Kobe i Shaq znowu razem!

Kobe i Shaq znowu razem!

Kobe Bryant i Shaquille O’Neal – dwie wybitne jednostki, nietuzinkowe osobowości, legendy koszykówki. Choć nie można powiedzieć, że za sobą przepadali, to wspólną grą w Los Angeles Lakers przyczynili się do wielkich sukcesów klubu z Miasta Aniołów. Teraz znów coś ich połączyło.

Dokładnie 16 października do sprzedaży w naszym kraju trafią ich książki: „Kobe Bryant. Mentalność Mamby” i „Shaq bez cenzury”!

Zamów książki „Kobe Bryant. Mentalność Mamby” i „Shaq bez cenzury” w przedsprzedaży na: www.idz.do/zkrainynba-kobe-shaq

Owiana różnymi legendami etyka pracy i podejście mentalne, które stanowiło o przewadze Kobego Bryanta nad resztą ligi przez większą część jego kariery. Któż nie chciałby poznać sekretów, które zrobiły z Black Mamby zawodnika absolutnie wybitnego? Teraz trafia się ku temu niepowtarzalna okazja.

Po raz pierwszy Kobe w najdrobniejszych szczegółach zdradza kulisy swojego treningu, zarówno mentalnego, jak i fizycznego, który nie tylko pozwolił mu odnieść sukces, ale zagwarantował absolutną dominację na parkiecie. Z tej książki dowiesz się, jak Bryant przygotowywał się do spotkań z konkretnym przeciwnikiem, jak rozwijał swoją pasję do koszykówki i jak radził sobie z kontuzjami.

Połączenie narracji Bryanta ze zdjęciami Andrew D. Bernsteina sprawia, że Mentalność Mamby to wspaniała, wizualna podróż śladami nie tylko jednego z najlepszych koszykarzy w historii NBA, ale także najwybitniejszych sportowców świata.

Fragment książki „Kobe Bryant. Mentalność Mamby. Jak zwyciężać”:

Moje treningi były nieomal biblijne

Zacząłem dźwigać ciężary, kiedy miałem 17 lat i trafiłem do NBA. Nie było to nic wymyślnego, po prostu standardowe, sprawdzone podnoszenie ciężarów, koncentrujące się na wzmacnianiu jednej grupy mięśni w danym momencie. W trakcie całej mojej kariery, niezależnie od tego, czy trwał właśnie sezon, czy były wakacje, pracowałem na siłowni przez 90 minut w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki. Mówiąc, że podnosiłem ciężary, mam na myśli naprawdę ciężką pracę, taką, po której jest się wyczerpanym i nie czuje się rąk. A po takich ćwiczeniach szedłem do hali i ćwiczyłem rzuty.

Być może przez te wszystkie lata moja rutyna trochę się zmieniła, ale filozofia pozostała taka sama. Skoro coś działało w przypadku innych wybitnych koszykarzy przed tobą i działa również w twoim przypadku, po co to zmieniać i ulegać jakimś nowym kaprysom? Trzeba się trzymać tego, co działa, nawet jeśli jest to mało popularne. Treningi były zawsze przemyślane. Stanowiły kombinację obsesji i odpowiedzialności, której wymagało ode mnie życie pozasportowe.

Zawsze wychodziłem z założenia, że jeśli wcześnie rozpocznę dzień, będę mógł każdego dnia trenować więcej. Gdybym zaczynał o jedenastej, mógłbym spędzać kilka godzin w hali, potem przez parę kolejnych odpoczywać, wracać na parkiet około piątej i być tam do siódmej. Ale jeśli zaczynałbym o piątej rano i trenował do siódmej, mógłbym mieć drugi trening od jedenastej do drugiej po południu i potem jeszcze trzeci od szóstej do ósmej. Dzięki temu, że zaczynałem wcześniej, mogłem każdego dnia zafundować sobie dodatkowy trening. Latem oznaczało to kilka dodatkowych godzin spędzanych w hali. Jednocześnie to, że wcześnie zaczynałem, pomagało mi zachować równowagę pomiędzy życiem i koszykówką. Kiedy dzieci budziły się rano, byłem przy nich i nie miały pojęcia, że zdążyłem już wrócić z hali. Wieczorem mogłem kłaść je do łóżek, a potem iść na kolejny trening, nie odbierając im naszego wspólnego czasu.

Nie byłem gotów zrezygnować z koszykówki, ale nie chciałem też rezygnować z czasu spędzanego razem z rodziną. Podjąłem więc decyzję, że poświęcę sen – i tyle.

Jak wiadomo, największe sukcesy Kobe święcił razem z Shaqiem, dlatego też w pakiecie z książką Black Mamby nie może zabraknąć dzieła napisanego przez O’Neala. We współpracy ze świetną Jackie MacMullan („Kiedy rządziliśmy NBA”), Shaq opowiada swoją historię bez cenzury i poprawności, za to z wielką dozą humoru, ciekawostek i zakulisowych informacji.

