Jak dobry jest już duet Brown & Tatum? Na ile powrót Kemby pomoże Celtics?
Dużo ostatnio o Jamesie Hardenie, więc i od niego wyjdziemy rozmawiając o Boston Celtics. Bo można – po wielkiej wymianie Brody do Nets generalny manager Bostonu Danny Ainge przyznał, że składał za niego ofertę:
„Prowadziliśmy wiele rozmów, ale cena pozostawała w sumie niezmienna. Cena była dla nas naprawdę wysoka i było to coś, czego po prostu nie chcieliśmy robić. Nie sądzę, by był ktokolwiek – nawet ludzie w naszej organizacji – kto szanował go i chciał mocniej. Myślę jednak, że jednogłośnie doszliśmy do wniosku, że to nie ten czas i nie ta cena.”
To byłoby dopiero szokujące rozwiązanie. Tak jak szokujące, tak chyba i niepotrzebne. Bo co właściwie oznacza dla Ainge’a zbyt wysoką cenę? Nets oddali praktycznie wszystkie picki do końca dekady – Danny z Bostonu znany jest bardziej z chomikowania wyborów niż ich oddawania. Z resztą to on oskubał Nets z wyborów w drafcie, kiedy oddawał Kevina Garnetta i Paula Pierce’a [tu wstaw dowolny żart o autach z przekręconym licznikiem]. Trzeba więc założyć, że za wysoką ceną było oddanie kogoś z duetu liderów – Jayson Tatum & Jaylen Brown. Gdyby do takiego transferu doszło, AInge zaprzepaścił by to wszystko, co w ostatnich latach w Massachusetts zbudował, co nie tylko wygląda dobrze, ale też szalenie obiecująco w kontekście kolejnych lat.
Jesteśmy w punkcie, w którym Celtics z bilansem 8-4 prowadzą w wyrównanej konferencji wschodniej. Po sezonie zakończonym na Finałach Konferencji dokonali wzmocnień, które mają im pomóc wejść na wyższy poziom. To drużyna z ligowego topu, a prowadzona jest przez 22-latka i 24-latka, którzy grają na poziomie All-NBA, mając przed sobą jednocześnie mnóstwo pola do rozwoju. To, jak rozwinął się Jayosn Tatum było już historią w poprzednich sezonach – z jednowymiarowego strzelca stał się zawodnikiem uniwersalnym, prowadzącym grę – dającym dużo także w defensywie. Dopiero w tym sezonie jednak na dobre historią staje się Jaylen Brown i jego transformacja w zawodnika, który wcale nie musi grać w cieniu Tatuma – jak się jeszcze jakiś czas temu wydawało.
Łatwo wskazać na rzeczy najbardziej oczywiste – Brown stał się lepszym strzelcem. To pierwszy raz w jego karierze, kiedy trafia ponad 40% z dystansu i ponad 50% z gry. Znamienny dla jego rzutu jest także fakt, że i z linii rzutów wolnych wszedł na poziom 80% skuteczności. Wcale nie jest jednak tak, że Jaylen Brown to elitarny zawodnik 3&D, bo największy postęp jaki się w jego grze dokonał, to ten w grze z piłką w rękach. Łatwo porównać sobie, o ile płynniejsza, bardziej miękka zrobiła się jego gra na koźle. Procent rzutów Browna za 2 punkty po asyście spadł z 62,3% w pierwszym sezonie do 42,2% w obecnym. W rzutach za 3 ten sam wskaźnik z prawie 97% spadł do 77%, co oznacza, że sporą część prób zaczął on sobie kreować sam, po koźle. Poprawione czucie parkietu sprawia, że jest bardzo groźny w pick’n’rollu – i jako rzucający i podający. Celtics dość często grają już na niego akcje, w których pełni rolę semi-rozgrywającego:
Z dużym wyczuciem zwalnia kozioł, bierze obrońcę na plecy, szukając rozwiązania – niekoniecznie prąc na wejście pod kosz, gdzie kiedyś najczęściej korzystał ze swojego atletyzmu i dobrego wykończenia na kontakcie. Celtics grywają z nim tak, jak się grywa z pierwszymi opcjami ofensyw – pracują na to, by dostarczyć mu piłkę do centrum, by tam mógł podjąć decyzję co dalej:
