Marcin Wit w Bundeslidze: Rozumiem o wiele więcej niż dotychczas

Marcin Wit w Bundeslidze: Rozumiem o wiele więcej niż dotychczas

Marcin Wit w Bundeslidze: Rozumiem o wiele więcej niż dotychczas
fot. Adrian Czerwiński, Lepszym Okiem Fotografia

Marcin Wit jest kolejnym polskim trenerem, który zamienił ORLEN Basket Ligę na Bundesligę. Od sezonu 2024/25 jest jednym z asystentów słoweńskiego szkoleniowca Saso Filipovskiego w FIT/One Würzburg Baskets. 29-letni Polak pracował ostatnio u boku Marka Łukomskiego w Sokole Łańcut.

Pamela Wrona: Czy jeszcze kilka miesięcy temu powiedziałbyś, że z Łańcuta trafisz do koszykarskiej Bundesligi?

Marcin Wit, drugi asystent w Würzburg Baskets: Na pewno się tego nie spodziewałem. Ale myślę, że był to kolejny krok, na który byłem gotowy. Już w poprzednim sezonie zastanawiałem się nad tym, pod kątem rynku pracy. Chciałem dalej rozwijać się jako trener, ale klubów na najwyższym poziomie, które mogłyby dać mi zatrudnienie jest tylko 16. Tam, gdzie asystenci wykonują dobrą pracę, raczej w większości zostają na dłużej i się nie zmieniają.

Moje przemyślenia były takie: Czy jeśli ja, będę w stanie wyjechać za granicę – niekoniecznie miałaby to być akurat Bundesliga – wówczas z regionalnego trenera stanę się międzynarodowym trenerem. Tych miejsc pracy na najwyższym poziomie, w najlepszych ligach będzie dużo więcej. Miałem do tego poniekąd takie podejście, natomiast od początku założyłem, że jeśli tylko będzie okazja, to podejmę się pracy za granicą.

Czego teraz potrzebowałeś po dwóch sezonach w Sokole Łańcut?

Przede wszystkim musiałem przeanalizować ten sezon i wyciągnąć wnioski. Zastanowić się, jakie popełniliśmy błędy jako sztab trenerski, co nie funkcjonowało, co mogliśmy zrobić lepiej, aby nie rozpatrywać go tylko w kategorii spadku z ligi, tylko sezonu, z którego jesteśmy w stanie coś wyciągnąć dla siebie. Na tym skupiłem się po sezonie w Łańcucie.

Czego nauczyło cię to doświadczenie?

Pokory. Sądzę, że tego najbardziej nauczył mnie czas spędzony w tym miejscu.

Zdradziłeś, że duży udział w transferze do Würzburg Baskets miał trener Andrzej Adamek. Po tym, jak zgłosiłeś swoją kandydaturę, trener Sašo Filipovski skontaktował się z Tobą i dokładnie opisał, jakiej osoby potrzebuje oraz przedstawił, jakie byłyby zadania w drużynie. Zatem, co usłyszałeś?

Trener dzwoniąc do mnie podkreślił, że szuka kogoś ambitnego, który jest w stanie na dobrym poziomie przygotować analizę wideo, skauting zawodników taktyczny i personalny, a dodatkowo poprowadzi treningi indywidualne z zawodnikami, dopasowane do systemu, w którym mielibyśmy grać.

Jeżeli brali pod uwagę konkretny profil trenera, to jaki on miał być?

Główny profil, który był poszukiwany, to osoba, która jest pasjonatem i poświęci się całkowicie koszykówce.

Jak wygląda typowy dzień w klubie jednego z asystentów? Co należy do jego obowiązków?

Każdy dzień rozpoczynam o godzinie 9:00 – od tej pory jestem dostępny zarówno dla zawodników, jak i dla trenerów. Jeśli nie mam nikogo, wykonuję swoją pracę, którą mam jeszcze do zrobienia. Od godziny 10:00 każdy z trenerów ma swoją grupę i pracuje z graczami nad techniką indywidualną i umiejętnościami z podziałem na pozycje i profil.

Następnie przychodzimy na wideo. Na meeting muszę przygotować materiał, natomiast nie jestem zaangażowany w samo wprowadzenie spotkania, bo tym zajmuje się główny trener. Później mamy właściwy trening w hali. Uproszczając, pierwszy trener odpowiada za atak, pierwszy asystent albo za atak, albo za obronę, zaś drugi – czyli ja – za egzekwowanie umiejętności graczy, które są bardzo ważne w naszej grze. Po zakończeniu treningu zostaję z zawodnikami, którzy chcą dalej trenować indywidualnie nad pewnymi elementami i wybierają je sobie sami.

