Kamil Łączyński: Liczyłem, że oferta pojawi się dużo szybciej

– Nie ma złej krwi między mną a Anwilem. Uważam, że zasługiwałem na to, żeby w trakcie sezonu otrzymać ofertę. Dochodziły do mnie jedynie informacje o wstępnym zainteresowaniu. Brakowało konkretów na papierze, a nie będę ukrywał, że na to bardzo liczyłem – mówi Kamil Łączyński, nowy zawodnik AMW Arki Gdynia.
Karol Wasiek: Dlaczego Kamil Łączyński odszedł z Anwilu Włocławek i podpisał umowę z AMW Arką Gdynia?
Kamil Łączyński, nowy zawodnik AMW Arki Gdynia: Wiele czynników miało wpływ na moją decyzję. Niewątpliwie jednym z najważniejszych był fakt, że mój syn, z którym jestem bardzo zżyty, mieszka na co dzień w Trójmieście. W tym sezonie nie miałem praktycznie z nim kontaktu. To był pierwszy taki sezon i nie ukrywam, że tęsknota z obu stron była naprawdę duża. Z mojej strony była dużo większa chęć utrzymywania kontaktu na co dzień. Dojrzewałem do tego z każdym miesiącem. To była kwestia priorytetowa. Chodziło mi nawet po głowie zakończenie kariery, jeśli nie będę miał żadnej oferty z klubów nadmorskich.
Finalnie pojawiła się opcja połączenia tych dwóch rzeczy – bycie bliżej syna i kontynuowania kariery. Otrzymałem ofertę z AMW Arki, która – jako klub – była bardzo zmobilizowana, z prezesem Wołoszynem na czele. Myślę, że od momentu otrzymania oferty do ustalenia wszystkich warunków nie minęły nawet dwie doby. Cieszę się, że tak to się potoczyło.
To nie było tak, że nie chciałem kontynuować kariery we Włocławku. Każdy z nas kieruje się jednak czymś innym w życiu. Każdy ma swoje wartości i priorytety i oczywiście nie każdy musi to zrozumieć. Nie ma złej krwi między mną a Anwilem, ale też chciałbym dodać, że nie wiem, jakby to wszystko się potoczyło, gdybym otrzymał ofertę dużo wcześniej. Mam na myśli w trakcie trwania sezonu.
Czekałeś na tę ofertę?
Bardzo na nią czekałem. Myślę, że w tym wieku nikt nie podejrzewał, że będę w stanie tak grać na pozycji rozgrywającego – praktycznie w pojedynkę – przez większą część sezonu. To było prawie po 30 minut w każdym spotkaniu pod nieobecność Luke’a Nelsona. I to na dwóch frontach – PLK i w FIBA Europe Cup. Zespół miał świetny bilans w PLK, będąc niemal od początku do samego końca na fotelu lidera.
Wydawało mi się, że zasługiwałem na to, żeby otrzymać chociaż jakąś ofertę. Dochodziły do mnie jedynie informacje o wstępnym zainteresowaniu. Brakowało konkretów na papierze, a nie będę ukrywał, że bardzo na to liczyłem.
W trakcie trwania fazy play-off wysłałem ci sms-a z zapytaniem, czy klub złożył już oficjalną propozycję. Odpowiedziałeś, że odbyła się jedynie luźna rozmowa bez konkretów.
Dokładnie tak. Nie było żadnej wiążącej rozmowy o kwotach. Prezes Pszczółkowski uznał, że z taką propozycją będzie czekał niemal do samego końca. Tę ofertę usłyszałem w okolicach zakończenia sezonu. Nie chcę mówić, czy to było za późno czy to była zła oferta, ale spodziewałem się, że te ruchy będą wykonane dużo szybciej.
Timing jest bardzo ważny. Zwłaszcza w koszykówce. Nie wiem, jaka byłaby moja reakcja, gdyby oferta pojawiła się dużo wcześniej. Może inaczej bym na tę ofertę spojrzał? Miałbym na pewno dużo większą zagwozdkę niż miałem ją teraz.
Czy oferta z Anwilu była w momencie, gdy byłeś już “po słowie” z Arką?
Nie. Te oferty pojawiły się niemal w tym samym czasie.

