Grizzlies wykorzystali nieobecność Mitchella – czy stać ich na niespodziankę?
W każdej serii mamy już za sobą po jednym meczu. Większość zestawień jest na tyle wyrównana, że trudno mówić o tym, by któryś z wyników był większą niespodzianką. Można jednak uznać, że świetna postawa Grizzlies i zwycięstwo na wyjeździe z rozstawionymi z pierwszym numerem Jazz, jest zaskoczeniem. Nawet kiedy weźmiemy pod uwagę, że na parkiet nie wyszedł lider Utah, Donovan Mitchell.
Fani Jazz przeżywają chwile niepewności. Mitchell opuścił trochę spotkań w końcowej fazie sezonu, zmagając się z kontuzją kostki. Nie była ona poważna i wszystko zapowiadało, że zdąży on wykurować się na Playoffy. Takie były zresztą doniesienia przed startem serii – Mitchell jest zdrowy, gotowy do gry. Przed pierwszym gwizdkiem – w trakcie przedmeczowej rozgrzewki – zapadła decyzja, by dać Mitchellowi jeszcze mecz przerwy. Komunikat ze strony klubu jest taki, że nie jest związane z odnowieniem się urazu. Jest to dobra informacja – jeśli jest prawdziwa. W takim momencie sezonu klub na pewno nie chciałby wprost przyznawać, że jest jakiś kłopot ze zdrowiem lidera. Zwłaszcza, że jego brak mocno dał się we znaki już w pierwszym meczu.
Ruch piłki Jazz – będący w tym sezonie ich znakiem rozpoznawczym – nie stał na takim poziomie, do jakiego nas przyzwyczaili. Nieobecność Mitchella na piłce – Mitchella, który jest w stanie minąć, ściągnąć na siebie obrońców, rozrzucić piłkę dalej – okazała się w tym kontekście bolesna. To nie przypadek, że Grizzlies zanotowali aż 12 przechwytów. Agresywnie, odważnie atakowali kozłujących, nad którymi często mieli atletyczną przewagę:
Jeśli Grizzlies są w stanie wymuszać dużo strat, oraz mają fizyczną przewagę, jest to dla nich duża przewaga. Grizzlies to jeden z szybciej grających zespołów tego sezonu, dla których kontratak stanowi ponad 18% całej ich ofensywy. Tę przewagę widać było w meczu Play-In z Warriors – byli więksi i szybko pchali piłkę do przodu. Na tę z pozoru bardzo prostą strategię także Jazz nie mogli znaleźć odpowiedzi.
Grizzlies zdają sobie ze swoich atutów sprawę – wiedzą, że mogą w tej serii powalczyć, sprowadzając ją do fizycznych starć. Pokazało to już pierwsze spotkanie, pełne konfrontacyjnej energii ze strony Miśków:
Ciężko o swobodne wchodzenie w konfrontacje w sytuacji Utah Jazz. Trzeba wejść w ich skórę – na chwilę przed meczem dowiedzieli się, że zaczną Playoffy bez swojego lidera. To nie jest komfortowa sytuacja z punktu widzenia mentalnego nastawienia do meczu.
„To oczywiście była dla nas łamiąca wiadomość, kiedy gracz jego kalibru nie może grać. To było trudne dla naszego zespołu, bo spodziewaliśmy się go z powrotem. Przez cały sezon grywaliśmy mecze, w których różni zawodnicy wypadali z gry. Koniec końców nie jest to więc żadna wymówka.”
– Mike Conley
Pojawiają się też nowe okoliczności. Brian Windhorst z ESPN podaje, że sprawa kontuzji Mitchella ma nieco więcej… warstw. Podobno sytuacja pomiędzy zawodnikiem a klubem zrobiła się nieco napięta. Mitchell miał być wściekły na klubowych lekarzy, którzy podjęli przed meczem decyzję o tym, że nie wyjdzie na parkiet. Jest w tym jednak coś więcej, niż czysta sportowa ambicja. Mitchell w trakcie rehabilitacji miał zrezygnować z opieki klubowych lekarzy i przejść pod skrzydła prywatnych fizjoterapeutów, uważając swój postęp w powrocie do zdrowia za zbyt wolny.
Nie ma oczywiście powodów do tego, żeby przereagowywać. Donovan Mitchell (według zapewnień) wróci do gry, Dillon Brooks drugiego takiego meczu na 31 punktów może już nie zagrać – podobnie dość chimeryczny Ja Morant, który regularnie w sezonie grywał przeplatał mecze imponujące tymi skromniejszymi (choć obecnie wydaje się być w świetnej formie, gra o stawkę mu służy). Trzeba też brać pod uwagę, że Jazz stać na więcej niż 25% trafień zza łuku – nawet bez Donovana Mitchella na parkiecie.
Jazz nie za dobrze weszli w Playoffy, ale nie zmienia to faktu, że są faworytami tej serii. Z punktu widzenia postronnego kibica nie mogło być jednak lepszego początku tej serii, niż zwycięstwo Grizzlies. To był mecz, który pokazał, że Memphis nie są dla Jazz wygodnym przeciwnikiem (o czym mówił Kamil w naszej podcastowej zapowiedzi Playoffów!), że mają bardzo wyraźne przewagi, które mogą spróbować wykorzystać.