Grzegorz Kamiński: Chciałem odejść. Telefony z 4 klubów
Chciałem opuścić szeregi Arki, bo nie widziałem tu miejsca do dalszego rozwoju. Cieszę się z tej decyzji. Uważam, że to najlepszy możliwy wybór na ten moment. Mam teraz wyczyszczoną głowę i mogę cieszyć się koszykówką – Grzegorz Kamiński, zawodnik Arriva Polski Cukier Toruń.
Karol Wasiek: Przed meczem AMW Arki z PGE Spójnią (początek grudnia) mieliśmy okazję rozmawiać i wtedy powiedziałeś mi: “nigdzie się nie wybieram”. Minęło niecałe dziesięć dni i przeniosłeś się do zespołu z Torunia. Jak do tego doszło? Zdradź kulisy odejścia z Arki i transferu do Twardych Pierników.
Grzegorz Kamiński, zawodnik Arriva Polski Cukier Toruń: Od tamtej rozmowy sporo się zadziałało i to w krótkim odstępie czasu. Gdy rozmawialiśmy to w Arce nie zaszły jeszcze transfery w postaci transferów Nemanji Nenadicia i Jordana Watsona. Domyślałem, że nowy trener (Nikola Vasilev – przy. red.) będzie miał swoją wizję i dokona roszad, ale nie sądziłem, że zmiany w zespole będą aż tak drastyczne.
Zrozumiały był dla mnie ruch Nenadicia, który zastąpił zwolnionego Jabrila Durhama, ale przy transferze Watsona zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. W meczu z PGE Spójnią zagrałem małe minuty, a nie było przecież Watsona. To mnie nie satysfakcjonowało. Po tym spotkaniu podjąłem decyzję o odejściu. Dałem sygnał agentom, by zaczęli działać intensywnie w tym temacie.
Też nie chciałem czekać na to, by komuś powinęłaby się noga lub pojawiłaby się kontuzja w zespole Arki. To byłoby niezgodne z moim sumieniem.
Odbyłem szczerą rozmowę z trenerem Vasilevem i prezesem Wołoszynem. Porozmawialiśmy na temat obecnej sytuacji. Otrzymałem zielone światło na odejście. Ustaliliśmy, że jeśli pojawi się ciekawa opcja, to będę mógł zmienić pracodawcę, a Arka nie będzie robiła żadnych problemów.
Dzień po meczu ze Stalą, w którym nie wystąpiłem, wziąłem udział w pożegnalnej wigilii z drużyną. Po niej zacząłem się pakować, by przenieść się kolejnego dnia do Torunia.
Rozstaliście się w zgodzie? Czy jest między wami zła krew?
W zgodzie. Nie ma żadnej złej krwi. Jestem bardzo wdzięczny Arce za sprawne rozwiązanie umowy. Chciałbym podziękować prezesowi Wołoszynowi za to, że pokazał ludzką twarz i ze zrozumieniem podszedł do mojej sytuacji. Wiem, że w rozmowie z tobą mówił, że do sprawy podszedł z doświadczeniem w roli byłego zawodnika i to dało się wyczuć. Wiedziałem, że mogę być z nim szczery. Rozmową doszliśmy do porozumienia. Dużym komfortem jest fakt, że nie palę za sobą mostów. Podaliśmy sobie ręce na sam koniec.
Czyli potwierdzasz, że nikt ciebie z Arki nie wypychał za wszelką cenę?
Nie. Znów potwierdzam wersję przedstawioną przez prezesa Wołoszyna z wywiadu. Nikt mnie nie wypychał, nikt mnie też nie zwolnił. To była moja decyzja o odejściu. To ja chciałem opuścić szeregi Arki, bo nie widziałem tu miejsca do dalszego rozwoju. Cieszę się z tej decyzji. Uważam, że to najlepszy możliwy wybór na ten moment.
Ile klubów wyraziło zainteresowanie Grzegorzem Kamińskim?
Ciekawostką jest fakt, że Arriva Polski Cukier był mną zainteresowany już przed rozpoczęciem sezonu. Odbyłem nawet rozmowę z trenerem Suboticiem. Podobała mi się jego wizja na wykorzystanie moich umiejętności, ale na tamten moment wydawało mi się, że Arka będzie korzystniejszą opcją pod względem sportowym. No cóż. Teraz mogę powiedzieć, że to była błędna decyzja, dlatego postanowiłem zmienić pracodawcę.
Bardzo mocne zainteresowanie wyrażała ekipa PGE Spójni Stargard. Odbyłem rozmowę z dyrektorem sportowym Wiktorem Grudzińskim. Był telefon ze Startu Lublin. Rozmawiałem z Wojciechem Kamińskim. Ofertę złożył też MKS Dąbrowa Górnicza.
To była czysto sportowa decyzja. Patrzyłem też pod kątem przyszłościowym, by nie zmieniać klubów co pół roku. Chciałbym tego uniknąć, nie lubię tak skakać z kwiatka na kwiatek.
Czy to była łatwa decyzja?
Nie. Trochę nerwów mnie ta decyzja kosztowała. Lepiej jednak mieć takie problemy, a nie takie, że nikt w lidze by mnie nie chciał.
Czy w trakcie meczu z Arką w Gdyni chciałeś coś komuś udowodnić?
Nie. W trakcie meczu nie miałem żadnych emocji. Chciałem wygrać. I tyle. Mogę powiedzieć, że tu – w Toruniu – mam nieco inne podejście do koszykówki.
Co to znaczy?
Mam wyczyszczoną głowę po tych wszystkich wydarzeniach. Cieszę się z tego, że mogę grać w koszykówkę i mam pozycję w zespole.
Po meczu odbyłeś rozmowę z Wojciechem Michałowiczem, znanym komentatorem sportowym. Widziałem, że ten wywiad był dla ciebie czymś więcej niż tylko zwykłą rozmową.
Tak. Jak najbardziej. Pan Michałowicz zaprosił mnie do wywiadu w ramach “Strefy Chanasa”. Powiedziałem rodzicom, którzy czekali na mnie przed halą, że nie mogę mu odmówić. Mogę zdradzić, że mój tata jest wielkim fanem pana Wojciecha i jego komentarza. Jego zdaniem był to najlepszy polski komentator. Uwielbiał jego merytorykę, sposób wysławiania i niuanse, które wyłapywał w trakcie meczów. Ja sam też byłem pod dużym wrażeniem, dlatego cieszę się, że miałem okazję z nim porozmawiać na żywo. Po wywiadzie wspólnie – razem z tatą – zrobiliśmy sobie zdjęcie.
-
Tak
-
Nie
-
Tak219 głosów
-
Nie61 głosów