Kyrie Irving wypada z gry na jakiś czas – czy Nets na tym ucierpią?
Niestety, Brooklyn Nets muszą jeszcze zaczekać na powrót Kyrie Irvinga – jego kontuzja uniemożliwi mu wzięcie udziału w najbliższej trasie wyjazdowej, która właśnie dla niego powinna mieć kluczowe znaczenie.
Podwajamy powitalny bonus od PZBUK – nawet 500 zł!
NBA na tegoroczne Święto Dziękczynienia (28.11) przygotowała nam sporo atrakcji – między innymi dwumecz Brooklyn Nets z Boston Celtics. Pierwszy z meczów odbędzie się 27.11 w Bostonie, a drugi 29.11 na Brooklynie. Byłaby to świetna okazja, by Kyrie Irving skonfrontował się ze swoją byłą drużyną, odwiedzając także bostońskich kibiców. Tak się jednak nie stanie – według doniesień Joe Vardona z The Athletic, Kyrie nie będzie grał w czasie najbliższej trasy wyjazdowej, obejmującej trzy mecze – w Cleveland, Nowym Jorku i w Bostonie właśnie. Nawet jeśli zagra więc z Celtics 29.11, to w TD Garden na parkiet nie wyjdzie – szkoda.
Powodem takiego stanu rzeczy jest ból prawego ramienia, z którym zmaga się już od jakiegoś czasu. To właśnie z tego powodu opuścił już cztery ostatnie mecze Brooklynu. Co ciekawe, w tych czterech ostatnich spotkaniach bez Irvinga, Nets mają bilans 3-1, a kiedy Kyrie był jeszcze w grze, legitymowali się wynikiem 4-7. Łatwo wysnuć więc prosty wniosek, że Nets bez Kyrie Irvinga są po prostu lepszym zespołem.
Statystyki wprost tego nie pokazują. Z Irvingiem na parkiecie ofensywa zdobywa o kilka punktów na 100 posiadań więcej, a defensywa o kilka punktów więcej traci – ot, wpływ przeciętnego obrońcy i dobrego strzelca na grę. Ciekawa jest jednak statystyka wskazująca na to, jaki procent celnych rzutów oddany został po asyście kolegi z zespołu. W przypadku Nets, na przestrzeni sezonu odsetek ten wynosi 56%, co plasuje ich na odległym, 25. miejscu w ligowej stawce. Jaki wpływ na ten czynnik ma obecność Kyrie na parkiecie? Kiedy gra, wskaźnik ten wynosi 53%, co potencjalnie dawałoby miejsce 27. Kiedy jednak nie ma go na boisku, wskaźnik ten rośnie do 59,3%, co dawałoby skok na 17. pozycję! Wciąż nie za wysoko, ale nie w ogonie.
Statystyki statystykami, ale różnicę w grze widać przy użyciu zwykłego testu oka. Spencer Dinwiddie, który wywalczył miejsce w pierwszej piątce kosztem kontuzjowanego Irvinga, tworzy z Joe Harrisem bardzo dobry duet ofensywny. Zwłaszcza ten drugi, który co prawda ma mecze, w których nie trafia swoich rzutów, to ewidentnie lepiej czuje się, gdy może grać częściej z piłką w rękach, dostając więcej możliwości.
źródło:YouTube/DownToBuck
Cóż, mimo wszystko szkoda, że nie zobaczymy Kyrie Irvinga w Bostonie. Dla samego zainteresowanego może to i lepiej, bo nieprzyjemna atmosfera w jakiej rozstawał się z tym klubem sprawia, że mógłby się spodziewać raczej buczenia kibiców, niż miłego przywitania. I to pomimo faktu, że sam Danny Ainge apelował ostatnio, by nie gwizdać i nie buczeć, bo to nieeleganckie. Nie zapominajmy też, że w tym samym tygodniu Kyrie miałby okazję zagrać znów w Cleveland, gdzie spędził kilka pierwszych lat swojej kariery. Nadchodzący tydzień w ogóle stoi pod znakiem powrotów do dawnych klubów – NBA z resztą zawsze stara się fundować tego typu historie w Święto Dziękczynienia. Poza zniweczonym przez uraz powrotem Kyrie do Bostonu, czeka nas pierwszy mecz Anthony Davisa w Nowym Orleanie w barwach Lakers, co również może dostarczyć niemałych wrażeń.