Łukasz Kolenda: Być na świeczniku, a nie jednym z wielu [WYWIAD]

Łukasz Kolenda: Być na świeczniku, a nie jednym z wielu [WYWIAD]

Łukasz Kolenda: Być na świeczniku, a nie jednym z wielu [WYWIAD]
Łukasz Kolenda / foto: Andrzej Romański / PLK

Propozycja z Gdyni była dla mnie atrakcyjna pod tym względem, że mogę tu być osobą, która będzie filarem tej drużyny, a nie tylko zadaniowcem. W Śląsku było mnóstwo zawodników, którzy mogą przełamać mecz. Byłem jednym z wielu. W Gdyni będę jednym z liderów. To coś nowego. Chciałem postawić się w takiej sytuacji – mówi Łukasz Kolenda,

Karol Wasiek: Czy prawdą jest, że gdy wyjeżdżałeś z Wrocławia po zakończeniu sezonu wiedziałeś już, że nie zostaniesz w Śląsku Wrocław na kolejne miesiące?

Łukasz Kolenda, zawodnik AMW Arka Gdynia i reprezentacji Polski: Nie do końca. Brałem pod uwagę scenariusz, że zostanę w Śląsku Wrocław na kolejny sezon. Nie było wtedy jeszcze wiadome, czy drużyna przystąpi do rozgrywek EuroCup czy Basketball Champions League. To był mój główny czynnik. Do tego trener. Nie ukrywam, że bardzo dobrze mi się współpracowało z trenerem Rajkoviciem.

Latem odbyliśmy mnóstwo rozmów na temat kontynuowania współpracy, ale finalnie uznałem, że potrzebuję zmiany miejsca pracy i środowiska.

A gdyby w Śląsku dalej był EuroCup?

Nie ma sensu dywagować, co by było, gdyby, choć szanse na pozostanie byłyby na pewno większe. Nie ukrywam, że bardzo dobrze wspominam grę w EuroCupie. To kapitalne rozgrywki pod względem sportowym, marketingowym i wizerunkowym. Można było sprawdzić się na tle bardzo wymagających rywali. EuroCup byłby dużym argumentem do pozostania w Śląsku na kolejne miesiące.

Wróćmy do tematu trenera Rajkovicia. Latem miałem okazję z nim rozmawiać kilka razy i za każdym razem podkreślał: “bardzo chcę Kolendę. On ma duży potencjał”.

Mi też to mówił (śmiech). Żyliśmy w bardzo dobrych relacjach. Myślę, że trener nie jest na mnie obrażony za to, że nie zdecydowałem się na kontynuowanie współpracy.

Ja ze Śląskiem rozstałem się w zgodzie. Nie ma żadnej złej krwi z trenerem i zarządem klubu. Poinformowałem o swojej decyzji i podziękowałem za trzy lata współpracy.

Jakie to były trzy lata dla Łukasza Kolendy?

Wyjątkowe z każdej strony. Dotknąłem wszystkiego: bycia na samym szczycie i trudnych momentów związanych z kontuzją i powrotem do zdrowia. Byłem tu i tu. Wiele świetnych chwil, ale też tych złych. Tak to jest w tym biznesie, zwłaszcza w tak długim okresie. Sinusoida emocjonalna.

Czego ciebie nauczyły trudne momenty?

Nauczyłem się tego, że trzeba odpowiednio reagować, by wrócić na tę odpowiednią ścieżkę. Nie można szukać wymówek czy pogłębiać jeszcze bardziej tego negatywnego stanu.

Co mi da wieczne narzekanie? Nic. To tylko pogłębianie tego negatywnego stanu. Ja chcę tego uniknąć.

By grać w Śląsku na odpowiednim poziomie trzeba być twardym mentalnie?

Myślę, że tak naprawdę w każdym klubie trzeba zachować twardość mentalną, jeśli chce się grać na odpowiednio wysokim poziomie. Choć ludzie są różni. Znam takich, co mają gdzieś, co dzieje się w samym klubie i wokół niego, ale są też tacy, którzy każdego dnia przeżywają to, co dzieje się w klubie.

Wracając jeszcze do Śląska. Nie jest tajemnicą, że w poprzednim sezonie wiele się działo. Dużo było negatywnych sytuacji, ale koniec końców zajęliśmy 3. miejsce, co – jak dla mnie – jest wybitnym wynikiem. W lutym-marcu nic nie zapowiadało tego, że na koniec sezonu odbierzemy medale. To ogromny sukces, po tym co działo się w trakcie rozgrywek.

Nie ma co ukrywać, że trudno złapać rytm przy trzech różnych trenerach. Każdy trener ma inny pomysł na grę i ma swoje założenia. Nie jest to – dla nas koszykarzy – łatwy kawałek chleba do ugryzienia.

Dzwoni do ciebie koszykarz i pyta o Śląsk Wrocław. Co odpowiadasz?

