Jazz za burtą, Clippers w Finale Konferencji! Bohaterem… Terance Mann!
PHI [3] – ATL [3] – 104:99
UTA [2] – LAC [4] – 119:131
Szalone są ostatnie dni w NBA – naprawdę szalone. Zarówno poza boiskiem, jak i na nim. Los Angeles Clippers wygrywają z Jazz, awansując po raz pierwszy w historii do Finałów Konferencji. Dacie wiarę, że nie dokonali tego nigdy z Chrisem Paulem i Blakiem Griffinem? Dokonał tego jednak teraz – bez Kawhi Leonarda, za to z Terancem Mannem.
W pewnym momencie wydawało się, że jest po wszystkim. Na chwilę po rozpoczęciu trzeciej kwarty, Jazz prowadzili różnicą 25 oczek. Donovan Mitchell mimo problemów zdrowotnych robił co mógł. Clippers stać było jednak na zryw – wygranie trzeciej kwarty 41:22, czwartej 40:25. Całą drugą połowę wygrali 81:47, trafiając w tym czasie 71% rzutów. A wszystko to na barkach drugoroczniaka. Terance Mann 20 ze swoich 39 (!) punktów zdobył w trzeciej kwarcie, przewodząc szarży Clippers. W całym meczu trafił 7/10 rzutów z dystansu.
Mann zagrał aż 36 minut w dużej mierze dzięki usprawnieniu trenera Tyronna Lue, którym było zejście do grania niskimi ustawieniami i danie Ivicy Zubacowi tylko 5 minut w tym spotkaniu. Clippers sprawili, że grający przeciwko niskim lineupom Rudy Gobert, wyciągany spod kosza, ukrywany w strefie, ale nie potrafiący wykorzystać przewagi wzrostu w post-up, zanotował najgorszy w całym meczu plus/.minus na poziomie -24. Lue wyrasta na najlepszego trenera tych Playoffów, jeśli chodzi o reagowanie na problemy. Opieszałość w serii z Mavs tego nie zwiastowała.
Świetny mecz zagrał także rozgrywający, Reggie Jackson, który w wieku 30 lat przywraca swoją karierę na właściwe tory. Zdobył on 27 punktów, z czego 14 w trzeciej kwarcie, kiedy odrabiano straty. Do tego dodał 10 asyst i 3 przechwyty.
Dobrze zaprezentował się też Paul George, z dorobkiem 28 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst.
Jazz postawili wszystko na jedną kartę. Zagrał i Mike Conley i Donovan Mitchell – status obu był przed meczem niepewny z powodu urazów. Po Conley’u było to niestety widać – ból w połączeniu z brakiem ogrania (pauzował od dwóch tygodni) skutkowały skutecznością 1/8 z gry i dorobkiem 5 punktów i 6 strat w 25 minut. Inaczej sprawa miała się z Mitchellem. On na swojej podkręconej kostce dwoił się i troił, zdobywając ostatecznie 39 oczek, dodając 9 zbiórek i 9 asyst przy skuteczności 9/15 za trzy.
Zobaczcie jak potrajany bywał Mitchell na piłce:
Ale odbyły się tej nocy dwa mecze. W drugim z nich Sixers udało się pokonać (nie bez problemów) Hawks, doprowadzając tym samym do meczu numer siedem, który odbędzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek o godzinie 2:00 i będzie ostatnim meczem drugiej rundy.
Sixers, podobnie jak Clippers, wyszli na prowadzenie dopiero w drugiej połowie – choć skala była odpowiednio mniejsza. To zasługa trzech zawodników, którzy zdobyli dla Philly ponad 20 oczek – byli to kolejno Joel Embiid (22 pkt, 13 zb), Tobias Harris (24 pkt, 5 zb) i Seth Curry (24 pkt). Zwłaszcza ten ostatni popisał się dobrą skutecznością, trafiając 8/14 rzutów z gry, oraz 6/9 za trzy:
Po drugiej stronie znów robił co mógł Trae Young. Tym razem 34 punkty i 12 asyst okazało się niewystarczające. Ciężko jednak wygrać mecz z Sixers, kiedy rzuca się od nich gorzej z dystansu. Podczas gdy Philly trafili łącznie 12/29 (41,4%) prób z dystansu, Hawks trafili ich w całym meczu 10/31 (32,3%).
Słaby mecz zagrał John Collins, z zaledwie 7 punktami na koncie. Dwa z nich były jednak wyjątkowo efektowne:
Mimo zwycięstwa, widać u Sixers kłopoty. Zwłaszcza w kontekście Bena Simmonsa, który stanowi zerowym zagrożenie rzutowe. Dziś zdobył 6 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst. W obronie daje bardzo dużo, ale od gwiazdy wymagamy więcej, niż 6 rzutów w meczu. Do tego, że nie jest dobry z dystansu się przyzwyczailiśmy, ale jego rzut się chyba tylko pogarsza – spod kosza też nie daje już rady.