Dotarł na sam szczyt, sędziując mecz w finale IO. Wojciech Liszka: Na co dzień prowadzę swój biznes [WYWIAD]

Dotarł na sam szczyt, sędziując mecz w finale IO. Wojciech Liszka: Na co dzień prowadzę swój biznes [WYWIAD]

Dotarł na sam szczyt, sędziując mecz w finale IO. Wojciech Liszka: Na co dzień prowadzę swój biznes [WYWIAD]
Wojciech Liszka podczas finału IO

Uważam, że historia dwóch chłopaków z podwórka ze Szczecina, którym udało się dotrzeć na samym szczyt, czyli do finału Igrzysk Olimpijskich, jest ogromnym osiągnięciem. To mi się w głowie nie mieści. To pokazuje, że jak ktoś ma wielką pasję, to wszystko jest możliwe – mówi Wojciech Liszka, który był jednym z arbitrów w finale IO w Paryżu.

Karol Wasiek: Gdy umawialiśmy się na wywiad napisał mi pan wiadomość: “wracam z podróży życia”. Proszę w takim razie opisać tę podróż z Paryża.

Wojciech Liszka, arbiter FIBA, który sędziował mecz w finale igrzysk olimpijskich w Paryżu: Nie ma co ukrywać, że dla dla sędziego nie ma niczego większego niż udział w finale igrzysk olimpijskich. To jest absolutne spełnienie marzeń z dzieciństwa. Takie przysłowiowe wejście na samym szczyt po… 28-letniej przygodzie z gwizdkiem. Jestem mega szczęśliwy, że mogłem być jednym z arbitrów w meczu Francja – USA, ale jednocześnie to nie oznacza, że to mój koniec sędziowania.

Wręcz przeciwnie! Ja to bardzo lubię robić, nazwałbym sędziowanie moją wielką pasją życiową.

To tylko pasja, czy też praca i główny zarobek?

Jest bardzo niewielu sędziów, którzy są w stanie utrzymywać się w pełni z sędziowania. Niestety konstrukcje biznesowe w koszykówce tak się układają, że musimy – jako sędziowie – łączyć to z inną pracą. Ja prowadzę swój biznes, w który jestem zaangażowany każdego dnia. To ten biznes zapewnia mi zabezpieczenie finansowe. Oczywiście koszykówka też dostarcza mi środki finansowe, ale to jest przede wszystkim życiowa pasja.

Wiem, że sędziowie piłkarscy mają kontrakty zawodowe. Czy jest to możliwe w polskiej koszykówce? Czy są prowadzone w tej sprawie jakiekolwiek rozmowy?

Myślę, że to pytanie należałoby bardziej skierować do władz ligi. Z moich informacji wynika, że takiego tematu nie ma, choć na pewno profesjonalizacja tego zawodu sprawiłaby, że sędziowie wskoczyliby na jeszcze wyższy poziom.

Ja jestem kolejnym przykładem na to, że można przejść całą drabinę i dojść na samym szczyt. Dlatego zachęcam wszystkich, by nie bać się zawodu sędziego. Warto przyjść na kurs i zapoznać się z tą pracą. Mnie kiedyś też nie przyszło do głowy, że będę stał obok wielkich gwiazd koszykówki. Spróbujcie!

Jak pan łączy sędziowanie ze swoim biznesem? Pytam, bo wiem że jako sędzia FIBA ma pan także mecze międzynarodowe w trakcie sezonu.

Faktycznie prawdą jest, że od września – niemal w każdym tygodniu – mam mecz poza granicami Polski, a także jeden w ORLEN Basket Lidze. Do tego dochodzą spotkania reprezentacji narodowych. Ja w trakcie wakacji też pracuję, bo są najważniejsze imprezy: EuroBasket, MŚ, czy Igrzyska Olimpijskie. Teraz mam 2-tygodniową przerwę przed kolejnym sezonem.

W pana CV widziałem nawet poprowadzone mecze w Lidze Letniej. To mnie chyba najbardziej zaskoczyło.

Miałem dwukrotnie możliwość sędziowania meczów w Lidze Letniej: w 2019 i 2024 roku. Nie ukrywam, że to był bardzo ważny element przygotowań do spotkań na Igrzyskach Olimpijskich. Liga Letnia była świetnym doświadczeniem. Spędzony czas w USA był pięknym momentem dla mnie jako człowieka, który kocha koszykówkę i zawsze pragnął być jak najbliżej takich wydarzeń.

Jak pan znalazł się w gronie sędziów na Igrzyskach Olimpijskich?

