Jakie są szanse Miami Heat? Czy obrona strefowa ma jeszcze sens?
Odpowiadając na wstępie na pytanie z nagłówka – niewielkie. Strata 0-2 była już w historii Finałów odrabiana i przekuwana w zwycięstwo czterokrotnie. W tym raz właśnie przez Miami Heat w 2006 roku, kiedy to Dallas Mavericks zaczęli od dwóch zwycięstw, by kolejne cztery przegrać z prowadzonym przez Wade’a i Shaqa Miami. W tym roku sytuacja jest jednak znacznie trudniejsza. Nie tylko rywale dysponują dwoma najlepszymi zawodnikami w tej serii, ale też najlepsi zawodnicy Heat borykają się z urazami. W drugim meczu nie zagrał Goran Dragic, który najpewniej już do gry nie wróci w tych Finałach (choć nie jest to jeszcze w 100% pewne), oraz Bam Adebayo, który chciałby zagrać w trzecim meczu, ale nie wiemy jeszcze, czy jego bark mu na to pozwoli. Czy bez dwóch tak istotnych zawodników można w ogóle myśleć o odrabianiu straty 0-2? Pewnie nie, choć w drugim meczu podopieczni Erika Spoelstry wbrew pozorom naprawdę zrobili co mogli.
Bez Gorana Dragicia, to na Jimmiego Butlera w dużej mierze spadł obowiązek rozgrywania. Zwłaszcza, że nie zagrał też zwykle zaangażowany w ruch piłki Bam. Zaowocowało to meczem, w którym Jimmy przez prawie 45 minut spędzonych na parkiecie zdobył 25 punktów, 8 zbiórek i aż 13 asyst. Nie tylko więcej kozłował i korzystał z zasłon na piłce, żeby wymusić zmianę krycia, ale też wchodził w rolę Bama Adebayo – on, nie grający na jego pozycji Leonard czy Olynyk. Stawiał zasłony, grał hand-offy, ściągał uwagę obrońców w centrum boiska, prowokując czyste pozycje dla czterech pozostałych zawodników – w praktycznie każdym ustawieniu czterech dobrych strzelców z dystansu.
źródło:YouTube/Smart Highlights
„Będę dalej grał w taki sposób, bo tylko tak możemy odnieść zwycięstwo. Tak właśnie graliśmy przez cały rok. To, że jesteśmy w Finałach NBA nic tak naprawdę nie zmienia. Czuję się komfortowo z tym, że chłopaki oddają swoje rzuty, kreują ofensywę – będziemy jakoś żyli z tym, co jesteśmy w stanie stworzyć w ataku.”
Butler naprawdę się spisał i jego koledzy także. Był to świetny mecz pod względem ratingu ofensywnego Heat – ich atak stał na poziomie 125,3 punktu na 100 posiadań. Dla porównania, ich średni wskaźnik w tym sezonie wynosił 113,3. Absorbujący środek Butler i strzelcy dookoła niego nie wypracowali sobie wielu dogodnych pozycji, ale te które mieli byli w stanie wykorzystać. Skuteczność na poziomie 50% z gry, 40% za trzy i 90% z rzutów wolnych robi wrażenie. A i rzutów wolnych wypracowali sporo wejściami pod kosz przy miss-matchach – trafili ich 31/34 (przy tylko 10/17 Lakers. Zastąpienie Bama rzucającymi centrami daje sporo dodatkowej przestrzeni – koniec końców to Olynyk był najlepszym strzelcem z dystansu Miami, zdobywając 24 punkty i 9 zbiórek przy skuteczności 3/7 za trzy.
To jednak ofensywa. Po drugiej stronie parkietu bez Bama i Dragicia było naprawdę słabo i to dopiero tutaj widać było ich nieobecność. O ile sami wypracowali bardzo dobry rating ofensywny, o tyle rywalom pozwolili na aż 134,4 punktu w przeliczeniu na 100 posiadań. W całym sezonie utrzymywali poziom 110,9 punktu na sto posiadań – dysproporcja jest ogromna. Bo może i Heat trafili 11/27 trójek, ale w tym czasie Lakers trafili ich 16/47. Daje to mniej spektakularne 34% skuteczności, ale sama różnica w oddanych próbach jest znamienna. Heat bronili Lakers strefą 2-3, co mogło wydawać się pomysłem trafionym o tyle, że grają przeciwko zespołowi, który w tegorocznych Playoffach nie jest zbyt skuteczny w rzutach z dystansu (do których otwarte pozycje łatwiej przeciwko obronie strefowej znaleźć). Nawet jeśli Kentavious Caldwell-Pope i Danny Green – czyli docelowo strzelcy z pierwszej piątki – trafili razem tylko 3/19 zza łuku, to w ostatecznym rozrachunku ilością prób Lakers wygrali starcie na obwodzie, gdzie byli w stanie w miarę skutecznie zamykać rywalom pozycje.
To nie przewaga na obwodzie była jednak decydująca. Bez Bama Adebayo różnica rozmiaru Lakers była jeszcze bardziej widoczna. Leonard i Olynyk są wysocy, ale nie są zawodnikami silnymi, potrafiącymi skutecznie zastawić. Widać to w różnicy w zbiórkach ofensywnych – aż 16-6 na korzyść Jeziorowców. Sam AD, który zanotował 32 punkty i 14 zbiórek, aż 8 z nich złapał na atakowanej desce. Łatwo zrzucić to na nieobecność Bama, ale w tym elemencie także wychodzą problemy w grze obroną strefową przeciwko LAL. Kiedy obrońcy nie są przypisani do poszczególnych zawodników rywala, w momencie oddawania rzutu nie zawsze można z łatwością obrócić się i zastawić, odciąć rywala od zbiórki. Davis naprawdę zręcznie znajdował linie, po których może ściąć do kosza na zbiórkę pomiędzy obrońcami Heat.
Ta różnica w ofensywnych deskach przełożyła się na liczbę prób – w oddanych rzutach z gry Lakers byli od Heat lepsi w stosunku 97-71. Przy podobnej skuteczności procentowej musiało się to skończyć zwycięstwem.
Cała ofensywa Lakers sprowadzała się z resztą do wykorzystywania ustawienia defensywnego rywali. Heat w strefie 2-3 ustawiają dwóch swoich najlepszych defensorów na szczycie – jest to najczęściej duet Jimmiego Butlera z Jae Crowderem, albo Andre Iguodalą. Bliżej kosza, na środku, operuje w obronie podkoszowy. Po jego bokach natomiast dwóch pozostałych zawodników – najczęściej słabszych obrońców, pokroju Herro czy Nunna. To właśnie te boczne strefy Jeziorowcy starają się eksploatować. Czasem wystarczy wysłać tam Davisa, żeby zagrał z takim obrońcą izolacyjną akcję. Czasem jednak chodzi o sprowokowanie po jednej ze stron pomocy, otwierającej drogę do kosza. Czy to Davis, czy inni zawodnicy, czujnie przemieszczali się wzdłuż linii końcowej, czekając aż któryś z tych bocznych obrońców wyjdzie wyżej do pomocy, a w konsekwencji dziurę po nim załata obrońca spod kosza, tworząc ścieżkę do obręczy, jak tutaj:
LeBron rozgrywający piłkę ze środka zawsze absorbuje pomoc obrońców. Albo tutaj, kiedy Butler i Crowder próbują zatrzymać ścinającego Rondo, a Herro i Nunn nie mogą zejść bliżej w obawie przed strzelcami. Na wyjście wyżej Kelly’ego Olynyka już czeka przy linii końcowej Davis:
Takie rzeczy dzieją się w obronie strefowej, kiedy nie jest ona w stanie zahamować ruchu piłki rywali. Lakers wiedzą już jak mają się przeciwko strefie Heat poruszać, a to połowa sukcesu. Drugą stanowi LeBron James, który wie gdzie podać piłkę i jest w stanie to skutecznie zrobić. Oprócz 33 punktów i 9 zbiórek, zaliczył w tym drugim meczu 9 asyst i ani jednej straty. Przy takiej przewadze atletyzmu i talentu, jaką mają Lakers nad Heat, będą powstawać luki i miss-matche. W tym głowa Erika Spoelstry, żeby nie pozwolić na dostarczenie w te newralgiczne miejsca piłki. Strefa jak do tej pory zupełnie w tym nie pomaga. Być może trzeci mecz to ostatni moment na zmianę koncepcji. Czy może ona odwrócić serię? Prawdopodobnie nie. Ale czy może ją trochę uatrakcyjnić? Z pewnością.