Jovan Novak: Nauczyłem się grania na ulicy

Jovan Novak: Nauczyłem się grania na ulicy

Jovan Novak: Nauczyłem się grania na ulicy
Jovan Novak / foto: Andrzej Romański / PLK

Ostatnio zaczepił mnie Piotr Pamuła i powiedział w żartach coś w stylu: „Jovan, od kiedy ty tak zacząłeś podawać? Kiedyś tylko rzucałeś”. Z wiekiem zacząłem dostrzegać, że na mojej pozycji ważniejsze jest kreowanie gry i pozycji kolegom. W Kingu mam komu podawać – mówi Jovan Novak, koszykarz Kinga Szczecin.

Karol Wasiek: Czy przed przyjściem do Kinga znałeś Andrzeja Mazurczaka?

Jovan Novak, zawodnik Kinga Szczecin: Nie znaliśmy się osobiście, ale oczywiście wiedziałem, kim on jest i co zrobił w ostatnich latach dla Kinga Szczecin. Niedawno mieliśmy okazję dłużej porozmawiać i szybko złapaliśmy wspólny język. Andrzej zaczął sypać różnymi słówkami po serbsku. Śmiał się, że Apić i Nenadić próbowali go uczyć serbskiego podczas wspólnej gry w Zastalu.

Dostrzegłem po tych kilku tygodniach pobytu w Szczecinie, że Andrzej jest darzonym ogromnym szacunkiem. Nie dziwię się, bo naprawdę sporo zrobił dla tego klubu. To fajny gość, lubię z nim rozmawiać.

Trener Miłoszewski ostatnio mówił, że macie sporo wspólnych cech. Jedną z nich jest poczucie humoru. Mówił, że zawsze jesteś uśmiechnięty i lubisz żartować.

Zawsze byłem pozytywny. Uwielbiam żartować. To mój styl bycia. Jeśli będę poważny, to znaczy, że coś jest nie tak ze mną lub dookoła. Dlatego nie lubię pracować z trenerami, którzy są sztuczni i zmieniają się tuż po wejściu do hali. Przed nią są uśmiechnięci i pozytywni, a później zakładają maskę i zmieniają się w tyranów. To kompletnie bez sensu. Bądź sobą.

Arkadiusz Miłoszewski nie tylko zna się na koszykówce, ale umie też budować relacje z zawodnikami. Umie rozmawiać, ale też słuchać, co jest dużą wartością. I co ważniejsze: potrafi to też później wprowadzić do życia. Trener Miłoszewski daje dużo wolności graczom, którzy dobrze czują się w jego systemie.

Umowę z Kingiem podpisałeś pod koniec grudnia. Czy to prawda, że klub dzwonił do ciebie już dwa tygodnie wcześniej?

Tak, to prawda. Masz dobre źródła (śmiech). Agent zadzwonił mnie wtedy i powiedział: “klub z Polski jest tobą zainteresowany”. Odpowiedziałem wprost: “mam umowę i nie zamierzam się ruszać”. Jednak po dwóch tygodniach sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Klub mnie zwolnił i miałem ogromne szczęście, że King w tym czasie nie znalazł rozgrywającego. 

Czy mógłbyś opowiedzieć o kulisach rozstania z FMP Belgrad?

Byłem w szoku, bo żyłem z władzami klubu i trenerami w bardzo dobrych relacjach. Nawet bym powiedział, że byliśmy jak przyjaciele. Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy i otwarci. Ludzie tam pracujący szanowali moje zdanie na wiele różnych tematów.

Jeśli ktoś kiedyś by mi powiedział, że moja współpraca z FMP tak się zakończy, to nigdy bym w to nie uwierzył. Mógłbym się nawet założyć o setki tysięcy dolarów. Może lepiej, że tego nie zrobiłem, bo teraz nie miałbym takiej kasy (śmiech).

W tym wszystkim nie chodzi o koszykówkę czy pieniądze, ale o relacje, które budowaliśmy przez lata.

W marcu, gdy wracałem z Chin, władze FMP odezwały się do mnie, by pomóc drużynie w utrzymaniu się w lidze. Podpisałem umowę z myślą, że zostanę tam na długo. Może nawet już do końca mojej kariery?

Dlaczego?

Bo ja jestem człowiekiem, który nie lubi zbyt często zmieniać klubów. Zwłaszcza że jestem już w takim wieku, że zależy mi na tym, by być jak najbliżej domu. Mieszkałem 10 minut od hali, trener był naprawdę w porządku, klub dobrze zorganizowany. Graliśmy jakościową koszykówkę, a ja pod koniec sezonu otrzymałem propozycję kontraktu na kolejne dwa lata. Nie zastanawiałem się zbyt długo, bo wiele kwestii sportowych i życiowych mi się tu zgadzało. Chciałem zostać w Belgradzie na dłużej. Niestety z dnia na dzień musiałem przerwać tę przygodę.