By się tam znaleźć trzeba przejść wieloletnią drogę, podczas której musisz nabyć sporo wiedzy. Jesteś pod stałą obserwacją osób zarządzających. Jeśli robisz postępy, idziesz do góry i dostajesz kolejne szanse. W kwietniu 2024 roku FIBA zdecydowała o wyborze 40 sędziów, którzy zakwalifikowali się do szerokiej kadry na IO. Później – po turniejach kwalifikacyjnych – wybrano już wąską grupę 30 arbitrów, którzy pojechali Francji.

Każdy mecz na IO był dokładnie obserwowany, mieliśmy szczegółowe analizy, co mogliśmy zrobić lepiej albo inaczej w danych sytuacjach. To były długie, ale zarazem bardzo pouczające rozmowy. Dojście do finału dzieje się za sprawą drogi eliminacji. Lepsi – zdaniem obserwatorów – sędziują po prostu dłużej. Nie ma tu większej filozofii.

Dla mnie sama obecność na IO była dużym przeżyciem. Turniej nie był dla mnie łatwy, ale z każdym kolejnym meczem czułem się coraz pewniej. Byłem mocno skupiony. Myślę, że taka stabilna forma zaprowadziła mnie na samym szczyt.

W jakich okolicznościach dowiedział się pan o tym, że będzie jednym z sędziów w finale Igrzysk Olimpijskich? Jak pan zareagował? Był wybuch radości?

To jest bardzo ciekawa historia. Byłem wtedy – w szerszym gronie – na lunchu w restauracji. Dostaliśmy wtedy informację, by przygotowywać się do wielkiego finału. Naprzeciwko mnie siedział Hiszpan Antonio Conde, który był głównym arbitrem finałowego starcia. Jednak nie mogliśmy okazać emocji, bo informacja była ściśle tajna. To było piekielnie trudne, by nie okazywać żadnych uczuć, bo łzy same cisnęły się do oczu. Ten moment zapamiętam na całe życie.

Był pan trzecim polskim arbitrem, który sędziował finałowe spotkanie na Igrzyskach Olimpijskich. Wcześniej byli to Wiesław Zych i Piotr Pastusiak, z którym – co ustaliłem – przyjaźni się pan na co dzień. Czy miał pan okazję rozmawiać z nimi przed rozpoczęciem meczu USA – Francja?

Faktycznie ja z Piotrem przyjaźnimy się od samego początku naszej sędziowskiej ścieżki. Pamiętam nasze wspólne początki, gdy wychodziliśmy na boisko bez większej znajomości tematu. Uczyliśmy się na własnych błędach w ligach amatorskich. Zawsze nam przyświecało takie motto: “jak będziemy dobrzy, to na pewno ktoś nas weźmie. Nie patrzmy na innych. Róbmy wszystko jak najlepiej, by być na najwyższym poziomie”.

Uważam, że historia dwóch chłopaków z podwórka ze Szczecina, którym udało się dotrzeć na samym szczyt, czyli do finału Igrzysk Olimpijskich, jest ogromnym osiągnięciem. To mi się – mówiąc szczerze – w głowie nie mieści. To pokazuje, że jak ktoś ma wielką pasję, to wszystko jest możliwe.

Podczas IO byłem w stałym kontakcie z Piotrem. Miałem też przyjemność rozmawiać z Wiesławem, ale też z innymi sędziami, którzy prowadzili mecze na IO: Marek Paszucha i Grzegorz Ziemblicki. Każdy regularnie wysyłał do mnie wiadomości w trakcie turnieju. Miałem bardzo duże wsparcie ze strony polskiego środowiska.

Cieszę się, że udało się nie zawieść kolegów i samego siebie.

Wojciech Liszka podczas meczu Ligi Letniej NBA

Jakie wskazówki otrzymał pan przed finałem, także z organu zarządzającego?

Za każdym razem było nam powtarzane: “waszym celem jest to, by umożliwić gwiazdom koszykówki pokazać ich talent w jak największym stopniu. Nie przeszkadzajcie. Ingerujcie tam, gdzie jest to niezbędne”.

Wydaje mi się, że to udało się osiągnąć. Możemy – jako sędziowie – być z tego powodu bardzo zadowoleni.

Jak z perspektywy sędziego wyglądał finał Igrzysk Olimpijskich? Jak jest sędziować mecz, w którym grają LeBron James, Stephen Curry i inne gwiazdy NBA?