Jak odebrałeś oficjalny komunikat ze strony Anwilu Włocławek na temat twojego odejścia do AMW Arki?
W komunikacie nie pojawiło się nic, co jest nieprawdą. Jednym z podstawowych czynników mojego odejścia była kwestia rodzinna. Jest prawdą, że dostałem ofertę dwuletniego kontraktu za wyższe pieniądze. To był kontrakt gwarantowany do końca czerwca 2027 roku.
Natomiast to też nie jest tak, że ja podpisałem umowę z AMW Arką za “drobne”. To też jest bardzo dobra kwota, choć mniejsza niż to co oferował Anwil. Widziałem, że ludzie pisali, iż ja wykorzystuję Arkę do podbicia swojej ceny w Anwilu. Nigdy tego nie robiłem. Dwa lata temu było tak samo.
Dostałem wtedy świetną propozycję z Legii Warszawa. Na znacznie lepszych warunkach niż to co oferował Anwil Włocławek. Zdecydowałem się zostać we Włocławku właśnie z tych samych względów, co teraz wybrałem Arkę Gdynia.
Arka przedstawiła mi – oprócz finansów – ciekawy projekt. Mam być – jako gracz doświadczony – ważnym elementem w układance gdyńskiego zespołu. Gra w Arce jest dla mnie dużym wyzwaniem sportowym i życiowym. Cel założony przez szefostwo klubu zakłada grę w fazie play-off. Jest ekscytacja, bo wchodzę w nowe środowisko. Muszę wszystkich dookoła poznać.
Gdy myślisz Kamil Łączyński, mówisz Anwil Włocławek. Jesteś jedną z ostatnich ikonicznych postaci tego klubu. Czy jednak nie myślałeś o tym, by zostać w klubie do końca kariery i doczekać momentu zawieszenia koszulki pod kopułą hali?
Zacznę od początku. Nie ukrywam, że dobrze czułem się we Włocławku, zbudowałem tam wiele nowych znajomości. Mój charakter idealnie pasował do charakteru tego klubu i miasta. Cieszę się, że spędziłem tam osiem wspaniałych lat. To jest mekka koszykówki. Bez dwóch zdań.
Samo powieszenie koszulki? Pewnie – super moment. Uważam, że zrobiłem wiele dla klubu i tego miasta, ale też sam sporo dostałem. Jestem za to bardzo wdzięczny. Otrzymałem pomoc na wielu frontach.
Czy koszulka będzie wisiała pod dachem? Decyzja nie należy do mnie. Ja zrobiłem wiele, żeby ludzie we Włocławku zapamiętali moje nazwisko. Sam pomysł projektu obywatelskiego i jego realizacja z boiskiem z moim nazwiskiem przy Hali Mistrzów jest czymś wspaniałym. To wiele dla mnie znaczy, że tak dużo osób było za tą inicjatywą.
Czy gra przez kolejne dwa lata nie zmieniłaby twojego położenia w kontekście koszulki pod dachem hali?
(chwila zastanowienia) Myślę, że nie. Powiem jeszcze raz – to nie jest tak, że ja nie chciałem zostać we Włocławku. Na szali było jednak kilka innych, ważnych rzeczy. Trzeba było podjąć decyzję. Myślę, że ta decyzja dla mnie, i mojego syna, jest po prostu najlepsza, jaką mogłem podjąć. Smutek jednak jest. Nie było łatwo tak po prostu powiedzieć: “odchodzę”.
Podsumowując: koszulka pod dachem byłaby fantastyczną sprawą. Sam jestem ciekaw, czy ktoś zagra z “9” na plecach w tym najbliższym sezonie. To się okaże. Te osiem sezonów to naprawdę dobry wynik. Jestem wysoko w tej klasyfikacji. To super sprawa. Na pewno była myśl, żeby zakończyć karierę we Włocławku…

I zostać tam trenerem?
Może kiedyś. Na razie jestem czynnym zawodnikiem. Choć niedługo rozpoczynam kurs trenerski w Szkole Trenerów. Będzie tam wielu czynnych graczy. Jest to pomysł na przyszłość.
Czy to prawda, że syn Antek poszedł w ślady ojca i też gra w kosza?
Bardzo lubi koszykówkę i sprawia mu to radość na tym etapie życia. Ale na pewno nie będę go zmuszał do grania w koszykówkę. To musi być jego decyzja.
Na co dzień trenuje w Akademii Trefla Sopot?
Tak. Ze względu na to, że mieszka z mamą w Gdańsku to najbliżej było do Sopockiej Szkółki AK7, którą zarządza Marcin Stefański. Z nim się skontaktowałem w poprzednie wakacje. Doszliśmy do porozumienia. Biega sobie, pyka, cieszy się grą. Ciekawostką jest fakt, że w tej samej drużynie gra syn Bartłomieja Wołoszyna.
Czy prawdą jest, że trener reprezentacji Polski Igor Milicić odezwał się do ciebie?
Tak. Można powiedzieć, że to była taka rozmowa po latach. To była dobra i potrzebna dyskusja. Ja usłyszałem, co Igorowi chodzi po głowie w kontekście mojej osoby w reprezentacji Polski. Powiedziałem też, jaka wygląda moja sytuacja. Wiem, co mogę dać, biorąc pod uwagę mój wiek. Dopóki zdrowie mi na to pozwala, to zawsze jestem gotowy do gry w kadrze Polski i być jej ważną częścią.
To temat otwarty. Będziemy dalej w kontakcie. To zależy od wielu czynników, czy znajdę się finalnie w kadrze Polski.
Czy to była oczyszczająca rozmowa między wami?
Myślę, że tak. To była pierwsza rozmowa od czasów rozstania w 2019 roku. Zdania nie zmieniam – nie podobał mi się tamten ruch, którego inicjatorem był Igor Milicić. Nie potrafiłem – tak jak to trener zrobił – spojrzeć na ten ruch tylko z punktu widzenia biznesowego. Patrzyłem na to przez pryzmat wielu wspólnych lat i znajomości, którą mieliśmy. Przepracowałem to, choć nie było łatwo. Pracowałem z psychologiem przez dłuższy okres. Nie ma już z mojej strony złej krwi.
-
Tak
-
Nie
-
Tak158 głosów
-
Nie109 głosów