Gobert blokuje nam drogę do Finału – w niedzielę zagramy o brązowy medal
Reprezentacja Polski przegrała z Francją półfinałowy mecz EuroBasetu 2022 wynikiem 54:95.
To jest właśnie problem z takimi zaskakującymi sukcesami, jak nasza wygrana w ćwierćfinale ze Słowenią. Po takiej sensacji, porażka w półfinale przeciwko napakowanej gwiazdami reprezentacji Francji budzi… Rozczarowanie? Jak wspaniały jest to dla nas turniej, że porażka z Francją w półfinale jest rozczarowująca. Że były jakieś tam nadzieje mimo wszystko.
Cytując znanego dziennikarza piłkarskiego, na wstępie „ustalmy sobie jedną rzecz”: porażka – nawet tak dotkliwa – na tym etapie nie zmienia tego, że to historycznie dobry turniej i mamy z czego być dumni. Dalej jesteśmy w grze o brązowy medal. No ale przyznać też trzeba, że porażka z Francją była dotkliwa i to delikatne określenie.
Zacznijmy od pozytywów. Podobnie jak ze Słowenią, nasza obrona grała na naprawdę wysokiej intensywności, z dużym skupieniem i rozwagą. Przynajmniej w pierwszej części meczu, kiedy wynik nie był jeszcze tak nierealny do odrobienia. Sokołowski zaczął przyklejony do Evana Fourniera, Olek Balcerowski szukał fauli rywali w ataku, a Francuzi rozpoczęli mecz nerwowo, od kilku strat.
Niestety, zdecydowanie słabiej było po atakowanej stronie. Znów – kilka pierwszych posiadań wzbudziło entuzjazm – sprawne hand-offy Balcerowskiego na szczycie, kilka zasłon dla graczy bez piłki, ruch, próby podań na czyste pozycje. Krótko to jednak trwało. Obrona Francji jest zdecydowanie najlepsza na tym turnieju i przekonaliśmy się o tym boleśnie. Nie tylko Rudy Gobert pod koszem robi tam robotę. Cała drużyna broni bardzo agresywnie, bardzo blisko zawodników na obwodzie, zwłaszcza z piłką. Andrew Albicy od startu bardzo mocno usiadł na AJ Slaughterze, zostawiając mu bardzo mało miejsca (ten mimo wszystko kilka razy znalazł swój rzut).
Na drugą kwartę wyszliśmy ustawieniem bardzo defensywnym – z Jakubem Schenkiem (który ze Słowenią nie wyszedł nawet na parkiet) wrzuconym do gry głównie po to, by siedział na rozgrywającym rywali tak, jak Albicy na Slaughterze. Obok Michalak, Garbacz… Niestety brak Ponitki i Slaughtera. To zabarykadowało nam drogę do kosza rywali. Kiedyś trzeba posadzić liderów, ale w tym momencie, kiedy nie było ich obu, mecz zaczął nam odjeżdżać. Było też widac różnicę, kiedy za Olka Balcerowskiego wchodzili zmiennicy. Jego immiennik, Olek Dziewa, niestety nie ma nie tylko tego samego wzrostu, ale i szybkości podejmowania decyzji. Kiedy podwajał, nie wracał tak sprawnie, rywale zostawali mu za plecami. Dominik Olejniczak też nie daje połowy tej jakości co Balcerowski. Było to o tyle kłopotliwe, że za świetnym tego dnia Gobertem, Był Moustapha Fall, był Vincent Poirier i wszyscy byli od nas znacznie więksi i wszyscy byli naprawdę dobrzy. Na czele z Gobertem. Te 3 bloki to jedna sprawa – w ataku (choć kilka oddanych przez niego rzutów wyglądało pokracznie) bardzo dobrze oddawał piłkę z podwojeń do kolegów zmierzających do obręczy.
No ale co robi taki gigant różnicę pod koszem, to jednak zobaczyliśmy gołym okiem:
Był taki moment, kiedy mając problemy ze znalezieniem pozycji do rzutu z daleszej odległości, zaczęliśmy szukać drogi do kosza. Gobert wybił to z głowy.
No ale gwiazdą meczu był bez cienia wątpliwości Guerschon Yabusele. Tak jak pisałem, trzeci strzelec Trójkolorowych na tym turnieju jest zabójczą bronią, kiedy defensywa skupiona jest na akcjach dwójkowych Fournier-Gobert. Te broniliśmy akurat nieźle – w sumie 16 punktów duetu Gobert-Fournier to nie tak dużo. Yabusele trafiał jednak praktycznie wszystko – wykorzystywał przewagę fizyczną nad każdym, kto go krył, był celny z dystansu, silny pod koszem… Ostatecznie skończył z dorobkiem 22 punktów i skutecznością 9/12 z gry i wyglądał tak, jakby Luka Doncic z ćwierćfinału marzył o tym, by kiedyś być jak Guerschon:
Trudno napisać „szkoda” – nawet gdyby wpadło tych kilka czystych rzutów z dystansu Balcerowskiego, nawet gdyby nie wpadło tych kilka nieźle bronionych rzutów Francuzów, to trudno byłoby tu nawiązać walkę. W niedzielę o 17:15 zagramy o brąz – albo z Niemcami, albo z Hiszpanami. Dalej będziemy z całych sił trzymać kciuki, dalej będziemy liczyć na to, że sprawimy niespodziankę. No bo znów – ani z Niemcami, ani z Hiszpanią, faworytami nie będziemy.