Przed grą w FMP byłeś w Chinach. Jak wspominasz ten okres w karierze?

Doświadczyłem zupełnie czegoś nowego. Zapamiętam ten okres bardzo pozytywnie. Chińskie kluby są świetnie zorganizowane. To takie małe NBA. Miałem tam najwyższy kontrakt w karierze. Zawodnicy nie mogą tam na nic narzekać. Spodobało mi się też samo życie w Chinach. Szybko się do tego przyzwyczaiłem. Pod względem koszykarskim też było w porządku. Grałem w jednym zespole z Jaredem Sullingerem, byłym zawodnikiem NBA i Darylem Maconem.

Była wtedy zasada, że tylko jeden gracz zagraniczny może być na parkiecie, więc za dużo nie grałem, gdy miałem takich kolegów obok siebie. Trener – co zrozumiałe – stawiał na nich. Brakowało odpowiedniej liczby minut dla nas wszystkich. Teraz została zmieniona zasada i dwóch obcokrajowców może być na parkiecie w tym samym czasie.

Podczas Pucharu Polski widziałem, że po meczach długo rozmawiałeś ze znajomymi na trybunach. Czy można powiedzieć, że Polska to twój drugi dom?

Jak najbardziej. Byłem mocno zaskoczony liczbą znajomych twarzy na Pucharze Polski. Niektórzy zawodnicy, z którymi kiedyś grałem, teraz pełnią inne role w koszykówce. Np. Bartłomiej Wołoszyn jest prezesem AMW Arki Gdynia. Fajnie było ich wszystkich jeszcze raz zobaczyć i porozmawiać na wiele różnych tematów.

Spotkałem też Piotra Karolaka, ojca Jakuba, z którym grałem w PGE Turowie. To bardzo fajna rodzina. Zawsze byli mili i życzliwi wobec mnie.

Dlaczego Jovan Novak rzuca trójki z jednej nogi? Jaka jest tego geneza?

Spójrz na mnie. Ja nie jestem zbyt wysoki, atletyzm to też nie jest mój atut. Musiałem znaleźć sposób, który da mi możliwość oddawania rzutów, gdy jest przede mną obrońca. W młodości dostrzegłem, że bardzo trudno bronić taki rzut, więc zacząłem nad tym jeszcze mocniej pracować, by doszlifować ten element do perfekcji.

Ciekawostką jest fakt, że kiedyś oddawałem znacznie więcej rzutów. Dużo myślałem o tym, by zdobywać punkty. Ostatnio zaczepił mnie Piotr Pamuła i powiedział w żartach coś w stylu: “Jovan, od kiedy ty tak zacząłeś podawać? Kiedyś tylko rzucałeś”.

Skąd w takim razie taka przemiana?

Z wiekiem zacząłem dostrzegać, że na mojej pozycji ważniejsze jest kreowanie gry i pozycji kolegom, zwłaszcza gdy masz wokół siebie zawodników o dużej jakości. W Kingu, który ma dużo dobrych graczy, pełnię rolę rozgrywającego, który w pierwszej kolejności dba o organizowanie gry. Mam komu tu podawać piłkę: Whitehead, Woodard, Dziewa czy Meier, który jest wybitnym strzelcem. Ja nie rzucam lepiej od nich, więc moim zadaniem jest wykreowanie im jak najlepszych pozycji.

Myślisz już o przyszłości i życiu po życiu?

Czasami o tym myślę. Wszyscy dookoła powtarzają mi, że powinienem zostać trenerem. “Dobrze się na tym znasz, czujesz koszykówkę, idź w to” – słyszę. Coś w tym jest. Koszykówka sprawia mi wiele radości, chciałbym zostać w tej dyscyplinie na dłużej. Poza tym czuję, że dobrze odnalazłbym się w roli trenera. Pod kątem koszykarskim, rozumienia gry, ale też budowania relacji z ludźmi.

Gdzie nauczyłeś się koszykówki?

Na ulicy. W młodości bardzo często grałem 3vs3. To były mecze na ulicy. Tam wszystkiego się nauczyłem: czytania gry, rozgrywania pick&rolla, atakowania ludzi, którzy nie są dobrymi obrońcami. Przychodziłem i grałem. Poprzez kolejne gry wyciągałem wnioski i nabierałem cennego doświadczenia. Myślę, że teraz to procentuje, bo w tym momencie gram bardzo podobnie. Nie ma w mojej grze przesadnej kombinatoryki. Staram się korzystać ze swoich atutów. 

Czy King Szczecin zdobędzie medal w tym sezonie?
522 użytkowników już oddało swój głos Ankieta
  • Tak – złoty
  • Tak – srebrny
  • Tak – brązowy
  • Nie
  • Tak – złoty
    195 głosów
  • Tak – srebrny
    87 głosów
  • Tak – brązowy
    119 głosów
  • Nie
    121 głosów
Wczytywanie…