Na przykład, może przyjść koszykarz z pozycji 1/2, który chce poprawić swoją decyzyjność na pick&roll. Wtedy układamy ćwiczenia, które trwają od dziesięciu do dwudziestu minut i przez ten czas może rozwinąć daną umiejętność. Po tym przychodzi czas na analizę treningu w biurze, która opiera się na tym, jak przebiegł trening, jakie rzeczy akcentowaliśmy i co wyszło dobrze, a co nie. Trwa to pół godziny. Trenujemy raz dziennie.

Czy nakreślono ci wizję klubu, cel na najbliższy sezon?

Głównym celem, jaki został mi przedstawiony, jest sprowadzanie młodych zawodników i rozwijanie ich. Poniekąd klub jest tak zwaną kuźnią talentów, gdzie trafiają bardzo utalentowani chłopcy, ale bez doświadczenia na tym poziomie. Natomiast poprzez ciężką pracę i trenerów, robią duży progres i po takim sezonie są w stanie wypłynąć na głębokie wody, co pokazują choćby transfery z zeszłego sezonu. Hasłem przewodnim klubu jest rozwój zawodników i dzięki temu są także wyniki.

Jak oceniasz organizację w porównaniu do polskich lig i poprzednich pracodawców?

Największą różnicą organizacyjną, porównując do polskich rozgrywek, jest zaplecze marketingowe. W biurze klubu pracuje około piętnastu osób, które zajmują się marketingiem, mediami, wyjazdami, biletami, mieszkaniami i tak dalej. Zestawiając z polskimi klubami, ale tymi, z którymi ja miałem styczność, to naprawdę duża – jak nie największa – różnica, która jest odczuwalna i zauważalna.

W jaki sposób podchodziłeś do pracy z trenerem Sašo Filipovskim? Czy jego osoba cię przekonała?

Pamiętam, jak 3-4 lata temu trener Filipovski w Żyrardowie zorganizował klinikę koszykarską z naciskiem na obronę. Jak zobaczyłem, jaką wiedzę posiada, z jaką pasją to prowadzi i jakim jest człowiekiem, pomyślałem sobie, że świetnie byłoby kiedyś współpracować z takim fachowcem. Niewątpliwie, było to jak spełnienie marzeń, wobec tego jego osoba bardzo mnie przekonała i odegrała kluczową rolę.

Zatem, jakim jest trenerem, a jakim człowiekiem?

Jest bardzo wymagającym trenerem, ale i cierpliwym. Wydaje mi się, że połączenie tych dwóch cech spowodowało, że jego zawodnicy robią niewyobrażalne postępy i są w stanie wskoczyć na poziom, o którym nawet wcześniej nie myśleli.

Jest empatycznym człowiekiem, wyrozumiałym. Niejednokrotnie byłem zdziwiony, jak w niektórych sytuacjach potrafi utożsamić się z drugim człowiekiem i postawić się w miejscu drugiej osoby. Następną rzeczą jest to, w jaki sposób buduje relacje z ludźmi. Jest bardzo otwarty i wszystkich – niezależnie od statusu – traktuje z szacunkiem, co doceniłem, poznając go.

Czego możesz się od niego nauczyć i czy masz jakieś oczekiwania wobec tego doświadczenia, coś do udowodnienia? Czy możesz już wyciągnąć jakieś wnioski?

Każdego dnia uczę się czegoś nowego. Po dwóch miesiącach pracy odnoszę wrażenie, że moja wiedza o koszykówce, szeroko pojmowana wiedza szkoleniowa jest na dużo wyższym poziomie niż wcześniej. Rozumiem o wiele więcej niż dotychczas.

Gra przeciwko znajomym twarzom – jak między innymi Przemysław Frasunkiewicz – wywołuje dodatkowe emocje?

Oczywiście, mecze z polskimi trenerami wywołują dodatkowe emocje. Cieszyłem się, że się spotykamy i będziemy mogli porozmawiać, wymienić doświadczenie z ostatnich tygodni. Mam nadzieję, że trenerów będących za granicą będzie tylko więcej, bo to sprawi, że będzie dla nich więcej możliwości i miejsc pracy, bowiem polski trener raczej będzie sprowadzać rodzimych asystentów.