Jakub Musiał: Słodko-gorzki smak mistrzostwa

Jakub Musiał: Słodko-gorzki smak mistrzostwa

Jakub Musiał: Słodko-gorzki smak mistrzostwa
Jakub Musiał / foto: Andrzej Romański / PLK

Fajnie jest być częścią mistrzowskiego zespołu, ale głód grania zwycięża. Ambicja sportowa jest zawsze na pierwszym miejscu. Idę do Czarnych, bo chcę być jednym z liderów drużyny, która gra o medale – mówi Jakub Musiał, mistrz Polski z Treflem Sopot, nowy gracz Icon Sea Czarnych Słupsk.

*z Jakubem Musiałem spotkałem się dwa dni po zdobytym mistrzostwie Polski. Już wtedy zawodnik wiedział, że opuszcza szeregi Trefla Sopot i przeniesie się do Czarnych Słupsk. Zapraszam do lektury.

Karol Wasiek: Jesteś smutnym mistrzem?

Jakub Musiał, mistrz Polski z Treflem Sopot, nowy gracz Icon Sea Czarnych Słupsk: (śmiech) Smutny? Na pewno nie. Szczęśliwy? Tak, ale… to słodko-gorzki smak złota. Myślę, że cały sezon mogę podsumować na duży plus, bo wiele się nauczyłem. Jestem takim gościem, który lubi i chce szukać pozytywów w swoich działaniach. Cieszę się z tego, co osiągnąłem. Nie każdy jest bowiem mistrzem Polski.

Czy ten sezon był pod znakiem “nieustannych wyzwań”?

Oj tak. Dobre określenie. Mogę szczerze powiedzieć, że przez cały sezon były mi rzucane różne wyzwania. Nie było momentu, w którym miałem coś zagwarantowanego. Cały sezon musiałem coś udowadniać, pokazywać swoją przydatność i 100-procentowe zaangażowanie. Trener Tabak ma taki styl, że uwielbia rzucać wyzwania ludziom. Nie tylko koszykarzom, swoim asystentom, ale osobom pracującym w klubie – np. z działu medialno-marketingowo. Przez to ludzie stają się lepsi.

Czy to był sezon, w którym odbyłeś najwięcej indywidualnych rozmów z trenerem?

Trudno to tak policzyć i dokładnie ocenić, ale jedno jest pewne: było sporo tych rozmów, może faktycznie najwięcej w karierze w trakcie jednego sezonu. Nie ukrywam, że twardo walczyłem o swoją pozycję w zespole, walczyłem, o to by grać i pomagać drużynie. Wiedziałem, że jestem w stanie pomóc, dlatego prowadziłem rozmowy z Żanem Tabakiem, by zmienić moją sytuację w zespole.

Te rozmowy były z twojej inicjatywy?

Tak, choć raz na rozmowę zaprosił mnie trener Tabak.

Jak takie rozmowy wyglądały?

Trener jest taki, że nie ma problemu z rozmową z danym zawodnikiem. Jest otwarty na dyskusję, chętnie zmierzy się z pytaniami. Choć… sama forma rozmowy jest trudna. Trzeba przyjść przygotowanym na tę rozmowę. Trzeba to umiejętnie rozegrać i antycypować kolejne wypowiedzi-pytania trenera. Trzeba bardzo dokładnie przedstawić swój punkt widzenia, popierając go merytorycznymi argumentami. Starałem się przedstawiać swoje mocne punkty.

Te rozmowy przynosiły oczekiwane efekty?

Tak, ale na krótką metę. Na tyle ile mogłem, to starałem się pomóc drużynie wygrywać mecze.

Na co trener Tabak zwracał ci uwagę podczas sezonu?

Sugerował mi zwiększenie pracy nad kozłowaniem, podawaniem piłki lewą ręką czy przeciskaniem się przez zasłony. Ten sezon był nauką o samym sobie: co ja lubię, czego ja potrzebuję, gdzie mogę być lepszy i kiedy jestem lepszy.

Jest finał PLK, a Jakub Musiał ogląda mecze z perspektywy ławki. Co czułeś?

Przed play-off, ale też przed finałem brakowało mi rozmowy z trenerem, podczas której usłyszałbym, że moja rola w zespole będzie znacznie mniejsza. Po 2-3 meczach w play-off i w finale sam wyszedłem z taką inicjatywą, by zapytać, dlaczego zostałem odstawiony. Usłyszałem, że trener w fazie play-off zawężył rotację. Zrozumiałem to, ale nie przestałem walczyć. Zależało mi na grze.

Nie mogę sobie nic zarzucić. Próbowałem na różne sposoby pomóc drużynie. Nawet grałem z urazem głowy, mimo że moi najbliżsi mówili mi jasno: “Kuba, odpuść, nie graj, to jest ryzykowne”. Obiecałem im, że jeśli będzie mnie głowa bolała, to nie zagram. Nie było jednak żadnych dolegliwości, a widziałem, że drużyna potrzebuje mojej pomocy.

W meczu z MKS-em dołożyłeś wtedy ważną cegiełkę do zwycięstwa. W ciągu 11 minut spędzonych na parkiecie zdobyłeś 11 punktów. Swój moment miałeś w drugiej kwarcie, w której – w niespełna dwie minuty – trafiłeś trzy rzuty z dystansu.

Pamiętam, że trener bardzo nalegał na mój występ, ale powtarzał: „ostateczna decyzja należy do ciebie”. Nie ukrywam, że chciałem pomóc drużynie. Bardzo zależało mi na tym występie. Nie kalkulowałem. Czułem się dobrze, dlatego też pojawiłem się na parkiecie.

Rok pracy z trenerem Tabakiem wystarczy? Pytam, bo wiem, że Trefl Sopot chciał kontynuować z tobą współpracę, ale ty zdecydowałeś się na przedwczesne rozwiązanie kontraktu.

Klub zdawał sobie sprawę z tego, że podejmę taką decyzję. I tu chciałbym pochwalić władze Trefla Sopot, które działają w sposób bardzo profesjonalny. Nie mogę im nic zarzucić. W klubie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ja – jako koszykarz – mam dużo większe ambicje i chciałbym częściej pojawiać się na parkiecie. Zależy mi na tym, by pomagać drużynie. Wiem, że jestem w stanie to zrobić.

Powiem tak: fajnie jest być częścią mistrzowskiego zespołu, ale głód grania zwycięża. Ambicja sportowa jest zawsze na pierwszym miejscu. Siedzenie na ławce i klaskanie mnie nie interesuje. Nie na tym etapie kariery.

Idziesz do Czarnych, bo…?

Idę do Czarnych, bo chcę być jednym z liderów drużyny, która gra o medale.

To najlepsza opcja pod względem rozwoju koszykarskiego. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Idę do miejsca, w którym wiem, co dostanę i co mnie czeka. Słupsk ma ogromny potencjał. Niewykorzystany w ostatnim sezonie. Liczę, że teraz – jako zespół – się odbijemy.

Trener Mantas Cesnauskis, z którym rozmawiałem, ma do mnie ogromne zaufanie. Mocno na mnie liczy, co wiąże się z większą odpowiedzialnością. Będę czuł presję. Ale to dobrze, bo presja to przywilej. Chcę się z tym mierzyć.

W grze były też inne kluby…

Tak i bardzo to doceniam. Kilku trenerów do mnie dzwoniło i pytało o sytuację w kontekście przyszłości. Pojawiły się oferty.