Jakob Poeltl! Raptors po cichu wygrali Trade Deadline
Tym razem krótko – bardziej potrzebuję wyrazić ekscytację, niż coś poważnie przeanalizować.
Kyrie Irving u boku Luki Doncicia jak na razie wygląda nieźle, Kevin Durant w Suns jeszcze nie zadebiutował, wzmocnienia Lakers w pierwszych meczach wydają się mieć sens… Ale pierwsze kilka meczów po Trade Deadline w kontekście graczy, którzy zmienili klub, zdominował moim zdaniem jeden jegomość. Niejaki Jakob Poeltl, Wiedeń, Austria.
Kiedy ostatni raz Jakob biegał w koszulce Raptors, przegrywał pierwszą rundę Playoffów przeciwko LeBronowi Jamesowi i jego Cavaliers, wchodząc z ławki za Jonasem Valanciunasem i Sergem Ibaką. Wchodził zresztą z ławki razem z Fredem VanVleetem i Pascalem Siakamem. Dziś, po dobrych paru latach, trójka ta stanowi o sile Raptors. O ile jednak VanVleet i Siakam przez te kilka sezonów rozwijali się jako gracze Toronto, 22-letni wówczas Poeltl trafił na 5-letnie studia pod skrzydła trenera Popovicha. Wrócił jako inny gracz. Mądrzejszy. Pewniejszy.
Szalona statystyka na starcie. Jakob Poeltl po powrocie do Toronto rozegrał dopiero 4 mecze – łącznie 109 minut. Kiedy był na parkiecie, Raptors byli od rywali lepsi o średnio +15,5 punktu na 100 posiadań. Nikt w drużynie nie jest nawet blisko takiego wyniku.
Trener Nick Nurse znany jest z zamiłowania do wysokich ustawień. W pierwszej piątce grał on tercetem Achiuwa-Barnes-Siakam, z których każdy mógłby grać jako nominalny center. Kiedy przyszedł Poeltl, nie wymienił w pierwszym składzie każdego z nich. Z piątki wypadł Gary Trent Jr. (z powodu urazu) – Raptors grali więc czwórką podkoszowych i to jest absolutnie szalone.
Jeszcze nie widzieliśmy tej maszyny w pełnym składzie. Kiedy wrócił Trent Jr., wypadł (z powodów osobistych) Fred VanVleet, więc zaszła naturalna zmiana. Za Achiuwę do pierwszej piątki wrócił też już OG Anunoby. Nie zmienia to jednak faktu, że Poeltl wydłuża rotację w stopniu znacznym:
Pierwszy z brzegu przykład – jedna z pierwszych akcji z minionej nocy. Center rywali – w tym przypadku Jonas Valanciunas – wyciąga centra rywali (naszego bohatera tekstu) wysoko do obrony. Koledzy stawiają podwójną zasłonę, po której bez piłki wybiega Brandon Ingram. Prowokuje to masę zmian krycia:
Tym, który zszedł niżej by asekurować strefę podkoszową, w naturalny sposób został obrońca kryjący Josha Richardsona. W przypadku praktycznie każdego innego zespołu oznaczałoby to, że Ingram z piłką wchodzi pod kosz na pojedynek ze zdecydowanie niższym obrońcą, zostawiając podkoszowych za plecami. Nie w przypadku Raptors – tu prawie każdy będzie stanowił problem przy obręczy. A w pogotowiu jest przecież pozostawiony po słabej stronie Pascal Siakam. Gdyby Richardsona bronił klasyczny obwodowy, zejść niżej musiałby jednak nominalny center, Poelt. W tej pozycji nie zdążyłby raczej na czas. Lepszym rozwiązaniem było agresywne wyskoczenie do kozłującego. Mógł to zrobić, bo wiedział, że ma jeszcze długie ręce za plecami:
Wstawienie do pierwszej piątki Jakoba Poeltla przesuwa całą wyjściową piątkę o jedną pozycję wyżej. Sprawia, że ten długoręki skład staje się potwornie długoręki. Sprawia to, że więcej długości jest w pierwszej piątce, więcej jest jej z ławki (z której oprócz Koloko i Bouchera wchodzi teraz też Achiuwa), a jednocześnie rozwiązuje problem na pozycji rozgrywającego. Obecnie znacznie łatwiej rozdzielić minuty VanVleeta i Trenta Jr.. Z całym szacunkiem do oddanego w zamian Khema Bircha, ale z nim nie dałoby się tego efektu osiągnąć.
Poelt pomimo niepozornej, trochę zwalistej budowy ciała, jest dość mobilny, jeśli chodzi o pracę na nogach. Jego obecność sprawia, że nawet kiedy wyciągnie się go wyżej w obronie, nie musi dostawać natychmiastowego wsparcia w postaci rotacji któregoś z kolegów. Siakam, Barnes, czy kto tam gra razem z nim, może odetchnąć i skupić się bardziej na pilnowaniu swojego sektora/oponenta:
Zobacz tylko w jak wielu posiadaniach Poeltl zmuszony jest wyjść wysoko i jak bardzo nie przeszkadza to Raptors w solidnej obronie przy obręczy:
Wspaniałe uzupełnienie składu. Bardzo w duchu zespołu.