Tomasza Gielo?
Tak. Zacznę od tego, że od wielu lat bardzo cenię jego umiejętności koszykarskie. To doświadczony zawodnik, który już sporo widział w swojej karierze. Grał w kilku mocnych ligach i tym samym gwarantuje wysoki poziom, z którego nie schodzi.
Życie tak się ułożyło, że jest teraz bez pracy, więc pozwoliłem sobie wykonać do niego telefon z zapytaniem, czy byłby zainteresowany grą w Legii Warszawa. Myślę, że inne zespoły z Polski też wykonały taki telefon. Uważam jednak, że jego temat przyjścia do ORLEN Basket Ligi jest w tym momencie mało realny.