Zacznę od tego, że to są profesjonaliści w każdym wymiarze. Praca z takimi ludźmi to czysta przyjemność, ponieważ oni mają świadomość wszystkich aspektów tego, co się składa na widowisko koszykarskie. Czasami coś nie pójdzie po ich myśli, ale mają świadomość tego, że muszą do tego przejść w sposób absolutnie profesjonalny, taki, by nie wybiło ich to z odpowiedniego rytmu.

Zawodnicy często do mnie podchodzili i zadawali pytania, ale po to, by usłyszeć moją odpowiedź, a nie by wywierać presję. Dialog na najwyższym możliwym poziomie.

Gracze z NBA świetnie kontrolują emocje. Poza tym ich gra jest na takim poziomie, że generują mniej nielegalności niż zawodnicy z niższego pułapu. To jest bardzo widoczne.

Jakaś konkretna sytuacja z tego finału zapadła panu w pamięć?

Była taka sytuacji przy linii końcowej, gdy doszło do kontaktu pomiędzy Embiidem a Gobertem. Stephen Curry spojrzał na mnie z szyderczym uśmiechem z takim pytaniem: “hej, co tam się dzieje”. Spojrzałem mu głęboko w oczy, również uśmiechnąłem i tym samym udało się rozładować napięcie.

Faza grupowa była rozgrywana w Lille, z kolei mecze w rundzie pucharowej były już w Paryżu. Czy pan mieszkał w wiosce olimpijskiej?

W obu miastach sędziowie mieszkali w hotelu. W Paryżu był to hotel obok hali Bercy. Ciekawostką jest fakt, że w nim byli też koszykarze Serbii, Grecji i Brazylii. To dość rzadko spotykany obrazek, by sędziowie i zawodnicy byli zameldowani w tym samym miejscu. Jeśli mam być szczery, to była dziwna sytuacja.

Dlaczego?

Bo przy tego typu imprezach zwyczajem jest, że sędziowie są po prostu w innym hotelu. Nie w tym samym miejscu co zawodnicy i trenerzy. Później pojawiły się jeszcze piłkarki Brazylii, gimnastyczki i gimnastycy z całego świata. Było tłoczno. Mieliśmy taką małą wioskę olimpijską. Gdy schodziło się na śniadanie, to można było spotkać gwiazdę światowego sportu.

Z jakim nastawieniem podejdzie pan do meczów w ORLEN Basket Lidze, mając za sobą finał igrzysk olimpijskich? Czy coś się u pana zmieni?

Nic się nie zmieni w moim podejściu. Jestem – po finale igrzysk olimpijskich – tym samym człowiekiem i sędzią. Pewnie oczekiwania względem mnie będą na wyższym poziomie, ludzie będą chcieli, żebym popełniał mniej błędów, oczywiście będę starał się unikać wpadek, ale pamiętajmy, że każdy z sędziów jest tylko człowiekiem. Myślę, że niektórzy nie zdają sobie sprawy, że to jest bardzo trudna robota. Należy pamiętać, że zawodnicy popełniają błędy, trenerzy także, i sędziowie również.

Ale to nie oznacza, że nie chcemy się robić postępów. Nam sędziom bardzo zależy na rozwoju, dlatego bardzo pieczołowicie przygotowujemy się do każdego spotkania. Robimy analizy, scouting poszczególnych drużyn i zawodników. Proszę mi wierzyć, że wszystko mamy przygotowane na tip-top.

Nie ma co ukrywać, że sędziom – podczas meczów w PLK – często się mocno dostaje za pracę. Padają wyzwiska. Jak pan na to reaguje?

Na poziomie profesjonalnym skupiamy się na rzeczach, na które mamy wpływ i są ważne dla meczu. Może pana zaskoczę, ale w trakcie meczu bardziej słyszę szum w tle a nie konkretne przyśpiewki. Nie oszukujmy się, ale nie spodziewam się, że ktoś będzie krzyczał: “brawo sędziowie” (śmiech).

Promowałbym zdrowe postawy do sędziów na tym najniższym poziomie. To jest najważniejsze, by nie zniechęcać młodych ludzi do tego zawodu. My – profesjonaliści – umiemy sobie z tym radzić i to nie wpływa na naszą pracę. Ale potrzebujemy dopływu nowych ludzi.

Chcemy stale się dla Was rozwijać i dostarczać coraz lepszych, atrakcyjniejszych treści. Rejestrując się u bukmachera Superbet z kodem ZKRAINYNBA wspierasz nas i pomagasz rozwijać nasz portal. Dziękujemy!

+18 tylko dla osób pełnoletnich, pamiętaj że hazard uzależnia, graj legalnie i odpowiedzialnie.