Historyczny Curry, szalony buzzer-beater Townsa, Jokic zakapior
Zaczynamy oczywiście od wsadzania piłki nad głową – tym razem w roli łowcy Jaden McDaniels. W roli zwierzyny Ja Morant, przyzwyczajony do odwrotnego stanu rzeczy:
No ale mecze, a w się działo:
NYK – PHI – 103:96
BKN – CHI – 95:118
MIN – MEM – 118:125 (OT)
NOP – DAL – 92:108
MIA – DEN – 96:113
ATL – GSW – 113:127
PHX – SAC – 109:104
CHA – LAL – 123:126 (OT)
Kapitalny, historyczny, spektakularny – ciężko o adekwatne przymiotniki po takim meczu. Warriors poradzili sobie z Hawks w meczu, w którym ozdobą miał być pojedynek Stepha Curry’ego z Trae Youngiem. Trae zagrał dobry mecz, ale nie można tego nazwać pojedynkiem, bo oni nie byli tej nocy na nawet zbliżonym poziomie. Steph skończył spotkanie z dorobkiem 50 punktów, 7 zbiórek, 10 asyst, na skuteczności 14/28 z gry, w tym 9/19 za trzy. Do tego tylko dwie straty – a wszystko to w 35 minut i 2 sekundy spędzone na parkiecie. Szaleństwo:
Wypada też wspomnieć o dobrym występie Younga, bo jednak nie był to blowout od początku do końca – jeszcze w drugiej kwarcie Hawks trzymali prowadzenie, a Young zakończył występ z 28 punktami i 9 asystami:
W starciu Wolves z Grizzlies doszło do dogrywki, z której zwycięsko wyszli ci drudzy. Doszło do tej dogrywki jednak tylko dzięki absurdalnemu wręcz rzutowi za trzy w wykonaniu Karl-Anthony’ego Townsa:
Liderem zwycięskiej ekipy był oczywiście ja Morant, który spędził na parkiecie ponad 40 minut, notując w tym czasie 33 punkty, 6 zbiórek i 8 asyst, z czego 12 punktów w drugiej połowie czwartej kwarty, kiedy to Grizzlies odrobili stratę 16 punktów:
Chicago Bulls bardzo wysoko ograli Brooklyn Nets, jedna nie cały mecz obrał tak jednostronny przebieg. Jeszcze w pierwszych minutach czwartej kwarty wynik oscylował w okolicach remisu. Ostatecznie jednak Bulls tę ostatnią ćwiartkę wygrali aż 42:17. Zaskakująco 11 ze swoich 15 punktów zdobył w tym czasie Ayo Dusunmu – debiutant wybrany z 38. numerem w drafcie:
Najlepszymi strzelcami na przestrzeni całego meczu okazali się oczywiście DeMar DeRozan (28 pkt) oraz Zach LaVine (24 pkt):
Przygód Hardena z próbami wymuszania fauli ciąg dalszy:
Miami Heat dosyć wyraźnie ulegli Denver Nuggets. Zespół z Kolorado do zwycięstwa poprowadził Nikola Jokic, który okazał się niezłym zakapiorem:
Został za to oczywiście usunięty z boiska – na szczęście dla Nuggets mecz był już rozstrzygnięty. Obok wywalenia Morrisa na glebę, Jokic zaliczył w tym spotkaniu także 25 punktów, 15 zbiórek i 10 asyst:
Los Angeles Lakers stoczyli nad ranem zacięty bój z Charlotte Hornets, zakończony dopiero po dogrywce. Jeszcze po kilku minutach 4. kwarty Jeziorowcy prowadzili różnicą 14 punktów. Szerszenie odrobili straty, a kluczowym momentem okazało się 5 trafionych rzutów wolnych LaMelo Balla z rzędu:
Ball zagrał kolejny świetny mecz na 25 punktów, 15 zbiórek i 11 asyst – to jednak nie wystarczył odo zwycięstwa:
Aż sześć punktów w dogrywce zdobył Anthony Davis, który łącznie uzbierał 32 oczka, 12 zbiórek i 5 bloków i to pomimo tego, że znów męczyły go problemy żołądkowe. Podobno wymiotował pod koniec 3. kwarty. Mimo wszystko wywalczył:
Sixers osłabieni brakiem Joela Embiida nie byli w stanie poradzić sobie z New York Knicks. Wszelkie starania podjął jednak Andre Drummond, który co do zasady dobrze wypada w tym sezonie, kiedy musi wskoczyć za Embiida. Jego linijka 15 punktów i 25 zbiórek robi wrażenie:
Sixers nie dali się więc zdominować na deskach, ale nie znaleźli odpowiedzi na ofensywę Juliusa Randle, który zanotował 31 punktów, 12 zbiórek i 3 asysty:
Dallas pokonali najsłabszych obecnie w lidze Pelicans, po meczu Luki Doncicia na 25 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst:
Kings przegrywają drugi mecz z rzędu, pomimo faktu, że dla Suns nie zagrał Deandre Ayton. Najlepszym zawodnikiem słońc nie był jednak na końcu Devin Booker, a wchodzący z ławki Cameron Payne, który zaliczył 24 punkty w 22 minuty gry: