Kiedy ruszy karuzela transferowa? Potencjalni kandydaci do wymiany
Kilka dni temu mieliśmy 15. dzień grudnia a w NBA była to bardzo ważna data. Dlaczego? Dlatego, że od tego dnia kluby mogą oficjalnie przehandlować każdy z kontraktów – także te podpisane w minione wakacje, których do tej pory wymieniać nie wolno było. A takich kontraktów trochę w lidze jest. Według moich szybkich obliczeń, w minione wakacje podpisano około 120 kontraktów. Zakładając, że w lidze mamy 450 zawodników (30 zespołów po 15 graczy), to okazuje się, że nagle ponad 26% zawodników można włączyć w wymianę. To z pewnością może zmienić ligowy krajobraz. Przynajmniej teoretycznie, bo jak do tej pory nic się w tej kwestii nie wydarzyło.
Obecnie mamy do czynienia z sytuacją niecodzienną – od pięciu miesięcy nie wydarzył się żaden transfer. Ostatnią dokonaną wymianą była ta z udziałem Russella Westbrooka i Chrisa Paula! Być może w najbliższym czasie się to zmieni. Spróbujmy wskazać na kilka zespołów, w których interesie jest pozbyć się niektórych zawodników.
Potencjalni sprzedawcy:
Cleveland Cavaliers
Oczywisty typ. O transferze Kevina Love mówi się nie tyle od początku sezonu, co jeszcze od poprzedniego sezonu. Rok temu na przeszkodzie stanęła kontuzja, która wykluczyła Kevina z gry na zdecydowaną większość meczów w sezonie. Tym razem Love jest zdrowy i prezentuje się naprawdę bardzo przyzwoicie – na tyle przyzwoicie, że może znaleźć się zespół, chcący go w swoich szeregach. Od dawna mówi się o Portland Trail Blazers jako potencjalnych nabywcach, ale w tym momencie wydaje się to scenariusz mało prawdopodobny. Owszem, wobec słabej postawy PTB przydałoby im się wzmocnienie, ale ci najzwyczajniej w świecie nie mają kogo oddać. Kontuzjowani są Jusuf Nurkić, Rodney Hood i Zach Collins. W zamian – z przyczyn kontraktowych – musiałby pójść Kent Bazemore lub Hassan Whiteside. Drugi nie wchodzi w grę, bo byłoby to ściągnięcie Love’a na pozycję centra, a ten musiałby grać obok Whiteside’a, żeby być rzeczywiście wzmocnieniem. Bazemore to schodzący kontrakt, ale Blazers nie mają ciekawych picków w drafcie, które mogłyby interesować Cavs bardziej niż schodząca umowa. Kontrakt Kevina Love będzie trudny do przetransferowania, ale tyle mówi się o potencjalnym zainteresowaniu różnych klubów, że trudno uwierzyć, by skończył on sezon w barwach Kawalerzystów.
źródło:YouTube/Z.Highlights
Cleveland okupuje doły tabeli, nic już w tym sezonie nie osiągnie. Wszystko o co walczą to kolejne picki w drafcie i ogrywanie młodzieży. Na nic im weterani pokroju Kevina Love, czy Tristana Thompsona. Ten drugi również gra naprawdę dobry sezon – notuje średnio najwięcej w karierze 13,2 punktu, a do tego 10 zbiórek, w tym aż 4 ofensywne, dodając sporadyczną trójkę (3/7 w tym sezonie zza łuku, wcześniej w całej karierze 0/9). W przeciwieństwie do Kevina Love, Tristan Thompson schodzi z listy płac po bieżącym sezonie, co również może stanowić wartość dla nabywców. Jeśli tylko ktoś będzie w stanie oddać jakiś pick, towarzyszący kontraktom wyrównującym jego 18 milionów w kartotece, Cavs powinni zgodzić się bez wahania.
Oklahoma City Thunder
Już przed sezonem większość obserwatorów wychodziła z założenia, że ten zespół w trakcie rozgrywek prędzej czy później pójdzie w przebudowę i zacznie tankować – nawet jeśli sytuacja nie będzie specjalnie kiepska. No i nie jest – z bilansem 14-14 OKC łapią się do pierwszej ósemki z dwoma meczami przewagi nad dziewiątymi Kings. Duch sportowy kazałby więc walczyć o utrzymanie się w tym miejscu. Zdrowy rozsądek i perspektywiczne spojrzenie zdają się jednak podpowiadać co innego.
Zachód nie jest tak mocny, jak powinien – Jazz mają sporo dołków, kontuzjowani Blazers grają poniżej oczekiwań, Kings stać na więcej po tym, co pokazali rok temu, nie wspominając o Minnesocie, która ma skład lepszy niż ich bilans 10-17. Wysokie miejsce Thunder na ten moment jest więc wypadkową wielu okoliczności – również ich dobrej postawy, ale nie tylko. Nawet gdyby udało im się wywalczyć Playoffy (a mają 9. najtrudniejszy w całej lidze terminarz do końca sezonu), to czy z tym składem jest gwarancja, że uda się to także za sezon? Kadra nie jest specjalnie perspektywiczna i przydałoby się po odejściu Russella Westbrooka pozyskać kilka młodych talentów, kilka picków i zacząć od nowa na własnych warunkach.
Niestety, wszystkie dotychczasowe doniesienia wskazują, że nie ma w lidze chętnych na ogromny kontrakt Chrisa Paula. Nawet pomimo dosyć regularnych jego dobrych występów. Na tym etapie kariery CP#3 po prostu nie jest wart grubo ponad 30 milionów rocznie. Tym bardziej ciężko byłoby w zamian dostać coś sensownego. Jest jednak kilku graczy, którzy mogą się przydać w zespołach, chcących wskoczyć na wyższy poziom. Zachęcający może być zwłaszcza schodzący kontrakt Danilo Gallinariego – włoski skrzydłowy jest w tym sezonie zdrowy i zdobywa średnio 18 punktów przy prawie 40% skuteczności za trzy. Przy swoich dobrych warunkach fizycznych daje też radę w defensywie, co czyni z niego świetnego zadaniowca typu 3&D, który na dodatek potrafi sam wykreować sobie pozycję do rzutu. To ten typ zawodnika, który może się dobrze wpasować wszędzie.
źródło:YouTube/Z.Highlights
Jest też Dennis Schroeder, grający naprawdę dobry sezon w Thunder, a mimo to wchodzący z ławki z nadmiaru obwodowych. To bardzo cenna ofensywna iskra z ławki – rozgrywający OKC zdobywa średnio 17,8 punktu, bardzo dobrze operując w szybkim ataku, jak i atakując po zasłonach. 31 milionów dolarów za dwa lata w kontrakcie Schroedera to nie tak dużo i są zespoły, które mogą go chcieć. Dobrym przykładem jest Minnesota Timberwolves, których system ofensywny wymaga od rozgrywającego dokładnie tego, co potrafi Schroeder. W mniejszym stopniu potrafi ich obecny rozgrywający, Jeff Teague, który ma przy okazji dosyć regularne problemy ze zdrowiem.
Washington Wizards
Wizards grają co prawda najgorszą defensywę w NBA, ale prawdę mówiąc czasem ogląda się ich całkiem przyjemnie. Grają szybko, sprawnie, ofensywnie. Bradley Beal gra trochę po cichu swój najlepszy sezon w karierze, a wokół niego biegają nieoczywiści zawodnicy, którzy pasują. Ich poziom nie jest jednak specjalnie wysoki, czego wyrazem jest dopiero 12. miejsce stołecznego zespołu w konferencji wschodniej. Z tego już więcej nie da się wycisnąć. Przynajmniej teraz – za rok wraca przecież John Wall, w zespole wciąż będzie Beal, a młodzi zawodnicy jak Rui Hachimura czy Mo Wagner będą o rok lepsi. Być może w głowie zarządu świta więc idea przeczekania tego sezonu. Być może też jednak nie wierzą już w powrót Johna Walla do dobrej dyspozycji i wejdą w przebudowę wokół Bradley’a Beala.
Oczy ligi zwrócone są przede wszystkim na jednego zawodnika. Davis Bertans – bo o nim mowa – to jedno z największych zaskoczeń tego sezonu. Okazuje się, że licząca niespełna 2 miliony mieszkańców Łotwa, może mieć więcej niż jednego dobrego gracza w NBA. Shame on you, Polska. Bertans, głównie wchodząc z ławki, zdobywa średnio 15,6 punktu, 4,8 zbiórki i trafia blisko 45% trójek jako nominalny podkoszowy. Jako że ma on już 27 lat, nie zalicza się on do grona perspektywicznej młodzieży. Nie do końca wpisuje się on więc w wizję budowania zespołu przyszłości z Hachimurą, Wagnerem i Thomasem Bryantem.
źródło:YouTube/Washington Wizards
New Orleans Pelicans
Ostatnio pojawiła się w mediach wiadomość o tym, że New Orleans Pelicans szukają chętnych do pozyskania Jrue Holiday’a. Rozgrywający Pelicans to jeden z niewielu jasnych punktów tego zespołu, który wypada jak do tej pory zdecydowanie poniżej oczekiwań. Nie chodzi tu nawet o brak Ziona Williamsona – wydawało się, że nawet bez niego ten zespół jest całkiem ciekawy i może miło zaskoczyć. Tak się jednak nie dzieje – bilans 7-23 i 14. miejsce w konferencji w pełni oddaje nieuporządkowaną koszykówkę graną przez Pelikany.
W tym nieciekawym zespole na plus można wyróżnić głównie Brandona Ingrama i Jrue Holiday’a właśnie. Szybka i prosta koszykówka jaką stara się wprowadzać Alvin Gentry nie jest na rękę Holiday’owi, który znacznie lepiej odnajduje się w ataku pozycyjnym, w którym może dostać się na półdystans i podać gdzieś piłkę, trafić jumpera, albo nawet zagrać tyłem do kosza. Jest jeden klub, w którym Jrue może pasować idealnie – Miami Heat. W ofensywie Erika Spoelstry Holiday mógłby pasować jak ulał, a wzmocnienie się przyda, skoro już na tym etapie sezonu widać, że idzie im dobrze i mogą powalczyć o wysokie cele. Pelicans z chęcią przyjmą pewnie schodzący kontrakt Dragicia i – powiedzmy – jakiś pick w drafcie.
New York Knicks
W Nowym Jorku może wydarzyć się wszystko. Ten sezon to totalna klapa, trener już stracił stanowisko, a gra nie wygląda dobrze, więc może dojdzie też do jakichś ruchów kadrowych. Młodzi, jak Barrett, Knox, Ntilikina, czy Robinson są oczywiście bezpieczni. Ale cały zastęp weteranów pokroju Taja Gibsona, Wayne’a Ellingtona, czy Marcusa Morrisa może znaleźć nowych pracodawców. Juliusa Randle’a nie bierzmy pod uwagę – jego blisko 20 milionów za sezon przez 3 kolejne lata to za dużo. Co do reszty starszych graczy nie powinno być żadnych kalkulacji – jeśli w zamian będzie można dorwać jakiś sensowny pick, albo kogoś młodego, nie należy się nawet zastanawiać. Mówimy jednak o Knicks, tu nigdy nic nie wiadomo.
Detroit Pistons
Oglądanie Detroit Pistons jest w tym sezonie trudne. Andre Drummond jest co prawda w niezłej formie, ale Blake Griffin gra mało, a jeśli gra, to najczęściej słabo. Reszta zespołu praktycznie nie istnieje. Na tym etapie to już chyba jasne, że nie udało się zbudować zespołu wokół Drummonda i Griffina i już się to nie uda. Nie uda się, bo nie ma nikogo ciekawego do wymiany, a z własnej woli nikt jako wolny agent do Detroit nie pójdzie. Nawet nie dlatego, że klub jest jakiś fatalny – to miasto to po prostu jedno z najgorszych miejsc do życia w całych Stanach Zjednoczonych. Cóż więc więcej zostało, niż przebudowa?
źródło:YouTube/Z.Highlights
Andre Drummond kończy swój kontrakt po sezonie, a jego odejście z Detroit jest bardzo prawdopodobne. Być może więc Pistons nie muszą go tracić za darmo. Ostatnie sezony pokazały, że kluby coraz chętniej przyjmują dobrych zawodników na schodzących umowach, by namówić ich na zostanie dłużej. Ten trend mógł się zmienić po odejściu Kawhi z Raptors i Paula George’a z Thunder. Niemniej jednak Drummond ma opcję na sezon 2020/21, więc nagle mogą się z tego zrobić dwa sezony. W wieku 26 lat Drummond notuje średnio najlepsze w karierze 17,6 punktu i 16,5 zbiórki. Fakt że gra w słabych Pistons oraz to, że gra trochę inaczej niż najlepsi gracze ligi jest mylący. To jest gwiazda ligi w swoim prime i ktoś na pewno będzie zainteresowany.