Houston Rockets to klub Jamesa Hardena
Odkąd James Harden poprosił o transfer z Houston Rockets, sytuacja w Tekasie daleka jest od spokojnej. Jak się jednak okazuje, ostatnie mocno specyficzne zachowania Brody nie są niczym nowym w tej organizacji, a wręcz przeciwnie.
Tim MacMahon, dziennikarz ESPN od dawna zajmujący się przede wszystkim Houston Rockets, postanowił podzielić się swoimi informacjami na temat sytuacji w klubie. Obraz jaki się z tego wyłania, wygląda wręcz kuriozalnie.
Zdaniem MacMahona, kulturę organizacyjną i strategię Rakiet w ostatnich latach można podsumować trzema słowami:
„Cokolwiek zechce James”
Taki stan rzeczy potwierdzają także niedawni pracownicy klubu, na których powołuje się dziennikarz:
„Dobrze wiedzieliśmy, kto tak naprawdę rządził tym klubem. To były realia pracy w Houston i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę – zawodnicy, trenerzy, GM, właściciel.”
Dlatego też nikogo nie powinny dziwić ostatnie wybryki rzucającego obrońcy:
„Oczywiście, że teraz będzie gwiazdorzył. Ten facet nigdy wcześniej nie usłyszał w tym klubie słowa „nie””.
Niemal standardem stało się w ostatnich latach to, że Harden odwoływał treningi, ponieważ chciał pobawić się w nocnym klubie. Na tym jednak nie kończyła się władza Brody. James praktycznie co roku miał grozić transferem władzom Houston, jeśli nie będą oni kandydatem do tytułu.
To ostatecznie zaowocowało coraz większym wpływem na decyzje personalne w klubie. Harden miał zatwierdzać nie tylko zmiany kadrowe, lecz także trenerskie, będąc w głównej mierze odpowiedzialnym za pożegnanie Kevina McHale’a, Dwighta Howarda i Chrisa Paula.
„Nie winię za to Jamesa, absolutnie. To nie jest jego wina, lecz organizacji. Harden po prostu robił to, na co mu pozwalano.”
A pozwalano mu na wszystko. W ostatnich latach, Broda przyjął strategię Dennisa Rodmana, znaną kibicom z serialu The Last Dance. Kiedykolwiek nadchodziła kilkudniowa przerwa, Harden organizował samolot i jechał balować. Oddać mu jednak trzeba, że przez cały ten czas nie brał sobie wolnego. Podobnie jak w przypadku Robaka, kiedy Harden wracał, nie można było się przyczepić do jego gry. Zawsze grał i to jak – nie tylko dużo minut, lecz notując przy tym także imponujące statystyki
„Wszyscy wiedzieli, co zrobi James, jak tylko będzie kilka dni wolnego – weźmie samolot i poleci gdzieś na imprezę. W klubie nie mieli z tym problemu, bo potrafił wrócić i zaliczyć z marszu 50 pkt i triple-double.”
O ile jednak zarząd nie miał z tym problemów (na tym etapie zresztą było już chyba za późno), o tyle innym zawodnikom się to nie podobało. Szczególnie nie przypadło to do gustu Russellowi Westbrookowi, który nie toleruje takiego nieładu. Jak mówi jeden z byłych pracowników organizacji:
„Nic nigdy nie jest na czas. Samoloty, busy zawsze są spóźnione. To po prostu nieco lepiej zorganizowany klub AAU.”
Chris Paul także miał tego dosyć. CP3 zostawiał zdrowie na parkiecie i tak luźne podejście drugiego lidera nie do końca mu pasowało. Największym problemem było jednak podejście Hardena do wspólnej gry. Rozgrywającemu nie podobał się fakt, iż Broda bierze czynny udział w akcji właściwie jedynie kiedy ma piłkę, a jego gra bez piłki opierała się głównie na przekroczeniu połowy przeciwnika. W tym aspekcie gry zresztą James dalej ma pewne problemy:
Trzeba przyznać, że takie informacje nie stawiają Brody w najlepszym świetle i nie nabijają jego wartości transferowej. Nawet jeśli bowiem Harden gwarantuje kosmiczne nieraz cyferki na parkiecie, to jak widać jest także gwarancją problemów w szatni. Zapytany na ostatniej konferencji prasowej, dlaczego był w Atlancie i Las Vegas podczas obozu przygotowawczego Rockets, James Harden stwierdził iż przygotowywał się indywidualnie do nowego sezonu:
Jak podsumowuje Brian Windhorst:
Zastanawiając się nad transferem Jamesa Hardena, zespoły muszą zwrócić uwagę na ostatnie wydarzenia i zastanowić się czy chcą takiej wymiany. Czy chcą poświęcić naprawdę sporo w zamian za gościa, który odrzucił 50 milionów dolarów rocznie, nie dba o swoją sylwetkę, postawił wielokrotnie kolegów z drużyny i trenerów w bardzo złej sytuacji, a teraz otwarcie żąda transferu?
Zmienia to także spojrzenie na Daryla Moreya. W końcu to on dokonał transferu Hardena i on zarządzał Rakietami od tamtego czasu, godząc się na kolejne ustępstwa. Wszystko to kosztem zadowalania zawodnika, który regularnie zawodzi w najważniejszych momentach playoffów.
Najgorzej jednak świadczy to wszystko o całej organizacji Houston Rockets, która z własnej woli doprowadziła do takiej sytuacji. Na początku całej dramy z Teksasu wypłynęły informacje, iż Rakiety są gotowe na to, aby sytuacja z Hardenem stała się niewygodna. Teraz właśnie tak się dzieje, a przecież jeszcze nawet nie wystartował sezon regularny. Czego jeszcze dowiemy się z Houston?
Rockets przekazali klucze do organizacji Hardenowi i teraz muszą żyć ze skutkami tej decyzji.