Krystalizuje się idea turnieju w środku sezonu – nagrodą może być pick
Żyjemy w czasach ciągłych zmian i te zmiany nie mogą ominąć także NBA. W najbliższym czasie patrzeć będziemy na to, jak Adam Silver wprowadza ligę w nową epokę.
Podwajamy powitalny bonus! Nawet 500 zł od PZBUK!
Adam Silver, jak i cała NBA, stoją przed poważnym problemem. Ratingi oglądalności spotkań lecą na łeb na szyję i można dopatrzeć się wielu powodów takiego stanu rzeczy. W dzisiejszym coraz szybszym świecie zmienia się sposób odbierania treści i coraz częściej wystarczy nam obejrzenie kilku-minutowego skrótu, by być na bieżąco, zamiast oglądać cały mecz, który potrafi trwać grubo ponad dwie godziny razem ze wszystkimi przerwami. Młodzi ludzie na całym świecie stają się bardziej mobilni i skupianie uwagi na tak długo bywa po prostu problematyczne. Przekłada się to wprost na niższe wyniki oglądalności. Cóż, Polska jest wyjątkiem – tutaj wyniki zaniżają fani starsi, którzy zamiast meczu na żywo wolą obejrzeć taśmę z meczem Bulls z lat 90′ 😉
Żarty na bok – wyniki spadają, wraz z nimi zarobki ligi i coś trzeba z tym zrobić. Adam Silver i ekipa szukają sposobu na uatrakcyjnienie swojego produktu. Najszybciej przychodzącym do głowy rozwiązaniem, i chyba najrozsądniejszym, jest skrócenie sezonu regularnego. Niestety, jak na obecne realia meczów jest za dużo, w ich gąszczu tracimy poczucie ich wyjątkowości, poszczególne z nich mają mniejsze znaczenie, a to prowadzi też do rozwoju zjawiska load managementu, które skutecznie zniechęca do oglądania. I taki pomysł się właśnie pojawił – Adam Silver zaproponował skrócenie sezonu do 78 spotkań. Krok w dobrą stronę? Cóż, nie do końca…
Lidze NBA, a zwłaszcza właścicielom zespołów, trudno jest przełknąć stratę choćby jednego meczu w terminarzu. Każdy z tych meczów to bowiem realny zysk z praw telewizyjnych. Stąd właśnie pomysł skrócenia sezonu uzupełniony został zupełnie absurdalnym sezonem rozgrywania w środku sezonu turnieju, wzorowanego na tych, które oglądamy w europejskich ligach piłkarskich. Po co? Na co? Miałby to być zastrzyk emocji w środku sezonu (docelowo w okolicy Święta Dziękczynienia, więc na przełomie listopada i grudnia), zakumulowanie kilku meczów zespołów na dany moment najsilniejszych. W turnieju miałaby brać udział każda z ekip, ale formuła drabinki zakłada, że końcowe fazy obsadzone będą już najmocniejszymi ekipami. Pomysł spotkał się z chłodnym przyjęciem wśród zawodników. Nie dość, że koniec końców meczów w trakcie sezonu nie byłoby wcale mniej, to jeszcze część z nich nie miałaby zupełnie żadnego znaczenia. By zapobiec ewentualnej olewce ze strony zespołów, zarząd ligi zastanawia się nad nagrodą tego rodzaju turnieju. Marc Stein z New York Times’a donosi, że poważnie rozważa się zaoferowanie zwycięzcy dodatkowego picku w drafcie. Słyszy się też o ewentualnym dodatkowym, 16. miejscu w rotacji dla wygranego.
Dziennikarze zdążyli już zapytać o ten pomysł zawodników Houston Rockets. James Harden zapytał tylko drwiąco, czy dalej są na uniwersytecie (w NCAA gra się tego rodzaju turnieje), natomiast PJ Tucker postawił sprawę jasno, że każdy z zawodników gra tylko i wyłącznie o Mistrzostwo NBA i jakiekolwiek inne cele w trakcie sezonu nie wchodzą w grę. Na szczęście zawodnicy będą mieli w tej sprawie coś do powiedzenia. Pomysł turnieju poddany zostanie pod głosowanie w marcu – zgodzić musi się m. in. związek zawodników, na co się na tym etapie nie zanosi.
Obok turnieju w środku sezonu pojawiają się też inne pomysły. Liga chciałaby usprawnić późniejsze fazy Playoffów, zmieniając formułę na poziomie Finałów Konferencji. Najlepsza czwórka miałaby mierzyć się ze sobą w dwóch seriach jak dotychczas, ale nie ze względu na przynależność do konferencji, tylko bilans w sezonie regularnym. W ten sposób po drugiej rundzie 1. zespół sezonu grałby z 4. zespołem, a 2. zespół z 3. zespołem. Miałoby to zapobiec sytuacjom, w których Finał którejś z konferencji jest zdecydowanie lepiej obsadzony, przez co staje się ważniejszy niż Finały. Takie sytuacje rzeczywiście miewają miejsce. Być może więc ten akurat pomysł nie jest wcale taki głupi. Podobne rozwiązanie stosuje się już chociażby w WNBA.
Pojawia się też pomysł rozgrywania turnieju eliminacyjnego do Playoffów. Na tym etapie pomysł polega na tym, że w każdej z Konferencji na koniec sezonu regularnego siódmy zespół gra z ósmym (u siebie) o miejsce numer siedem. Przegrany w tej rywalizacji gra ze zwycięzcą meczu pomiędzy dziewiątym i dziesiątym zespołem, walcząc o pozostałe ósme miejsce. Po co? Na co? W teorii miałoby to nadać dramaturgii na koniec sezonu, kiedy czasem na dłuższy czas przed końcem sezonu znamy układ zespołów Playoffowych. W praktyce jednak najczęściej i tak znajduje się jakaś mała historia – jakiś zespół, który musi wygrać mecz, żeby wskoczyć na ósme miejsce, jakiś zespół, który nie może przegrać, bo trafi w pierwszej rundzie na mocnych rywali. I to są prawdziwe emocje – prawdziwe, bo nie sprowokowane odgórnie, tylko wynikające ze zbiegu okoliczności. Pozostawmy w sporcie choć odrobinę spontaniczności.