Embiid dominuje Game 2, Mitchell i Gobert dają zwycięstwo Jazz

Embiid dominuje Game 2, Mitchell i Gobert dają zwycięstwo Jazz

Tym razem Philadelphia 76ers nie pozwoliła Atlancie odskoczyć na kilkunastopunktową przewagę już na początku meczu. Przeciwnie, Sixers sami zbudowali 13-punktowe prowadzenie po pierwszej kwarcie, niestety po raz kolejny już zawodnicy z ławki rezerwowych nie byli w stanie utrzymać dobrego wyniku i Hawks odrobili wszystkie straty, przegrywając zaledwie 2. punktami do przerwy. W trzeciej kwarcie zrobiło się jeszcze bardziej nieciekawie w obozie Szóstek, bowiem Trae Young wyprowadził swój zespół na prowadzenie 80-79. Wtedy jednak na boisku pojawił się on. Shake Milton stracił trochę zaufanie Doca Riversa w serii z Washington Wizards, lecz dzisiaj odzyskał je w pełni. To właśnie on poprowadził run 14-0 dla Szóstek, w całym meczu notując 14 pkt w 14 minut.

Dzięki temu Sixers wyszli na bezpieczne prowadzenie, którego nie oddali już do końca, o co postarał się także Joel Embiid. Środkowy Philadelphii rzucił najlepsze w swojej playoffowej karierze 40 punktów, dodał do tego 13 zbiórek, a 76ers wyrównali stan serii wygrywając 118-102:

Trae Young tym razem nie dominował tak jak w pierwszym meczu, zdobywając 21 pkt (tylko 6/16 z gry) i 11 ast. Z szalonych rzutów z dystansu szybko wyleczył go natomiast Ben Simmons:

Drugi mecz tej nocy przysporzył zdecydowanie więcej emocji. Utah Jazz podejmowali u siebie LA Clippers. Zespół z Miasta Aniołów przystąpił do meczu jeszcze na fali z poprzedniej rundy. Ty Lue zdecydował się być wierny niskiemu ustawieniu, które przesądziło o wygranej z Dallas (Morris na centrze), a LAC szybko objęli dwucyfrowe prowadzenie. Jazz wyszli na to spotkanie jakby bez rozgrzewki – nie trafiali rzutów, spóźniali rotacje. W pewnym momencie Utah spudłowało 20 kolejnych prób. Trzeba jednak oddać Clippers, że część z tych pudeł wynikała z ich dobrej, agresywnej obrony.

Druga połowa to już jednak całkiem inna historia. Po przerwie na boisku zobaczyliśmy bowiem całkiem innego Donovana Mitchella. Lider Jazz wpadł w trans – rzucił 32 punkty w trzeciej i czwartej kwarcie na skuteczności 69% z gry i 57% za trzy. Ostatecznie mecz zakończył z wynikiem 45 pkt i 5 ast:

To głównie dzięki jego popisom, Jazz nie tylko wrócili do gry, ale objęli nawet dosyć bezpieczne prowadzenie w czwartej kwarcie. LA Clippers jednak nie zamierzali się po prostu poddać. Paul George trafił ważną trójkę dającą Clippers nadzieję na dogrywkę. Utah Jazz zmarnowali swoją okazję i LAC mieli szansę na dogrywkę. Niestety na parkiecie był jeszcze Rudy Gobert.

Francuz zagrał słaby mecz w ataku (10 pkt i 2/6 z gry), lecz jak przystało na 2-krotnego Obrońcę Roku, w defensywie był tam gdzie być powinien, przypieczętowując w ostatniej akcji zwycięstwo Jazz 112-109:

Czy jednak ten mecz mógł się zakończyć inaczej niż kluczowym blokiem ze strony Goberta po tym, jak na stadion przyszedł w koszulce zmarłego niedawno Marka Eatona?

Co warte podkreślenia – dzisiaj w hali Utah Jazz zasiadła maksymalna dopuszczalna liczba kibiców, po raz pierwszy od 9 marca 2020 roku.