Kryzys Boston Celtics – czy to ostatni moment na przełamanie?
Boston Celtics mają za sobą dwa wygrane mecze z rzędu. Wierzcie lub nie, ale ostatni raz zdarzyło im się to w styczniu, kiedy 25.01 i 26.01 pokonali kolejno Cavaliers i Bulls. Tamta seria zakończyła się na dwóch zwycięstwach – pomiędzy tymi mini-seriami Celtics zanotowali bilans 5-11. Obecnie z wynikiem 17-17 zajmują bardzo rozczarowujące 6. miejsce z tylko jednym meczem przewagi nad 10. Bulls. Ten sezon jak do tej pory zdecydowanie nie układa się po myśli Celtów. Dwa zwycięstwa z rzędu przyszły jednak w bardzo ważnym momencie – tak wynika przynajmniej z tego, co mówił przed tymi meczami trener Brad Stevens:
„Powiedziałem im w szatni, że nikt nie jest zadowolony z tego, jak się sprawy mają. Zostały nam cztery mecze do przerwy [na All-Star Game – przyp. red.], a te cztery mecze – z punktu widzenia naszej energii mentalnej, fizycznej, całej naszej mentalności – są kluczowe.”
„No więc jedynym znanym mi sposobem na powrót [do dobrej gry] jest gryzienie parkietu, stawanie do fauli ofensywnych, sprint w pomocy w defensywie, walka w każdym możliwym posiadaniu. To nasz problem. Nie wiem, jak powiedzieć to jaśniej niż teraz, ale będzie to powtarzane w jakiejkolwiek formie będzie trzeba. Musimy to po prostu znaleźć – mieć pewność, że wykonujemy swoją robotę.”
Kolejne dwa mecze z czterech, o których mówi trener Stevens, to starcia z Clippers i Raptors. istnieje ryzyko, że to ostatnie zostanie przeniesione z powodu liczby zawodników Raptors przebywających na kwarantannie – jak to miało miejsce minionej nocy. Mimo wszystko przed Celtami trudne zadanie odwrócenia złej passy. Kończąc pierwszą część sezonu passą zwycięstw, pewnie byłoby im łatwiej rozpocząć kolejną z odpowiednim nastawieniem. Właśnie nastawienie, zdaje się, jest tutaj sprawą kluczową. To nie pierwszy raz, kiedy Boston nie wygląda dobrze w obliczu sezonu, który zapowiadał się naprawdę dobrze. Zeszłoroczne udane Playoffy sprawiły, że obecni Celtics dość powszechnie stawiani byli w roli jednego z faworytów konferencji wschodniej. Ta rola zdaje się nie odpowiadać zespołom prowadzonym przez Brada Stevensa. Podobne problemy miał Boston z sezonu 2018/19 – chyba najbardziej naładowany talentem Boston od czasów mistrzowskich. Wtedy u boku (nie tak dobrych jak dziś) Browna i Tatuma grali Al Horford, Gordon Hawyard, czy Kyrie Irving. Tamten skład po sezonie pełnym problemów zajął rozczarowujące wtedy czwarte miejsce i po stosunkowo łatwej pierwszej rundzie przeciwko Pacers, odpadł w drugiej, przegrywając z Bucks 1-4. Tegoroczny skład też wzbudzał u kibiców duże oczekiwania i też nie zostają one spełnione. Tym razem jednak gra jest w większej mierze skupiona wokół duetu liderów. Trener Stevens zwraca uwagę na to, że ta ekipa nie jest jeszcze najbardziej doświadczona:
„Słuchajcie, nikt z nas nie jest zadowolony z pracy, jaką wykonujemy – to powinno być podkreślane, żeby opisać położenie, w którym się obecnie znajdujemy. Mówiąc to, mam też świadomość, że mamy wielu chłopaków, którzy przechodzą przez to pierwszy raz; jest coś takiego, jak pewność, którą nabywasz wywalczając zwycięstwa. Mamy wielu chłopaków, którzy jeszcze tego nie osiągnęli. Mamy kilku, którzy to zrobili. Zrobimy wszystko, żeby zapracować sobie na tę pewność.”
Rzeczywiście wydaje się, że nie duet liderów jest kłopotem w całym tym kryzysie. Zarówno Jayson Tatum, jak i (zwłaszcza!) Jaylen Brown rozgrywają bardzo dobre sezony, widać jak czynią postęp w kolejnych elementach swojej gry. Brown coraz pewniej czuje się z piłką i staje się lepszym podającym, Tatum jest coraz sprawniejszym obrońcą. Wąska jest ławka. Zwłaszcza w kontekście wielu opuszczonych meczów Marcusa Smarta i nieregularnych występów Kemby Walkera. Ani Jeff Teague, ani Carsen Edwards, ani Aaron Nesmith nie gwarantują takiej jakości, jakiej potrzebuje zespół walczący o takie cele, o jakie Celtics walczą.
Jaylen Brown przyznaje, że razem z Tatumem pracuję nie tyle nad tym, by stawać się lepszymi zawodnikami, ale nad tym, by wyciągnąć swoich kolegów na wyższy poziom. No i w dwóch ostatnich zwycięstwach widać, że to nie
Jaylen Brown przyznaje, że razem z Tatumem pracuję nie tyle nad tym, by stawać się lepszymi zawodnikami, ale nad tym, by wyciągnąć swoich kolegów na wyższy poziom. No i w dwóch ostatnich zwycięstwach widać, że to nie sami Tatum z Brownem uczynili różnicę. Zwłaszcza w meczu z Pacers, w którym obaj trafili łącznie tylko 9/30 rzutów z gry i złożyli się na 26 punktów. W końcu świetny mecz zagrał Kemba Walker, zdobywając 32 oczka i 6 asyst.
Wczoraj w zwycięstwie nad Wizards, Walker zdobył 21 punktów i 8 asysty, a Daniel Theis dołożył 20 punktów i 9 zbiórek. To wsparcie, którego liderzy potrzebują, a które nie zawsze dostają. Zwłaszcza ze strony Walkera, jako zawodnika grającego na piłce. Po wspomnianym meczu z Pacers, trener Stevens bardzo chwalił Walkera – nie tyle za samą jego grę, co za mental i zaangażowanie:
„Nie sądzę, że wygralibyśmy ten mecz bez jego zaangażowania. Abstrahując od tego jak wszyscy grają, kiedy przegrywaliśmy 4-18, on był najgłośniejszy na parkiecie. Jego wola walki przywróciła nas do tego meczu. Teraz jesteśmy z powrotem na nogach i złapaliśmy trochę pewności siebie.”
Zadowolony z siebie i swojego zaangażowania był także sam Kemba:
„Doszliśmy do tego. To moja odpowiedzialność. To odpowiedzialność Jaylena [Browna]. To odpowiedzialność Jaysona [Tatuma]. To odpowiedzialność Marcusa [Smarta]. Tristan [Thompson] i Jeff [Teague] też dokładają do tego coś od siebie. Odpowiedzialność ciąży na weteranach, jak i na trenerze Stevensie. Musimy to trzymać w ryzach. Nie możemy pozwolić, by ktokolwiek szedł w innym kierunku. Nawet jeśli w danym momencie nie wszystko idzie po naszej myśli, sprawy mogą się bardzo szybko pozmieniać. Jedynym sposobem na wyjście z kłopotów, jest zrobienie tego razem.”
Kolejny mecz Celtics – przeciwko silnym Clippers – w nocy z wtorku na środę. Jeśli uda im się wygrać, będzie to ich pierwsza seria przynajmniej trzech zwycięstw od 9 stycznia – wtedy zagrali swój ostatni mecz przed przerwą spowodowaną protokołami covidowymi. Na kwarantannę przechodzili z bilansem 7-3. Wtedy dynamika ich sezonu uległa zmianie. Celtics liczą, że kolejnymi zwycięstwami uda im się odwrócić ją po raz kolejny. W końcu z mentalnego punktu widzenia, kolejne porażki są jak kula śniegowa – im więcej się ich nagromadzi, tym ciężej przełamać złą passę. Tak więc w kontekście tego sezonu, może to być dla Bostonu „teraz, albo nigdy”.