Kasper Suurorg: Legia mnie chciała. W PLK muszę pokazać swoją wartość

– Byłem wkur****, gdy lekarz powiedział, że zerwałem więzadło. Miałem wtedy dobry okres, pojawiła się oferta z Włoch. Teraz muszę wrócić do gry na wysokim poziomie. Polska jest dobrym kolejnym krokiem do rozwoju, do udowodnienia swojej wartości i pokazania, że ponownie jestem gotowy do podjęcia rywalizacji – mówi Kasper Suurorg, koszykarz Energi Trefla Sopot.
Karol Wasiek: Jak się czujesz na parkiecie po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana?
Kasper Suurorg, koszykarz Energi Trefla Sopot: Czuję się naprawdę dobrze. Moi fizjoterapeuci dobrze się mną zaopiekowali. Wspólnie wykonaliśmy kawał ciężkiej pracy.
Może nie jestem jeszcze wystarczająco dynamiczny, ale myślę, że z każdym treningiem wyglądam coraz lepiej. Rozegrałem trzy mecze sparingowe. W pierwszym spotkaniu grałem krótko, ale w kolejnych spędziłem po 25 minut. Wytrzymałem większe obciążenia. Czułem się dobrze po tych meczach.
Nie ukrywam, że przed kontuzją byłem bardzo pewny siebie. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie. Muszę być cierpliwy.
W jakich okolicznościach nabawiłeś się kontuzji kolana?
To był pierwszy mecz drugiej fazy FIBA Europe Cup. Graliśmy u siebie z PAOK-iem Saloniki. Pamiętam, że byłem chory przed tym spotkaniem, ale zdawałem sobie sprawę z rangi tego starcia, dlatego zrobiłem wszystko, by w nim wystąpić.
Generalnie miałem wtedy dobry okres, bo przyjechałem ze zgrupowania kadry Estonii po udanych meczach z Polską. Zagrałem tam sporo minut i nie ukrywam, że odczuwałem zmęczenie. Na dodatek doszła choroba.
Niestety w trakcie tego meczu nabawiłem się bardzo poważnej kontuzji kolana, która wykluczyła mnie z gry na wiele miesięcy.
Co czujesz, gdy wracasz pamięcią do sytuacji, która miała miejsce na początku grudnia 2024 roku?
Teraz jest łatwiej mi o tym mówić, ale uwierz, że wtedy był to dla mnie bardzo trudny okres pod kątem mentalnym. Rozgrywałem dobry sezon, czułem, że idę do przodu, a tu nagle taka sytuacja, która storpedowała moją karierę.
Mogę zdradzić, że przed kontuzją otrzymałem kilka ofert z innych klubów – miałem np. bardzo ciekawą propozycję z Serie A. To był dla mnie jasny sygnał, że inni obserwują moją grę, która rozwija się i idzie cały czas do przodu.
Nie ukrywam, że byłem wkur****, gdy lekarz przekazał mi ostateczną diagnozę. “Co za pech” – pomyślałem sobie. Na szczęście w trudnych chwilach mogłem liczyć na wsparcie rodziny, która była na miejscu w Tallinie.
Moi fizjoterapeuci wykonali naprawdę dobrą pracę. W tym wszystkim widzę tylko jedną pozytywną kwestię.
Jaką?
Gdyby do urazu doszło w kwietniu-maju, to cały następny sezon miałbym z głowy. Z racji tego, że to stało się w grudniu, to miałem czas, by przygotować się do kolejnego sezonu. Zdążyłem z przygotowaniami na pre-season i teraz jestem gotowy do powrotu na odpowiednie tory.
Nie masz w głowy myśli: “co by było, gdyby…”? Mam na myśli dobra gra w Kalevie i w kadrze Estonii, pojawiające się oferty z innych krajów.
Staram się o tym nie myśleć, choć wiem, że nam – Estończykom – wcale nie jest tak łatwo wskoczyć na najwyższy poziom. Myślę o tym, by iść krok po kroku. Polska była dla mnie naprawdę dobrym kolejnym krokiem do rozwoju, do udowodnienia swojej wartości w tych rozgrywkach i pokazania, że ponownie jestem gotowy do podjęcia rywalizacji.
Rozmawiałeś z kimś na temat PLK?
Tak. Miałem kilku przyjaciół, którzy grali w tej lidze. Rozmawiałem z Janarim Joesaarem, który był zawodnikiem Anwilu i Dzików. To świetny gracz. Zastanawia mnie, dlaczego teraz wybrał taki kierunek (śmiech). Do PLK wrócił Matthias Tass. Świetną robotę wykonał trener Heiko Rannula, który został mistrzem Polski z Legią Warszawa.

Czy rozmawiałeś z trenerem Rannulą na temat ewentualnej współpracy w Legii?
Tak. Legia była mną poważnie zainteresowana. To było w momencie zakończenia sezonu. Na przełomie czerwca i lipca. Trener Rannula chciał ze mną współpracować, widział mnie w składzie. Do transakcji nie doszło i w sumie nie wiem, dlaczego tak się wydarzyło. Nie jestem jednak tym faktem rozczarowany. Trafiłem do Trefla, klubu, który jest dobrze poukładany i ma duże ambicje.
Czy to prawda, że to nie jest dla ciebie pierwsza wizyta w Sopocie?
Tak. Byłem w Sopocie – jako zawodnik TalTech – podczas turnieju EYBL do lat 15. Pamiętam, że rozegraliśmy wtedy pięć spotkań. Miałem dobre wspomnienia z Sopotu.
Miasto było ładne, ludzie pomocni i przyjaźni. Teraz jest podobnie. Ciekawostką jest fakt, że trenera Larkasa znałem z czasów młodzieżowych. On był trenerem kadry Finlandii. Często nasze drogi w juniorskim baskecie krzyżowały się.
Dlaczego twoja przygoda ze Stanami Zjednoczonymi na uczelni St. Francis trwała tylko rok?
Odpowiedź jest bardzo prosta: koszykówka w USA nie jest dla mnie. Kompletnie mi styl gry nie pasował. Poziom rozgrywek też nie był najwyższy, dlatego zdecydowałem się wrócić do Europy.
Ogólnie pobyt w USA był cennym doświadczeniem. Poznałem kulturę i język. Także znacząco wzmocniłem swoje ciało na siłowni. Amerykanie poświęcają temu dużo uwagi.
Nie wszyscy to wiedzą, ale w zespole grałeś z Maxem Egnerem, który teraz będzie reprezentował barwy Kinga Szczecin.
Mogę go nazwać moim przyjacielem. Cieszę się, że niedługo się zobaczymy i znów zamienimy kilka słów. Max jest super facetem. Życzę mu jak najlepiej w Kingu.
Czego możemy się po tobie spodziewać na parkietach PLK?
Jestem wysokim rozgrywającym, który może podawać piłkę na różne sposoby do kolegów. Lubię współpracować z podkoszowymi. Na pewno chcę pełnić ważną rolę w zespole, także po bronionej stronie parkietu.
Trener wie, że może ze mną grać obronę typu switch. Mogę z łatwością kryć zawodników od pozycji 1 do 4. Nie ma z tym żadnego problemu.
Czy jesteś typowym rozgrywającym?
Mogę i lubię grać na obu pozycjach obwodowych. Tak było podczas ostatniego sezonu w Kalevie. Jednak warto zauważyć, że w dzisiejszej w koszykówce te pozycje mocno się zatarły. Nie ma już większej różnicy między pozycją 1 a 2. Wszyscy są uznawani jako tzw. “ball-handlerzy”. Myślę, że będą fragmenty, gdy razem z Kubą Schenkiem będziemy występowali na parkiecie.
-
Tak
-
Nie
-
Tak43 głosów
-
Nie18 głosów