Jayson Tatum skradł show w meczu numer 7! Sixers zgaśli na naszych oczach, Boston w Finale Konferencji!
Dwa tygodnie temu Steph Curry w starciu z Kings ustanowił rekord NBA. Jako pierwszy w historii Game 7 zdobył przynajmniej 50 punktów. Ba, zdobył ich dokładnie 50. Steph swoim rekordem nie nacieszył się jednak długo. Dziś przyszedł po niego Jayson Tatum – poprawił go o punkt:
PHI – BOS – 88:112 [3-4]
W pierwszej połowie udawało się jeszcze Sixers zatrzymywać Boston. Czasem dosyć dosłownie:
Siódme mecze serii miewają wyjątkowa atmosferę. Hala w Bostonie tylko dodaje takim okolicznościom ognia. Było głośno, było tłoczno i na początku mogło wydawać się, że Sixers trochę to przytłacza (zaczęli 1/6 z gry). Szybko się jednak ocknęli, James Harden znalazł kilka świetnych podań, a PJ Tucker grał jak nigdy. W pierwszej kwarcie zdobył 11 punktów – tyle, ile w dwóch poprzednich meczach razem wziętych:
Mecz był pełen napięcia, a co za tym idzie błędów, ale był wyrównany. Typowa szarpanina. Oba zespoły z dośc ograniczonymi pomysłami na grę. Sixers, dla których Harden wchodził pod kosz i odrzucał piłkę na obwód (wciąż i w kółko) i Celtics, dla których Tatum oddawał rzuty przez ręce. Zanosiło się na to, że tak będzie wyglądał ten mecz aż do końca.
Sixers na starcie drugiej kwarty prowadzili już różnicą 9 punktów. Łapali pewien rytm. Rytm ten zburzyła dłuższa przerwa spowodowana oglądaniem przez sędziego powtórek tego, jak James Harden trafił Jaylena Browna w twarz:
Harden dostał niesportowy, Brown trafił oba wolne, a Boston miał jeszcze piłkę z boku, co przełożyło się na kolejne punkty. Prowadzenie zaczęło Sixers uciekać przez palce. Choć po dwóch kwartach schodzili już ze stratą 4 punktów, mogli jeszcze powalczyć.
Mogli. Niestety, Sixers nie wyszli z szatni.
Boston Celtics wygrali 3. kwartę wynikiem 33:10.
Zabrakło pomysłu. Zabrakło reakcji trenera, zmiany rotacji w odpowiednim momencie. Sixers nadal próbowali odrzutów Hardena, nadal próbowali grać proste akcje przez Embida. Al Horford usiadł jednak na Embiidzie, wspierany będącymi blisko i schodzącymi w razie potrzeby do podwojenia kolegami:
Joel Embiid i James Harden w całym meczu trafili łącznie mniej rzutów, niż popełnili strat. Embiid był potwornie nieskuteczny (5/18 z gry, 0/4 za trzy) i w trzeciej kwarcie wyglądał, jakby nie chciał tam już być. James Harden nawet nie próbował przesadnie rzucać (3/11 z gry, 1/5 za trzy). Tyrese Maxey pchał rzuty po koźle, a najlepszym punktującym zespołu był Tobias Harris, chociaż trafił 1/7 za trzy.
Widać było namacalną niemoc i rezygnację. Kiedy James Harden w dwóch kolejnych posiadaniach posłał piłkę na aut i zaliczył błąd połowy, z zawodników Sixers dosłownie uchodził duch, tam na parkiecie, na żywo w telewizji:
Na końcu 'rezygnacja’ była jedynym uczuciem, jakie istniało w ich głowach:
W głowach zawodników Celtics nie istniało z kolei pojęcie 'litość’:
pojęcie 'litość’ nie istniało tej nocy zwłaszcza w słowniku Jaysona Tatuma. Nie zaczął on tego meczu wybitnie. Grał na niezłej skuteczności, ale oddawał dość trudne, wymuszone rzuty, nie dzielił się piłką, Boston grał koszykówkę bez pomysłu. Po przerwie to się zmieniło. Piłka nabrała trochę pędu, a Tatum nabrał temperatury.
W trzeciej kwarcie równolegle obok rozpadu Sixers oglądaliśmy także Jayson Tatum Show – swoja energią dwa jakże kontrastujące wątki tego meczu. Tatum w drugiej połowie trafił 8/12 z gry (66,7%), 5/7 za trzy (71,4%!) i chyba nie było na niego odpowiedzi w żadnym języku świata. W sumie zdobył 51 punktów, 13 zbiórek i 5 asyst i wprowadził Celtics do Finałów Konferencji: