Genialny Chris Paul prowadzi Suns do Finałów NBA!
Wielkie święto koszykówki w Arizonie, niesamowity sezon Phoenix Suns trwa dalej. Po raz pierwszy od 1993 roku, Słońca meldują się w Finałach NBA. Po raz pierwszy w ostatniej, 4 rundzie zagra też generał parkietów, Chris Paul.
Mecz od początku przebiegał pod dyktando Phoenix. Słońca objęły w pierwszej kwarcie kilkupunktową przewagę, a Monty Williams pokazał, że wyciągnął wnioski z poprzedniego spotkania. Suns nie tylko grali znacznie twardszą koszykówkę, ale też starali się maksymalnie wykorzystać swoją podkoszową przewagę. W obliczu absencji Ivicy Zubaca i grania niskim ustawieniem przez Clippers, Phoenix od razu zwrócili się do DeAndre Aytona, a środkowy odpłacił się 10 pkt w tej części gry. W całym meczu uzbierał natomiast 16 pkt i 17 zb, dominując na deskach i udowadniając, że jest kluczowym graczem tej serii.
W drugiej kwarcie odpalił Marcus Morris, dzięki czemu LAC wyszli na pierwsze prowadzenie w tym meczu. Suns jednak błyskawicznie odpowiedzieli na to, a kolejne trójki trafiał Jae Crowder (19 pkt i 5/9 zza łuku). Do przerwy wynik na tablicy wskazywał 66-57 na korzyść Suns. W trzeciej ćwiartce Suns zaczęli odskakiwać zwiększając przewagę do 17 punktów. Wtedy jednak czas wziął Ty Lue, po którym LAC zrobili szybką serię 10-0 i zrobiło się 89-82 dla zespołu z Arizony.
Niestety jednak dla Clippers, to był koniec ich marzeń o wygraniu tego meczu. Własnoręcznie zadbał o to Chris Paul, który w ciągu kolejnych niemal 8 minut w pojedynkę zdobył ponad dwukrotnie więcej punktów niż cały zespół rywali (24-10 na korzyść CP3).
Ostatecznie w być może najważniejszym meczu w karierze, Chris Paul wyrównał swój rekord kariery w playoffs (41 punktów), trafiając kapitalne 66% swoich rzutów, rozdał też 8 asyst przy 0 stratach. Clutch!
Dzięki niemu spotkanie zostało rozstrzygnięte w połowie czwartej kwarty, ostatecznie skończyło się na wyniku 130-103. Niestety nie wszyscy w obozie LAC byli w stanie przełknąć gorycz porażki. Patrick Beverley kolejny już raz stracił nerwy:
Clippers chcieli, lecz ewidentnie brakło im sił. Niemal od początku meczu nie potrafili zatrzymać w obronie Phoenix (Suns skończyli mecz na poziomie 56% z gry i 55% zza łuku), a i w ataku brakowało im błysku. Paul George tym razem zagrał zdecydowanie słabszy mecz (21/9, ale tylko 6/15 z gry), Reggie Jackson też nie zachwycił w stopniu do którego nas przyzwyczaił w tych playoffs (13 pkt i 8 ast). Najlepszym zawodnikiem drużyny z Miasta Aniołów był dzisiaj Marcus Morris (26 pkt i 9 zb):
To wielka chwila dla Phoenix Suns, dla których są to przecież pierwsze playoffy od dekady! Po raz pierwszy od 1993 roku i zaledwie 3 raz w historii (mistrzostwo w 1976 roku), Słońca zagrają w wielkim finale NBA:
Ten sukces ma jednak wyjątkowe znaczenie szczególnie dla jednego zawodnika. Po 16 latach w NBA, Chris Paul wreszcie zagra na tej największej scenie. Tym razem żadne kontuzje mu w tym nie przeszkodziły. Sam zawodnik nie krył emocji po zakończonym spotkaniu:
Brawa dla LA Clippers za piękną walkę, nie tylko w tej serii, ale w całych playoffach. Wielka szkoda, iż nie mogliśmy zobaczyć w akcji Kawhi Leonarda, z którymi wynik tej serii mógłby być inny. Nie umniejsza to jednak w niczym sukcesu Suns, którzy w jednym miesiącu kalendarzowym wysłali na wakacje oba zespoły z LA (Lakers 3 czerwca, Clippers 30). Słońca wchodzą do Finałów z bardzo realną szansą na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Z kim o to powalczą? Przekonamy się niebawem.