Finały Konferencji 2021 – spektakl aktorów drugoplanowych

Finały Konferencji 2021 – spektakl aktorów drugoplanowych

Finały Konferencji 2021 – spektakl aktorów drugoplanowych

Trzy największe gwiazdy, które zostały na placu boju? Można zasugerować, że Giannis Antetokounmpo, Kawhi Leonard i Trae Young. Tak się składa, że każdy z nich jest obecnie kontuzjowany. Wiemy już, że Kawhi nie zagra tej nocy w meczu numer 6, w którym Clippers znów będą walczyć o życie. Young zmaga się ze stłuczeniem kości i opuścił ostatni mecz – występ w kolejnym stoi pod znakiem zapytania. Giannis doznał kontuzji kolana i zszedł przedwcześnie z boiska – nie znamy jeszcze wyników badań MRI, ale wyglądało to groźnie. Takie to są właśnie Playoffy, po tych dwóch dziwnych, przeładowanych i wyczerpujących fizycznie sezonach. Czekamy na wyniki badań, ale jeśli okaże się, że to rzeczywiście problem z więzadłem (jak sugerują doniesienia), to możemy już nie zobaczyć w tym sezonie Bucks w najmocniejszym składzie:

YT/Bleacher Report

Co nam właściwie zostało? Co możemy jeszcze oglądać na tym etapie rozgrywek? Szkoda, że największe gwiazdy wypadają, ale nie oznacza to, że nic się nie dzieje.

Przede wszystkim trzeba rzucić to jedno nazwisko: Paul George. On sprawia, że nie możemy narzekać na taki zupełny brak gwiazd. No bo co tu dużo mówić – PG#13 gra jak gwiazda z najwyższej ligowej półki. W 5 ostatnich meczach notuje on średnio 30,2 punktu, 10,8 zbiórki, 6,2 asysty i nawet jeśli trafia niespecjalnie powalające 42,6% z gry i 30,6% za trzy, to ma najważniejsze, czego brak mu często zarzucano. Zaangażowanie, zacięcie w grze – nie trafia wszystkiego jak leci, ale oddaje rzuty. Nie tylko te łatwe, otwarte w narożnikach boiska. Bierze grę na siebie, kreuje sobie sam pozycje. W tych Playoffach tylko 20,2% jego trafień za 2 punkty ma miejsce po asyście kolegów. To najmniej w całej jego playoffowej karierze. Z kolei 56% trójek trafianych po asystach to drugi najniższy wskaźnik – więcej rzutów z dystansu w Playoffach kreował sobie sam tylko w pierwszym sezonie w Thunder.

Clippers głównie dzięki niemu są jeszcze w grze pod nieobecność Kawhi Leonarda. Oczywiście, inni też wyjątkowo dają radę, ale o nich za chwilę. Wyobraźmy sobie taki scenariusz. Ze wschodu do Finałów wchodzą Hawks z osłabionym, nie grającym na 100% Trae Youngiem, albo Bucks bez Giannisa (albo z osłabionym Giannisem, ale to niestety wyjątkowo optymistyczny scenariusz). Na osłabionego rywala trafiają… Clippers, którzy przechodzą Suns, przezwyciężając stratę 1-3. Czy to tak mało prawdopodobne? Chyba nie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Suns – choć to cały czas świetny zespół – w ostatnim czasie nie błyszcza tak, jak potrafili błyszczeć. Tyczy się to zwłaszcza Chrisa Paula.

W poprzednich rundach zachwycaliśmy się tym, jak dokładny jest Chris Paul, jak skuteczny, jak mało traci. No i cóż – po dwóch meczach przerwy, spowodowanej zarażeniem COVID-19, Point God wrócił w zupełnie innej formie. W ostatnim meczu z Nuggets przypieczętował serię występem na 37 punktów i 7 asyst. W trzech ostatnich meczach z Clippers notuje duży zjazd:

Chris Paul w PO 2021punktyzbiórkiasystystratyFG%3P%plus/minus
przed serią z Clippers15,74,18,71,450,9%44,4%+7.8
w serii z Clippers18,3392,731,712,5%-9.0

Problem jest widoczny po zerknięciu na więcej niż dwie podstawowe statystyki. Bo owszem, notuje on nieco więcej punktów i asyst, ale czy to przekłada się pozytywnie na grę Suns? Nie ma prawa się przekładać, kiedy wynika to ze zwiększenia liczby oddawanych rzutów, które są teraz znacznie mniej skuteczne. Wcześniej na każdą asystę przypadało około 0,16 straty. Teraz na każdą asystę (których jest o 0,3 więcej) przypada aż 0,3 straty. Różnica we wskaźniku plus/minus też nie bierze się znikąd. Chris Paul też bierze grę na siebie, bardzo stara się być generałem, ale w przeciwieństwie do poprzednich rund, teraz wygląda, jakby jego 36-letni organizm już nie był w stanie tego uciągnąć.

Te Playoffy były świetne dla Chrisa Paula – udało mu się znowu, po raz drugi w 16-letniej karierze dostać do Finałów Konferencji. Ta klątwa została na dobre przełamana. Wracają jednak inne demony. Kojarzycie taką tezę jednego z polskich trenerów piłkarskich, Czesława Michniewicza, że 2:0 to niebezpieczny wynik? Podobnie jest w NBA z prowadzeniem 3-1 – zwłaszcza, jeśli jest się Chrisem Paulem:

„Nie chcę rozmawiać o prowadzeniu 3-1. Mam z tym dużo złych doświadczeń.”

– Chris Paul

W historii tylko 13 było playoffowych serii, w których jeden z zespołów przegrywał, prowadząc już 3-1. Clippers Chrisa Paula w 2016 roku to jeden z najbardziej pamiętnych przykładów.

Historia i osobiste lęki na bok – Paul George grając tak jak gra, z kolegami grającymi tak jak grają, mają szansę na wygranie dwóch kolejnych meczów i pierwszy w historii klubu awans do Finałów NBA. Tam, grając przeciwko osłabionym rywalom, mają oni szansę na wygranie Mistrzostwa NBA. Nawet bez Kawhi Leonarda. Widzicie oczami wyobraźni tę historię? Paul George, po sezonie, w którym został już skreślony przez kibiców, bierze sprawy w swoje ręce i udowadnia coś wszystkim, po drodze pokonując swoje nemezis, Chrisa Paula.

To jedna z historii; narracja, która może się wydarzyć. Jedna z ciekawszych. Bo co innego pozostało nam, w kontekście tych wszystkich kontuzji? Giannis Antetokounmpo w końcu dźwigający ciężar Playoffów i zdobywający tytuł? Bucks mieli w tych Playoffach swoje wzloty i upadki, ale na koniec zawsze ktoś może uznać, że grali z Nets z kontuzjowanymi Irvingiem i Hardenem i koniec końców nie trafili na najmocniejszych rywali, a Giannis może nawet nie zagra w Finałach, więc takie słodko-gorzkie przezwyciężenie niemocy dwukrotnego MVP. Może piękna historia kopciuszka w postaci Tytułu Mistrzowskiego dla Hawks? Może, ale kontuzja Trae Younga trochę krzyżuje szyki. Nawet jeśli uda się awansować do Finałów, to będzie w tym sporo szczęścia, bo jednak Giannis… Można tak w nieskończoność. Kontuzje sprawią, że każda historia, jaką zakończą się te mimo wszystko niezłe Playoffy, będzie niekompletna. Jeśli wygrają Suns, po kapitalnym sezonie, to w Finale najpewniej zmierzą się i tak z osłabionym rywalem. Nawet ta narracja wokół odkupiającego swoje winy Paula George’a – przecież co to za historyczny tytuł dla Clippers, skoro po drodze nie zmierzyli się nawet z Lakers.

Męczące. Te kontuzje są naprawdę męczące. Przede wszystkim dlatego, że kiedy zapomnieć o nieobecności tych wszystkich gwiazd, mamy fajne Playoffy na dobrym poziomie. Relatywnie mało jest takiego playoffowego 'męczenia buły’, kiedy pragmatycznie podchodzące do sprawy zespoły przez ostatnie kilka minut faulują się i rzucają wolne. Mało jest tych elektrycznych meczów pod presją których obie ekipy pudłują większość prób i zamieniają mecz w zapasy w błocie. Oglądamy niezłą koszykówkę, która ma tylko to jedno ale, jedną gwiazdkę – że to nie jest maksimum tego, co możemy mieć. Że chciałoby się zobaczyć te mecze na 40/10/10 Kawhi Leonarda; że chciałoby się oglądać do końca pojedynek Giannisa z Youngiem; że chciałoby się mieć pewność, że Finały będą widowiskiem z możliwie najlepszą, gwiazdorską obsadą. Na to się jednak nie zanosi.