(chwila zastanowienia) Zależy, jakie padną pytania! Ale skoro byłem w Śląsku przez trzy lata, to chyba nie mogło być tak źle? (śmiech) Gdyby było bardzo źle, to na pewno by mnie tam tak długo nie było. To dobre miejsce do zrobienia kolejnego kroku w karierze i rozwinięcia swoich umiejętności. Ze względu na to, że w Śląsku jest zawsze dobra drużyna, która bije się o wielkie cele.

Śląsk dzwonił, namawiał na podpisanie kontraktu, ale finalnie wybrałeś propozycję AMW Arki Gdynia. Dlaczego?

Zacznę od tego, że klub z Gdyni zadzwonił do mnie jako pierwszy. W tamtym jednak okresie bardzo spokojnie do tego podchodziłem. Wtedy myślałem przede wszystkim o tym, by dojść do zdrowia i być gotowym do gry na 100 procent w kolejnym sezonie. W wakacje wykonałem tytaniczną pracę. Gdy czułem, że jestem już na tym dobrym etapie, to wtedy podjąłem decyzję.

Propozycja z Gdyni była dla mnie atrakcyjna pod tym względem, że mogę tu być osobą, która będzie na świeczniku. Filarem tej drużyny, a nie tylko zadaniowcem. W Śląsku było mnóstwo tych zawodników, którzy mogą przełamać mecz. Byłem jednym z wielu. W Gdyni będę jednym z liderów. To jest dla mnie coś nowego.

Prezes Wołoszyn w rozmowie powtarzał mi: “takiej roli nie miałeś jeszcze w karierze”. Muszę przyznać, że miałem sporo rozmów z prezesem Wołoszynem. Widziałem jego dużą determinację. Tym mi też mocno zaimponował.

Uznałem, że jeśli chcę w przyszłości zaistnieć na wyższym poziomie, to muszę postawić się w roli lidera, który pociągnie zespół do sukcesów. Chcę zobaczyć, jak będę funkcjonował w takiej roli. Na ten sezon patrzę typowo rozwojowo.

W środowisku często padają pytania: “czy Łukasz Kolenda nadaje się do takiej roli”.

I ja mam tego świadomość. To nie jest pytanie wyssane z palca. Mogę przyznać, że takie pytanie sam sobie zadaję. W tym sezonie poznam odpowiedź. Wszystko leży w moich rękach i nogach. Wiem, że stać mnie na to, ale muszę to udowodnić na boisku.

Chciałem też zmienić miejsce, by wyjść ze strefy komfortu i nie być jednym z wielu. Bo w takich drużynach możesz schować się za kimś i nie zawsze czujesz tę odpowiedzialność. Ja chciałem to zmienić i wziąć ten ciężar odpowiedzialności na swoje barki. Postawiłem siebie w takiej sytuacji, że chcę być na świeczniku i sprawdzić się w roli lidera.

Jakie jeszcze inne oferty miał Łukasz Kolenda?

Były telefony z Włocławka i ze Szczecina. To było na wstępnym etapie letniego okna transferowego. Wtedy jeszcze czekałem na rozwój wydarzeń ws. wyjazdu zagranicznego, choć zdawałem sobie sprawę, że szanse były minimalne. Myślę, że gdybym od początku był dużo bardziej zdeterminowany, to inaczej by się potoczyła sytuacja w kontekście tych wyżej wymienionych miejsc w PLK. Później nie było już zainteresowania ze strony tych klubów.

Czy Arka Gdynia zagra w fazie play-off? Możesz postawić na to po atrakcyjnym kursie w STS!
kurs z dnia: 8.10.2024
Kurs: 2.35
Odbierz
+18 tylko dla osób pełnoletnich, pamiętaj że hazard uzależnia, graj odpowiedzialnie.

Czy myślenie o wyjeździe zagranicznym po takim sezonie nie było myśleniem trochę z cyklu science-fiction?

Dałem sobie czas na spróbowanie i zobaczenie, jak mnie rynek europejski zweryfikuje. Wiedziałem, że szanse są minimalne, choć mój agent próbował, ale też dał mi do zrozumienia, że nie ma dużych kart w ręku, mimo iż ma bardzo mocną pozycję na rynku europejskim.

Powiedział mi wprost: “nie nastawiaj się na wyjazd”. Ja nie mam głowy w chmurach i wiem, jak działa ten biznes. Po prostu dałem sobie opcję. Wiedziałem, że to się raczej nie wydarzy i nie szykowałem się na wyjazd zagraniczny. Teraz chcę napisać na nowo rozdział i spróbować za rok wrócić do tematu wyjazdu zagranicznego. Do tego będę dążył.

Czy AMW Arka Gdynia zagra w fazie play-off?
144 użytkowników już oddało swój głos Ankieta
  • Tak
  • Nie
  • Tak
    37 głosów
  • Nie
    107 głosów
Wczytywanie…