To dla Bostonu bardzo wygodne w kontekście pozycji rozgrywającego, która nie jest najmocniejszą stroną zespołu. A przynajmniej jeśli chodzi o rozgrywających, którzy prowadzą ofensywę na poziomie zespołu z czołówki konferencji. Kemba Walker to raczej punktujący, który z resztą nie zagrał jeszcze w tym sezonie. Marcus Smart potrafi podać, ale to raczej obrońca z rzutem. Rewelacją sezonu jest młody Payton Prichard, ale to rezerwowy. Są tam zawodnicy, którzy mogą kozłować na jedynce, ale nie musi być to podstawą gry, kiedy Brown i Tatum są w stanie kreować grę. Boston może mieć w tym duecie to, czego szukaliśmy w Clippers, a czego ostatecznie nie znaleźliśmy: Skład zbudowany wokół uniwersalnych, two-way skrzydłowych. W przypadku Clippers większość z nas doszła jednak do wniosku – zwłaszcza po porażce ich jednowymiarowej ofensywy w ostatnich Playoffach – że brakuje im rozgrywającego. Duet z Celtics wydaje się nieco lepiej wkomponowany – a przecież do gry wraca Kemba Walker, który – jeśli wróci do formy – odciąży ich trochę z ciężaru gry na piłce.
Umówmy się, sam debiut Walkera w tym sezonie nie był najlepszy. Boston boleśnie przegrał z Knicks 75:105, ale Cletics nie grali w pierwszym składzie (zabrakło m. in. Tatuma), a Walker jednak dopiero wraca do gry. Nie usprawiedliwia to porażki w takim stylu, ale na pewno nie jest ona reprezentatywna. Sam Kemba bowiem w ograniczone 20 minut gry choć był wyjątkowo nieskuteczny (1/8 za trzy), to pokazał, że momentami potrafi przejąć grę, czego Celtics potrzebują, żeby defensywa rywali nie skupiała się przez cały czas na skrzydłowych. Miejmy nadzieję, że nie odbierze to cennych posiadań Jaylena Browna, który zdążył się już znacząco rozpędzić jako pierwsza opcja w tym sezonie. Powrót Walkera musi być przez trenera Stevensa odpowiednio przeprowadzony – tak, by przekazać mu część odpowiedzialności, nie odbierając niczego Brownowi. Mówił o tym z resztą po meczu sam Kemba Walker:
„On [Jaylen Brown – przyp. red.] musi po prostu utrzymać to, jak agresywnie gra. Jeśli chodzi o mnie, to będę tu i będę wypełniał swoją rolę. Zamierzam grać twardo, trafiać ze swoich otwartych pozycji. On jest zabójczy. Nie chcę żeby myślał, że nie może utrzymać tego tylko dlatego, że wracam – bo może. Po to tu właśnie jestem. Jestem tu, żeby dalej zachęcać go do bycia świetnym. Już jest świetny. Chcę po prostu do tego coś od siebie dodać. To tyle.”
Niestety było jednak trochę widać w tym meczu z Knicks, że Jaylen Brown nie gra tak agresywnie w ataku, kiedy na boisku jest Walker. Gdy Kemba prowadził grę, grał na zasłonach itp., Brown stawał się czekającym w rogu skrzydłowym. Co jest trochę dziwne biorąc pod uwagę, że umiejętność odnalezienia się na dobrej pozycji bez piłki jest jedną z jego popisowych. Spójrzcie na jego highlighty z tego meczu. Zaczynają się one dopiero w połowie pierwszej kwarty, od kiedy na jedynce grają już Teague, czy później Pritchard:
Z resztą Panowie nie spędzili ze sobą wiele czasu na parkiecie. Kiedy już jednak Kemba prowadził grę, Brown znikał w rogu, jak w tych przypadkach:
Celtics na pewno liczą na to, że powrót Kemby Walkera do formy i gra tercetem Kemba & Brown & Tatum pozwoli w końcu wykrzesać z tego składu pełnię możliwości. Jeśli tak ma się jednak stać, trener Stevens musi dać każdemu odpowiednio dużo miejsca na scenie – a o to nie tak łatwo.