W tej książce Shaq przedstawia najlepszą koszykarską ligę świata od kuchni, dzieląc się własnymi spostrzeżeniami i wyjaśniając kwestię konfliktu z Kobem Bryantem, tłumacząc powody rozstania z Los Angeles Lakers, opowiadając o reżimie treningowym Pata Rileya w Miami Heat i powodach ogromnych problemów z trafianiem wszelkich rzutów spoza „trumny”. Ale nie tylko.

Fragment książki „Shaq bez cenzury”:  

Kiedy Kobe robił dziesięć kozłów między nogami, zanim w końcu podał, Del brał czas i krzyczał: „Podawaj tę cholerną piłkę!”, Kobe zaczynał pyskować, a Del sadzał go na ławce. To robiło wrażenie, aż w końcu któryś z kumpli Bussa pojawił się przy ławce w trakcie meczu, klepnął Dela w ramię i kazał mu wpuścić chłopaka z powrotem na boisko. Nie mam pojęcia, kto to był, ale czaił się gdzieś w okolicy naszej ławki i mówił trenerowi, co mamy robić, podczas gdy my próbowaliśmy wygrać z San Antonio.

Kibice skandowali: „Kobe! Kobe!” i Del Harris nie miał wyboru. Musiał wpuścić Kobego z powrotem.

Już wtedy wiedzieliśmy, że Kobe jest kimś wyjątkowym. Od początku było widać, że jest inny niż my wszyscy. Pamiętam pierwszy trening z jego udziałem. Wszedłem i zobaczyłem chudego dzieciaka ćwiczącego sztuczki rodem z And1 i koszykówki ulicznej: kozłowanie między nogami, noszenie piłki, dryblingi i tym podobne gówna. Eddie Jones i Nick Van Exel nabijali się z niego, a on nic sobie z tego nie robił i dalej ćwiczył. Pracował ciężej niż my wszyscy. Wtedy pomyślałem, że będą z niego ludzie.

Był bardzo młody i niedojrzały, ale jedno musicie wiedzieć: już wtedy można było przewidzieć, że będzie umiał robił wszystko, co robi dzisiaj. Siedzieliśmy kiedyś razem w autobusie i powiedział: „Zostanę kiedyś najlepszym strzelcem w Lakers, zdobędę pięć albo sześć tytułów mistrzowskich i będę najlepszym koszykarzem w całej NBA”. „Taa, jasne, na pewno” – odpowiedziałem, a on spojrzał na mnie i oznajmił: „Będę Willem Smithem NBA”.

Może chłopak tylko tak gadał, ale ciągle robił coś, żeby poprawić jakiś element swojej gry w koszykówkę. Niekiedy przychodziłem na trening wcześniej, na przykład o dziewiątej, żeby nad czymś dodatkowo popracować, Kobe już tam był od siódmej rano i trenował rzuty albo ćwiczył ruchy bez piłki. Wchodziłeś na halę i widziałeś, że porusza się tak, jakby dryblował i oddawał rzuty, tyle że wszystko bez piłki. Wtedy wydawało mi się to dziwne, ale dziś jestem pewien, że mu to pomogło.

Z początku dobrze się dogadywaliśmy. Nie spędzaliśmy razem dużo czasu – był cichym chłopakiem, za młodym, żeby chodzić do klubów. Nie znałem go zbyt dobrze, był skryty. Łączyło nas to, że pierwszy rok gry w Lakers był dla nas obu bardzo ciężki.

Nie mieliśmy w drużynie właściwych zawodników. Rozgrywającym był Nick Van Exel, zajęty gwiazdorzeniem. Widać było gołym okiem, że ten cichy koleś, Derek Fisher, prędzej czy później zajmie jego miejsce. Kiedy do tego w końcu doszło, Nickowi przestało zależeć. Eddie Jones, kolejny doświadczony zawodnik, który miał nam pomóc wygrywać, głównie oglądał się na Kobego. Dla wszystkich było jasne, że jego dni w LA dobiegają końca, a Kobe zajmie jego miejsce.

Jeśli słuchało się tego, co mówił Kobe, można było domyślić się, że planuje zostać liderem drużyny. Nie tak szybko, młody człowieku – pomyślałem.

Nie ma lepszej okazji, żeby dokładnie poznać historię i sposób myślenia dwóch wybitnych zawodników, którzy mimo całkiem innego podejścia do gry, byli w stanie zdominować w niesamowity sposób ligę. Zanim ego dało o sobie znać, zdążyli się zapisać jako jeden z najlepszych duetów w historii NBA:

Źródło: Youtube.com/Dunkman827

Zamów książki „Kobe Bryant. Mentalność Mamby” i „Shaq bez cenzury” w przedsprzedaży na: www.idz.do/zkrainynba-kobe-shaq