Liga domyka formalności – kiedy zaczną się wymiany?
Liga NBA działa zazwyczaj tak sprawnie, bo planuje różne rzeczy w wyprzedzeniem. Najczęściej datę rozpoczęcia kolejnego sezonu znamy jeszcze na długo zanim zakończy się poprzedni. Dzięki temu właśnie na chwilę po zakończeniu Finałów zaczynają się transfery, draft i wolna agentura. Zazwyczaj tak właśnie jest – w tym roku działanie z odpowiednim wyprzedzeniem było niemożliwe. Może to skutkować tym, że tegoroczne offseason nie dość, że przesunięte na jesień, może być też dłuższe niż zazwyczaj.
Na okienko transferowe przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać. Zazwyczaj o wymianach słyszymy najpierw nieoficjalnie, jeszcze przed formalnym otwarciem okienka – nierzadko chwilę po zakończeniu rozgrywek. Zazwyczaj jednak zespoły wiedzą kiedy rozpocznie się kolejny sezon, kiedy będą mogły rozpocząć przygotowania i przede wszystkim jak będzie wyglądało salary cap. W tej chwili tkwimy w sytuacji, w której kluby nie doszły jeszcze do porozumienia w sprawie umowy zbiorowej, która definiuje podział zarobków, a więc w konsekwencji także wysokość salary. Adrian Wojnarowski poinformował, że liga przesunęła na 30 października ostateczny termin wprowadzania poprawek do umowy. Biorąc pod uwagę ogromne straty, jakie zanotowała liga z uwagi na specyfikę minionego sezonu, poprawki będą konieczne. Do 30 października kluby mogą także podjąć decyzję o odstąpieniu od umowy. To groziłoby lock-outem. Wojnarowski uspokaja jednak, że na ten moment nie zanosi się na tak drastyczne posunięcia.
Spodziewane poprawki mają dotyczyć między innymi zarobków zawodników i ewentualnych mechanizmów zamrażania ich wypłat w przypadku, w którym w sezonie 2020/21 nie uda się wprowadzić kibiców na hale. Jest to o tyle znaczące, że wpływy z biletów stanowią pokaźny procent przychodów klubów – mówi się nawet o około 40%. Ostateczny kształt umowy zdefiniuje także wysokość salary cap. Tę poznamy najpewniej 30 października. Draft odbędzie się 18 listopada. Więcej dat na ten moment nie znamy. Kluby liczą jednak, że jeśli uda się dojść do porozumienia, to od 1 listopada będą mogły już przeprowadzać wymiany.
Pierwotnie prognozowano, że salary cap może wynieść 116 milionów dolarów. Znacznie mniejsze przychody sprawiają jednak, że może się to okazać bardzo problematyczne. Zgodnie z obecną umową, zawodnikom przysługuje 51% dochodów ligi, które dzielone są na właścicieli i właśnie koszykarzy. Te 51% to właśnie salary cap. Radykalne zmniejszenie salary cap – współmiernie z wysokością przychodów – będzie jednak bardzo niebezpieczne. Trzeba pamiętać, że duża część zawodników ma już kontrakty na sezon 2020/21 i zmniejszenie progu może sprawić, że nagle każdy z klubów znajduje się nad kreską i zmuszony jest zapłacić wysoki luxury tax. To byłoby paraliżujące dla dynamiki ligi, więc mówi się o tym, że władze będą walczyć o nieobniżanie salary, a jedynie jego utrzymanie na dotychczasowym poziomie 109 milionów dolarów i oszczędności szukać na tymczasowym zamrożeniu części wypłat. Brzmi jak przyczynek do poważnej kłótni, natomiast i liga, i kluby i przede wszystkim zawodnicy wiedzą, że w obliczu kryzysu trzeba pójść na ustępstwa, a to wydaje się obecnie najkorzystniejsze dla wszystkich rozwiązanie.