Kacper Borowski: Liczyłem, że King odpuści

– Chciałbym zakończyć temat Kinga i skupić się na koszykówce. Ta pierwsza sprawa kosztowała mnie sporo nerwów. Próbowałem to ukrywać, ale żyłem w niepewności, bo nie wiedziałem, jak to wszystko się potoczy. Ten sezon to duży rollercoaster emocjonalny – mówi Kacper Borowski, zawodnik PGE Spójni Stargard.
Karol Wasiek: W ostatnich dniach okna transferowego twoje nazwisko było łączone ze Śląskiem Wrocław. Czy coś było na rzeczy?
Kacper Borowski, zawodnik PGE Spójni Stargard: W ostatnim dniu okna transferowego zadzwonił do mnie agent i powiedział, że Śląsk Wrocław mnie chciał, czym mnie mocno zaskoczył, bo ostatnio takie głosy do mnie nie dochodziły.
Czy temat odejścia pojawił się wcześniej?
Za czasów trenera Urlepa dowiedziałem się, że mam zielone światło na zmianę klubu. To było po meczu ze Śląskiem Wrocław, w którym nie wyszedłem na boisko nawet na sekundę. Finalnie do tego nie doszło i myślałem, że ten temat jest zamknięty, ale widocznie byłem w błędzie.
Czy to wpływa na twoją obecną formę i samopoczucie?
Staram się to wyrzucić z głowy, by być gotowym na każdy mecz. Ale nie jest łatwo, zwłaszcza gdy widzę na różnych portalach nowe informacje czy żarciki na mój temat. Wtedy ta lampka znów się pojawia i trzeba na nowo sobie z tym radzić.
Niestety cały czas ciągnie się sprawa z Kingiem Szczecin, która mocno wpływa na moje samopoczucie.
Na jakim etapie jest sprawa?
King odwołał się od decyzji, która zapadła pod koniec października. Składanie dokumentów dobiegło końca i w tym momencie czekamy na decyzję ze strony FIBA.

Jest wyznaczony termin?
Nie. FIBA – co mówił mi agent – bardzo przeciąga całą sprawę. Kiedyś było tak, że osoba prowadząca tę sprawę wyjechała na wakacje i obie strony musiały czekać na końcowy werdykt.
Czekam na tę decyzję. Żyję przez to w dużej niepewności. Chciałbym zakończyć ten temat i skupić się na koszykówce. Trochę mi ta pierwsza sprawa krwi napsuła. Czekałem na list czystości. Powiem wprost: koszykówka to moja praca i jedyny sposób na zarabianie pieniędzy. Jestem głównym źródłem utrzymania w rodzinie.
Próbowałem to ukrywać, ale “byłem na szpilkach”, bo nie wiedziałem, jak to wszystko się potoczy. Dużo stresu mnie to kosztowało (chwila pauzy). Powiem świeżości nastąpił po decyzji, ale nie ukrywam, że liczyłem na to, że King odpuści i nie będzie składał odwołania.
Czy w momencie otrzymania listu czystości PGE Spójnia była jedną opcją na stole?
Były inne opcje. Dostałem telefon z Twardych Pierników, a wcześniej z Arki. Wybrałem PGE Spójnię głównie ze względu na sentyment związany z trenerem Andrejem Urlepem. To był mój pierwszy ekstraklasowy trener, który dał mi minut w Czarnych Słupsk.
Ciekawostką jest fakt, że trener wypuszczał mnie na początek meczu, by wygrać… jump-balla, bo nasz center Garrett Stutz – mimo wzrostu 215 cm – miał z tym olbrzymi problem. Były z trenerem Urlepem jasne zasady: jak będę pewne rzeczy robił dobrze, to będę grał. Wtedy nawet grałem jako “trójka”. Sentyment pozostał i za tym teraz poszedłem.
To był błąd?
Możliwe, że można tak powiedzieć w kontekście współpracy z trenerem Urlepem. W kontekście samego klubu takich słów nie mogę użyć.
Masz 30 lat, a już sporo w koszykarskim życiu doświadczyłeś.
To prawda. Kiedyś – za czasów PGE Turowa – nie dostałem dużej sumy pieniędzy. Wiedziałem, że wygram sprawę w sądzie, ale nie było sensu iść, bo klub i tak by mi nic nie wypłacił z racji bankructwa. Spółka ogłosiła upadłość.
Nie ukrywam, że ten sezon to wzloty i upadki. Taki prawdziwy rollercoaster. Chciałbym ustabilizować sytuację pozaboiskową, która wpływa na mój mental.
-
Tak
-
Nie
-
Tak422 głosów
-
Nie328 głosów